Królowa Margot. Aleksander Dumas
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Królowa Margot - Aleksander Dumas страница 23
— A hasło znasz pan?
— Znam.
— I umówiony znak?
— Nie.
— A ja wiem; moje hasło jest...
Przy tych słowach Piemontczyka La Huriere zrobił tak wyraźny gest, że Coconnas, właśnie w chwili kiedy podniósł głowę, aby wyjawić swą tajemnicę, zatrzymał się jak wryty. Mina gospodarza uderzyła go bardziej aniżeli przegrana trzech talarów.
La Mole, zauważywszy zdziwienie malujące się na twarzy partnera, obrócił się, lecz ujrzał za sobą oberżystę z założonymi rękoma, ubranego w kask, który przed chwilą czyścił.
— Co panu jest? — zapytał swego towarzysza.
Coconnas spojrzał na gospodarza, następnie na La Mole'a, nie odpowiedziawszy ani słowa, gdyż zgoła nie pojmował znaków La Huriere'a. Ten zaś poznał, że już czas pośpieszyć mu na pomoc.
— Ja także bardzo lubię grać — odezwał się nagle — i właśnie kiedy przyszedłem przyjrzeć się, jak panowie gracie, zobaczył mnie pan hrabia w kasku i bez wątpienia zdziwiło go, że zobaczył w takim ubraniu biednego mieszczanina.
— Zabawna figura, nie ma co mówić — zawołał La Mole parsknąwszy śmiechem.
— I cóż — powiedział La Huriere, sprytnie udając człowieka ograniczonego i wzruszając ramionami, jakby chciał ich przekonać o swej niższości — myśmy nie rycerze i wcale nie mamy postaci wykwintnej! Taka szlachta jak panowie łatwo może paradować w złoconych kaskach i z ozdobnymi rapierami. A my bylebyśmy tylko dobrze odbyli wartę...
— Czy chodzisz na wartę? — zapytał La Mole, z kolei tasując karty.
— A jakże, panie hrabio. Jestem sierżantem w oddziale policji miejskiej. Powiedziawszy to, La Huriere, korzystając z tego, że La Mole rozdawał karty, położył palec na ustach na znak milczenia i odszedł.
Coconnas, jeszcze bardziej zdumiony i roztargniony, stracił wkrótce resztę swoich pieniędzy.
— Dobrze, już przegrałeś pan całe sześć talarów. Czy chcesz jeszcze odegrać się na rachunek swego przyszłego szczęścia?
— Jak najchętniej — odrzekł Coconnas.
— Lecz mówiłeś, zdaje mi się, że masz oznaczoną schadzkę z księciem Gwizjuszem?
Coconnas zwrócił spojrzenie ku miejscu, gdzie była kuchnia, i zobaczył gospodarza dającego mu, jak i poprzednio, znaki oczyma.
— Tak jest — odparł — lecz jeszcze wcześnie. Lepiej pomówmy o tobie, panie de La Mole.
— Ja myślę, że lepiej będzie pomówić o grze, kochany panie de Coconnas, gdyż jeżeli się nie mylę powinienem wygrać jeszcze sześć talarów.
— A, prawda... zawsze mi mówiono, że hugonoci są szczęśliwi w grze. Niech to diabli porwą! Mam wielką chęć zostać hugonotem.
Oczy La Huriere'a błysnęły jak dwa węgle, lecz Coconnas, zupełnie zajęty grą, nie spostrzegł tego.
— Uczyń to, hrabio, uczyń! — powiedział La Mole — przyjmiemy cię wszyscy z radością.
Coconnas podrapał się za uchem.
— Gdybym był przekonany, że pańskie szczęście stąd się bierze...
— A przy tym — przerwał La Mole — religia nasza tak jest piękna, prosta, czysta!
— I w modzie — dodał Coconnas — a co najgłówniejsze, przynosi szczęście w kartach, gdyż niech mnie diabli porwą, jeżeli za każdym razem nie masz pan w ręku asa, chociaż uważam na pana od samego początku gry. Pan grasz śmiało i honorowo.
— Winieneś mi pan znowu sześć talarów więcej — spokojnie wtrącił La Mole.
— Ah!... jak pan mnie ogrywasz — powiedział Coconnas — jeżeli tej nocy nie będę zadowolony z księcia Gwizjusza...
— To cóż?...
— To jutro poproszę pana, ażebyś mnie przedstawił królowi Nawarry; bądź pan jednak spokojny, gdyż jeżeli zostanę hugonotem, będę lepszym aniżeli Luter, Kalwin, Melanchton i wszyscy reformatorowie na świecie.
— Tss! — powiedział La Mole — pogniewasz się pan z naszym gospodarzem.
— Prawda — odrzekł Coconnas oglądając się w kierunku kuchni. — Lecz nie, on nas nie słucha; bardzo jest teraz zajęty.
— Cóż on tam robi? — zapytał La Mole, który nie widział La Huriere'a. — Rozmawia z... Niech mnie diabli wezmą! To on!
— Kto taki?
— Jeden z tych ptaków nocnych, z którym rozmawiał właśnie wtedy, kiedyśmy przyjechali; pamiętasz pan tego człowieka w żółtym kaftanie i szarym płaszczu. A! Jak się oburza! jak się gniewa La Huriere! Powiedz no, rozstrzygasz losy Europy czy co?
Lecz tym razem La Huriere odpowiedział tak energicznym gestem, że Coconnas, jakkolwiek bardzo lubił grać w karty, wstał i zbliżył się do niego.
— Dokąd pan idziesz? — zapytał La Mole.
— Czy pan rozkaże dać wina? — rzekł La Huriere, żywo chwytając Piemontczyka za rękę — zaraz dadzą, Grzegorzu, podaj wina!
Następnie szepnął mu do ucha:
— Milczenie, milczenie, jeżeli ci, hrabio, życie miłe! Odpraw natychmiast swego towarzysza.
La Huriere był tak blady, a jego towarzysz tak posępny, że Coconnas uczuł, jak dreszcz przebiegł mu po całym ciele.
Następnie, zwróciwszy się do La Mole'a, powiedział:
— Daruj mi, panie de La Mole, przegrałem już pięćdziesiąt talarów. Dzisiaj mi jakoś nie idzie. Już więcej grać nie myślę.
— Bardzo dobrze, jak się panu podoba — odrzekł La Mole. — Zresztą, cieszę się, że będę mógł cokolwiek odpocząć. La Huriere!
— Co pan hrabia rozkażesz?
— Jeżeli po mnie kto przyjdzie od króla Nawarry, natychmiast mnie obudź. Nie będę się rozbierał, ażeby być gotowym.
— I ja także — rzekł Coconnas — ażeby nie zmuszać Jego Książęcej Mości do oczekiwania na mnie choćby przez chwilę, pójdę przygotować sobie znak. La Huriere, daj mi nożyczki i arkusz białego papieru.
— Grzegorzu! — zawołał La Huriere — papieru białego na napisanie listu i nożyczek na wykrojenie koperty!