Przyjdzie Mordor i nas zje. Ziemowit Szczerek
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Przyjdzie Mordor i nas zje - Ziemowit Szczerek страница 10
– Pewnie tak – odpowiedziałem. – Dla towarzystwa. Jak ten Cygan, co to się dla towarzystwa dał powiesić.
Uśmiechnął się.
– A ty? – zapytałem.
– Ja też dla towarzystwa – powiedział. – Poza tym za stary jestem na orlę.
– A na orła brak ci charakteru.
– Ci też.
Gapiliśmy się przez chwilę na Polaków spacerujących pomiędzy białymi rzędami krzyży. Hawran roześmiał się nieszczerze i zrobił komórką zdjęcie faceta, który robił komórką zdjęcie swojej żonie, która robiła komórką zdjęcie białemu krzyżowi, pod którym leżało najmłodsze z orląt: Jaś, który miał 10 lat.
5
Biznes
Spotkałem tego kolesia jakoś zupełnie przypadkiem, gdzieś na obrzeżach Lwowa. W okolicach tego osiedla, na które wjeżdża się od polskiej strony. Bloczydła, chaszcze, rozwłóczone chodniki. Facet szedł cały na galowo – w garniturze, białej koszuli, pod krawatem. Wąsy, lat około czterdziestu. W eleganckich mokasynach przeskakiwał nad kałużami. W dłoni trzymał czerwono-białą reklamówkę z napisem „Marlboro”. Ta reklamówka, nie mogłem pozbyć się takiego wrażenia, była wyprasowana.
– Przepraszam – zwrócił się do mnie po rosyjsku. – Jestem tu nowy, dopiero co przyjechałem.
– Ja właściwie też – odpowiedziałem, bo dopiero co wysiadłem z marszrutki. – W czym mogę pomóc?
– Szukam kontrahentów biznesowych – odparł na to on.
– Mogę jedynie życzyć powodzenia – powiedziałem.
– A wy – facet poklepał mnie po plecach – byście nie optowali?
– Ja? – zdziwiłem się. – Bez przesady. Ja się nie znam, w ogóle nie wiem o co…
– W tej torbie – powiedział facet, podnosząc torbę z napisem „Marlboro” – mam plan. Biznesplan. Nic, tylko realizować. Przedsięwzięcie – salon gier. Wyobrażacie sobie? W dobie komputerów osobistych wszystkie te maszyny, flippery, no, wszystko – poszło na przemiał. Można bardzo tanio kupić. I, wyobraźcie sobie, jakby tak pójść w takie retro. Wynająć halę, ustawić maszyny. Przecież tu nie tylko chodzi o to, żeby zagrać, ale też o to, żeby pójść do ludzi, piwa popić. A my byśmy piwo sprzedawali, i w ogóle. Wszystko by było.
– Panie – wykrztusiłem – przecież ja pana nie znam. Dopiero co mnie pan na ulicy spotkał…
– A –zniecierpliwiony facet machnął ręką – idź pan na chuj. I rób tu, człowieku, kapitalizm. „Weź życie w swoje ręce”, mówili, chuj im na twarze.
I poszedł dalej. Kilkaset metrów dalej, widziałem, zaczepił kolejnego przechodnia. Opowiadał coś i dumnie prezentował siatkę z Marlboro.
6
Kwas
Udaj i Kusaj mieli swoje dojścia we Lwowie. Wiedzieli, gdzie kupić gandzię. Plan był taki: przyjeżdżamy na Ukrainę, zaopatrujemy się w staf, jaramy i kręcimy się bez specjalnego celu po kraju. W tamtym czasie więcej niespecjalnie było nam potrzeba. Dojedziemy na Krym – fajnie. Pojedziemy do Donbasu – też fajnie. Do Hulajpola – jeszcze fajniej. Wsjo rawno i powiewa.
Udaj i Kusaj sami byli osobnikami nieźle pojechanymi. Sam się dziwiłem, że z nimi pojechałem. Kolesie wciągali, co tylko miało kopa i żarli kwasy jak chipsy. Byli nierozłączni. Nie byli gejami, ale byli nierozłączni. Czasem tak jest. Wynajmowali razem mieszkanie i razem kwasili, jarali blanty kilogramami, a czasem, żeby postawić się do pionu, zdarzało się, że dociągali, co tam było białego.
Byli generalnie audiofilami. Studiowali inżynierię dźwięku czy coś takiego. W przyszłości chcieli otworzyć studio nagrań. Póki co dłubali coś tu i tam przy produkcji muzycznej. Z tego żyli, ale ich audiofilstwo polegało nie tylko na studiowaniu inżynierii i dłubaniu przy produkcji, ale też na przykład na tym, że wyciszali sobie całkowicie pokój, w którym stał sprzęt do grania, mierzyli w którym miejscu najlepiej słychać (za pomocą jakichś tajemniczych urządzeń), rysowali kredą iks na podłodze, a późnej siadali w tym iksie i słuchali, totalnie upaleni, jakiejś dziwnej muzyki. Ambientu, jungle, nie wiem, electro. Któregoś dnia przyszedłem do nich niezapowiedziany. Mieszkanie było otwarte, więc wszedłem. Wołałem, że „cześć”, ale nikt nie odpowiadał. Było słychać przytłumioną muzykę. Poszedłem do głównego pokoju i pchnąłem drzwi: siedzieli nieruchomo, jeden obok drugiego, na wielkim iksie pośrodku podłogi. Muzyka, której słuchali, była taka, że miałem wrażenie, jakby pełza po ścianach. Ich oczy zakrywały czarne okulary i w ogóle się nie poruszali. Byli tak sztywni od kwasów i cholera wie czego, że nawet mnie nie zauważyli. Byłem dość przerażony. Wyszedłem, cicho zamykając drzwi i odetchnąłem dopiero na ulicy.
Później im się trochę znudziło audiofilstwo i zaczęli szukać nowych wrażeń. Przez jakiś czas interesowali się odjechanymi filmami, ale i tego szybko mieli dosyć. Ileż razy można obejrzeć dzieła zebrane Jodorowskiego i Pasoliniego. No i wtedy zaczęli jeździć na wschód. I tam doznali oświecenia.
– O jaa – opowiadał Udaj. – Stary, idziemy parkiem w Kijowie, idziemy, nie, idziemy przełajem, bo ścieżkę zgubiliśmy (tylko Udaj z Kusajem byli w stanie zgubić ścieżkę w parku), brniemy w krzorach wśród tych wszystkich gówien i srajtasiemek, brniemy, i nagle słyszymy, ty, Poljuszka polje. Znasz? No. Takie patataj, patataj, patataj, a potem, że „poooljuszka poolje, poljuszka szyrooooko pooolje”, kumasz? Nie? No. No to słyszymy to poljuszka polje, pompatyczna ruska muza leci, a my gdzieś wśród gówien w krzakach, wśród puszek tuny w tomacie i flaszek, rozumiesz…
– No i co? – zniecierpliwiłem się.
– No i brniemy dalej przez te krzorska, brniemy, a to polujszka coraz głośniej, ty, i wychodzimy na taki wyjebiście duży plac w środku parku, a na tym placu, men, chór wojskowy w tych czapkach wielkich i śpiewają a’kurwa’cappella. Na full regulator.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами