Królowa Margot. Aleksander Dumas

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Królowa Margot - Aleksander Dumas страница 22

Królowa Margot - Aleksander Dumas

Скачать книгу

Febe! — krzyknęła ze złością Katarzyna.

      — Zawołaj ją, pani, do siebie — rzekł Bearneńczyk — gdyż nie chce mnie stąd wypuścić.

      Królowa-matka wstała i przytrzymała pieska za obróżkę, dopóki Henryk nie wyszedł z tak wesołą i spokojną twarzą, jak gdyby nie czuł w głębi serca, że życiu jego grozi niebezpieczeństwo.

      Piesek, puszczony przez Katarzynę, czując się wolnym, rzucił się za Henrykiem, lecz znalazłszy drzwi zamknięte, ponuro tylko zawył, wsadziwszy długą mordkę za portierę.

      — Teraz, Karolino — powiedziała Katarzyna do pani de Sauve — zawołaj mi panów Gwizjusza i Tavannesa, znajdujących się w mojej modlitewni. Po powrocie odprowadzisz do domu księżnę Lotaryńską, gdyż jest cokolwiek słaba.

      Rozdział VII Noc 24 sierpnia 1572 roku

      Rozdział VII

      Noc 24 sierpnia 1572 roku

      Skoro La Mole i Coconnas zjedli w oberży „Pod Piękną Gwiazdą" lichą wieczerzę (gdyż pieczone ptaki były tylko na szyldzie), Coconnas wyciągnął nogi, podparł się łokciami o stół i dopijając ostatniej szklanki wina, zapytał:

      — I cóż, czy zaraz idziesz spać, panie de La Mole?

      — Na honor, myślę to uczynić, gdyż być może, iż mnie w nocy obudzą.

      — I ja także — powiedział Coconnas — jednak zdaje mi się, że w takim razie zamiast iść spać i dać na siebie czekać tym, co po nas przyślą, lepiej każmy sobie podać karty i grajmy. Tym sposobem zastaną nas gotowych.

      — Chętnie bym się na to zgodził — odrzekł La Mole — lecz na karty brak mi pieniędzy; całego majątku mam zaledwie sto talarów złotem.

      — Sto talarów złotem! — zawołał Coconnas — i jeszcze się pan uskarżasz? Do kroćset, ja mam tylko sześć.

      — Wątpię — odparł La Mole — widziałem przecież, jak pan wyjmowałeś z kieszeni worek, który wydawał mi się nie tylko pełny, lecz nawet tęgo nabity.

      — Eh!... — powiedział Coconnas — to są pieniądze przeznaczone na uiszczenie dawnego długu, który muszę oddać staremu przyjacielowi mego ojca, zdaje się, takiemu hugonotowi jak i pan. Tak — dodał uderzywszy się po kieszeni — jest tu sto sztuczek złota, lecz należą one do pana Mercandona. Moja spuścizna ogranicza się, jak już panu powiedziałem, do sześciu talarów.

      — Więc jakże będziemy grali?

      — Właśnie też dlatego chciałem grać... Zresztą, wiesz pan, jaka mi przyszła myśl?

      — Jakaż?

      — Obydwaj przyjechaliśmy do Paryża w jednym celu?

      — Tak jest.

      — Każdy z nas ma silnego protektora?

      — Tak jest.

      — Pan, bez wątpienia, tak polegasz na swoim jak ja na moim.

      — Tak jest.

      — A więc przyszło mi na myśl, ażebyśmy najprzód grali o pieniądze, a następnie o najpierwszą otrzymaną łaskę u dworu lub też o pierwsze powodzenie w miłości.

      — W istocie to bardzo dowcipnie — odparł z uśmiechem La Mole — lecz przyznam, że nie jestem tak zapalonym graczem, ażebym ośmielił się powierzyć całą mą przyszłość karcie albo kościom; gdyż tak moje życie, jak i twoje bez wątpienia zależeć będzie od pierwszej łaski u dworu.

      — Więc nie stawiajmy na kartę pierwszej łaski u dworu, lecz grajmy o kochankę.

      — Wykonaniu tego zamiaru przeszkadza tylko jedna okoliczność — powiedział La Mole.

      — Jakaż?

      — Że wcale nie mam kochanki.

      — I ja również, lecz spodziewam się, że sobie niezadługo jaką wynajdę. Dzięki Bogu!... nie będę postacią swoją odstraszał kobiet ani też mi tutaj na nich nie zbraknie.

      — A więc pod tym względem nie odczujesz braku, panie de Coconnas, lecz ponieważ nie bardzo wierzę w swoją gwiazdę miłosną, grać więc z panem o miłość kochanki byłoby to samo co pana okraść. Dlatego też postaw pan lepiej na kartę swoje sześć talarów, jeżeli je przegrasz, a będziesz chciał grać dłużej, przecie jesteś szlachcicem, a słowo szlacheckie warte jest tyle co złoto.

      — To co innego! — zawołał Coconnas — masz pan słuszność; słowo szlacheckie warte jest złota, zwłaszcza gdy szlachcic jest w łaskach u dworu. Wierz mi pan, że, niewiele ryzykuję stawiając na kartę pierwszą otrzymaną u dworu łaskę.

      — Bez wątpienia, możesz ją pan przegrać, lecz ja nie mogę wygrać, gdyż będąc na usługach króla Nawarry, nic nie mogę otrzymać od księcia Gwizjusza.

      — A heretyku! zwąchałem cię — mruknął gospodarz, nie przestając czyścić starego kasku.

      Lecz zaraz zamilkł i przeżegnał się.

      — Aha! pokazuje się stąd — mówił Coconnas tasując podane przez chłopca karty — że pan jesteś...

      — Kim?

      — Hugonotem.

      — Kto, ja?

      — Tak.

      — Przypuśćmy, że tak jest w istocie — rzekł La Mole uśmiechając się. — Czy masz coś przeciw temu?

      — O!... dzięki Bogu, nie. Mnie to wszystko jedno. Z całego serca nienawidzę ich religii, lecz nie jestem nieprzyjacielem hugonotów; zresztą teraz są oni w modzie.

      — Tak — odpowiedział śmiejąc się La Mole — dowodem tego jest wystrzał z rusznicy do admirała. Czy czasem nie zechcesz pan grać o wystrzał?

      — Zostawiam to do woli pańskiej — rzekł Coconnas — ja bylebym tylko grał, mało mnie obchodzi o co.

      — Zaczynajmy więc — powiedział La Mole, zbierając rozdane karty i układając je w ręku podług kolorów.

      — Dobrze, graj pan śmiało i z zaufaniem, bo jeżeli przegram nawet sto talarów złotem, jutro zwrócę je panu.

      — A więc szczęście nawiedzi pana we śnie?

      — Nie, pójdę go szukać.

      — Gdzie, powiedz mi pan? Pójdziemy razem.

      — W Luwrze.

      — Czy pan tam idziesz tej nocy?

      —

Скачать книгу