.

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу - страница 3

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
 -

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      Skylight, ul. Złota

      Kordian Oryński wszedł do gabinetu opatrzonego plakietką „junior associate”. Wisiała na drzwiach już od półtora roku, ale jej widok nadal sprawiał mu tyle samo satysfakcji, co pierwszego dnia po otrzymaniu własnego biura.

      Było to określenie może nieco na wyrost, biorąc jednak pod uwagę wspomnienia z noryobory, gdzie tłoczyli się wszyscy stażyści i praktykanci, należało uznać, że trafił do raju.

      Kordian usiadł za biurkiem, otworzył macbooka, a potem zaczął przeglądać portale. Jego poranny rytuał obejmował sprawdzenie działu prawnego na Money.pl, trzymanie ręki na pulsie w zmianach legislacyjnych na Lex.pl i w końcu przeglądanie serwisu „Gazety Prawnej”.

      Ledwo dotarł do pierwszego artykułu, drzwi do gabinetu się otworzyły. Oryński oderwał wzrok od monitora i spojrzał na niewysokiego chudzielca, który wparował do środka bez pytania. Zamknął za sobą drzwi, a potem się odezwał:

      – Ale kibel.

      Kordian nabrał tchu.

      – Widziałeś? – zapytał gość. – Będziemy się tarzać w szambie przez kolejne pół roku.

      Taka deklaracja w kancelarii Żelazny & McVay zazwyczaj niewiele znaczyła. Ginęła gdzieś w natłoku innych utyskiwań i pesymistycznych scenariuszy. Kiedy jednak składał ją nie kto inny jak Kormak, należało mieć się na baczności. Chudzielec bez wątpienia był najlepiej poinformowaną osobą w firmie – częstokroć wiedział o nadchodzącym kataklizmie wcześniej od starszych partnerów.

      Kormak usiadł po drugiej stronie biurka i posłał Oryńskiemu znaczące spojrzenie. Dopiero gdy ten uniósł brwi, szczypior zrozumiał.

      – Ty nic nie wiesz – oznajmił.

      – Dziwi cię to?

      – Właściwie nie. Wam nigdy nic nie mówią.

      – Kto nic nam nie mówi?

      Kormak zmrużył oczy, przybierając konspiracyjny wyraz twarzy.

      – Mniejsza z tym – oświadczył. – I już ci mówię, o jaki kibel chodzi. Oglądałeś wczoraj te przepychanki z Ursusa?

      – Niespecjalnie.

      – Hę? Były we wszystkich serwisach informacyjnych.

      – Nie widziałem.

      – I to w dodatku przez cały wieczór – dodał Kormak.

      – Musiały mi umknąć.

      – To coś ty robił?

      Oryński wzruszył ramionami.

      – Mogę wymienić milion ciekawszych rzeczy od…

      – Dobra, dobra – przerwał mu chudzielec. – Nie wiesz, o co chodzi, to słuchaj. – Rozparł się na krześle, ani myśląc o tym, że poza pogawędkami junior associate może mieć też inne obowiązki. – Znaleźli wczoraj po południu dwa trupy przy torach. Prawie zupełne zadupie, walące się budynki wokół, jakiś złom, hałdy piachu, takie sprawy.

      – Jak w Drodze McCarthy’ego.

      Kormak skinął głową z uznaniem.

      – Przy torowisku kobieta i dziewczyna – ciągnął szczypior. – Obie tak zmasakrowane, że rozpoznali je tylko dzięki dowodom osobistym. Twarze zmiażdżone, wokół pełno krwi, mózgowia… co tam sobie tylko wyobrazisz.

      – Moja wyobraźnia raczej nie zapędza się w takie…

      – A do tego ślady gwałtu – wpadł mu w słowo rozgorączkowany Kormak. – Wyjątkowo zwyrodniałego, jeśli wierzyć moim źródłom.

      – Co to za źródła?

      Chudzielec wydął usta.

      – Tajemnica adwokacka – oznajmił.

      – Nie jesteś adwokatem.

      – I dzięki Bogu, bo zarabiałbym dwa razy mniej – zauważył Kormak i zaczerpnął powietrza. – Na domiar złego ktoś wpuścił męża na miejsce zdarzenia. Kamery złapały, jak szarpie się z policjantami. I wiesz co?

      – Nie.

      – To Cygan.

      – Aha.

      Oryński potrzebował chwili, by ustalić, dlaczego ta informacja ma jakiekolwiek znaczenie. Najwyraźniej za długo pracował bez Chyłki, która co pewien czas przypominała mu takim czy innym komentarzem, że tolerancja jest mocno przereklamowana.

      – I po co mi o tym mówisz? – zapytał Kordian. – Będziemy go bronić?

      – No co ty, zwariowałeś?

      Oryński uśmiechnął się pod nosem.

      – Więc o co chodzi?

      – Gnój polega na tym, że ofiary miały jebitną polisę na życie.

      – To znaczy?

      – Najwyższy pakiet.

      Oryński przeniósł wzrok na monitor, a potem wszedł na witrynę TVN24. Wieści związane z upiornym morderstwem zajmowały centralne miejsce. Nagłówek otoczony był czerwonym prostokątem, jakby potrzeba było dodatkowych powodów, by przeciętny internauta zainteresował się sprawą.

      Kordian przejrzał pobieżnie treść i zobaczył zdjęcia z miejsca zdarzenia. Kormak podniósł się i okrążył biurko. Stanął obok prawnika i skrzyżował ręce na piersi.

      – Cygan nie wygląda na takiego, co by kupował wielką polisę, nie? – zapytał.

      – Ano nie.

      – Tym bardziej zastanawiająca rzecz.

      – Może i tak – przyznał Oryński, obracając się do przyjaciela. – Ale mam trochę spraw na głowie i…

      – Mówię ci o tym w konfidencji – uciął chudzielec. – I nie robię tego bez powodu.

      – Mhm.

      – Żona i córka tego gościa były ubezpieczone w Salusie.

      Szczypior patrzył znacząco na Kordiana, ale ten tylko wzruszył ramionami.

      – Salus – burknął Kormak. – Ta wielka firma ubezpieczeniowa, która…

      – Wiem, czym jest Salus, Kormaczysko.

      – Więc powinieneś też wiedzieć, że jest reprezentowana przez Żelaznego & McVaya.

      – Co takiego?

      – Właśnie

Скачать книгу