Królowa Margot. Aleksander Dumas
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Królowa Margot - Aleksander Dumas страница 21
Henryk postąpił kilka kroków ku drzwiom, aby wypełnić rozkaz królowej-matki, lecz w tej chwili uchylono portierę i jasna główka pani de Sauve wsunęła się do pokoju.
— Pani — powiedziała Karolina — przyszedł perfumiarz Renę, którego Wasza Królewska Mość raczyłaś zawołać.
Katarzyna rzuciła na króla Nawarry spojrzenie szybkie jak błyskawica.
Młody książę zaczerwienił się z lekka, a potem nagle straszną pokrył się bladością.
Nazwisko, które wymówiono, nosił zabójca jego matki.
Henryk, czując, że twarz jego zdradza wewnętrzne wzruszenie, oparł się na parapecie okna.
Piesek zaszczekał.
W tej chwili weszły dwie osoby: jedna, którą już oznajmiono, i druga, mająca zawsze wolny wstęp.
Pierwszą był perfumiarz Rene. Zbliżył się on do królowej, pełen uniżonej grzeczności sług florenckich, trzymając w rękach otwartą mkatułkę, której wszystkie przegródki napełnione były proszkami i flakonikami.
Drugą osobą była księżna Lotaryńska, starsza siostra Małgorzaty. Weszła ona tajemnymi drzwiczkami, prowadzącymi do gabinetu króla. Księżna " była blada i drżała; spodziewając się, że Katarzyna, zajęta z panią de Sauve oglądaniem szkatułki przyniesionej przez Renego, nie spostrzeże jej, usiadła obok Małgorzaty; król Nawarry stał. obok żony, z ręką na czole, jak człowiek, co nagle olśniony światłem, stara się przyjść do siebie.
Prawie w tejże chwili Katarzyna zwróciła się do Małgorzaty i rzekła:
— Moja córko, możesz już odejść do siebie. A ty, mój synu, możesz iść pobawić się na mieście.
Małgorzata wstała; Henryk obrócił się, zamierzając wyjść. Księżna Lotaryńska pochwyciła Małgorzatę za rękę.
— Siostro — powiedziała cicho i prędko — na imię Gwizjusza, któremu ocaliłaś życie i który teraz ratuje twoje, zaklinam cię, nie oddalaj się stąd, nie chodź do swoich pokoi.
— Co tam mówisz, Klaudio? — zapytała Katarzyna.
— Nic, matko.
— Ej! ty coś szepnęłaś Małgorzacie.
— Życzyłam jej dobrej nocy i zarazem oświadczyłam, że księżna de Nevers przesyła jej swoje uszanowanie.
— A gdzież jest ta piękna księżna?
— U swego szwagra, księcia Gwizjusza.
Katarzyna spojrzała na córki podejrzliwie i zmarszczyła brwi.
— Pójdź tutaj, Klaudio — zawołała. Klaudia usłuchała. Katarzyna wzięła ją za rękę.
— Coś jej powiedziała, gaduło? — syknęła królowa, ściskając silnie dłoń córki.
Henryk, nic nie słysząc, lecz nie straciwszy z oczu ani jednego poruszenia królowej, księżnej Klaudi i Małgorzaty, zwrócił się do żony:
— Pozwól mi, pani, ucałować twoją dłoń. Małgorzata wyciągnęła doń drżącą rękę.
— Co ci Klaudia mówiła? — szepnął Henryk, nachylając się do jej palców.
— Żebym nie wychodziła stąd. Na Boga!... nie wychodź ty także.
Te słowa przebiegły w głowie Henryka jak błyskawica, lecz blask jej był dostateczny, ażeby oświecić go co do całego spisku.
— To jeszcze nie wszystko — powiedziała Małgorzata — oto list przyniesiony przez szlachcica prowansalskiego.
— Pana de La Mole?
— Tak.
— Dziękuję — odrzekł Henryk chowając list.
I odszedłszy od zalęknionej żony, położył rękę na ramieniu florentczyka.
— No i cóż, panie Renę — zapytał — jakże tam idzie handel?
— Dosyć dobrze — odpowiedział truciciel ze swym zdradzieckim uśmiechem.
— I ja tak myślę — rzekł Henryk — skoro posiadasz za klientów wszystkie ukoronowane głowy nie tylko we Francji, ale i za granicą.
— Wyjąwszy głowę króla Nawarry — uczynił zuchwałą uwagę florentczyk.
— Tak, tak! — zawołał Henryk — masz słuszność; a jednak biedna moja matka, która u ciebie wszystko kupowała, polecała umierając pamięci mej perfumiarza Renego. Jutro lub pojutrze przyjdź do mnie i przynieś perfumy najlepsze, jakie masz.
— To ci wcale nie wyjdzie na złe — wtrąciła z uśmiechem Katarzyna — mówią...
— Że ode mnie nieosobliwie pachnie — przerwał Henryk śmiejąc się także — lecz któż ci, matko, o tym powiedział? Czy Małgorzata?
— Nie, mój synu — odrzekła Katarzyna — pani de Sauve.
W tejże chwili księżna Lotaryńska, nie mogąc mimo usiłowań zapanować nad sobą, wybuchnęła łkaniem. Henryk nawet się nie obejrzał.
— Co ci jest, siostro? — zawołała Małgorzata, rzucając się do Klaudii.
— Nic — odpowiedziała Katarzyna stając pomiędzy nimi. — Miewa ona często gorączkę nerwową, którą Mazille radzi leczyć ziołami.
I znowu z większą jeszcze siłą ścisnęła rękę starszej córki: następnie, obracając się do młodszej, rzekła:
— No i cóż, Małgorzato, czyż nie słyszałaś, żem cię prosiła, abyś odeszła do siebie? Jeżeli ci tego za mało, rozkazuję ci.
— Przebacz, matko — powiedziała Małgorzata blada i drżąca. — Życzę spokojnej nocy Waszej Królewskiej Mości.
— Spodziewam się, że twoje życzenie się spełni. Dobranoc ci. Małgorzata odeszła wolnym i niepewnym krokiem, na próżno starając się spotkać wzrok męża, który nawet nie obejrzał się za nią.
Nastała chwila milczenia. Katarzyna nie spuszczała z oczu księżnej Lotaryńskiej, z założonymi rękoma spoglądającej na matkę.
Henryk stał odwrócony tyłem, lecz całą tę scenę widział w lustrze, udając, że sobie smaruje wąsy pomadą tylko co wziętą od Renego.
— Cóż, Henryku — zapytała Katarzyna — czy wyjdziesz nareszcie?