Kruger. Tygrys. Tom II. Marcin Ciszewski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kruger. Tygrys. Tom II - Marcin Ciszewski страница 18

Kruger. Tygrys. Tom II - Marcin Ciszewski

Скачать книгу

myśli tylko o pozbyciu się jeźdźca z grzbietu. To zdecydowanie nie był jego żywioł.

      – A w Kijowie?

      – No cóż…

      Krüger uśmiechnął się.

      – Nie musi pan mówić. Tam też ma pan znajomych.

      Mentor odpowiedział zmęczonym uśmiechem.

      – Mam. O tak, w Kijowie mam bardzo ustosunkowanych znajomych. Jeśli rzeczywiście Kolcow ją tam wywiózł, nasze szanse wrastają. Nieznacznie, ale wzrastają.

      – Jeśli?

      – Nasza kalkulacja oparta jest na jednoczesnym spełnieniu dwóch warunków: że kelnera nie zawiodła pamięć, a Kolcow skorzysta z zaproszenia na Pietropawłowską. Tak nie musi być. Wilku, przykro to mówić, ale Kijów może być tylko pierwszym etapem poszukiwań. Poza tym…

      – Tak?

      – Zobacz, co się dzieje dookoła. Z tego, co słyszę, nasze trudności z wydostaniem się ze Lwowa mogą być nic nieznaczącymi drobiazgami w porównaniu do sytuacji na Ukrainie.

      – Bolszewicy?

      – Oczywiście, ale nie tylko. Wali się rząd hetmana Skoropadskiego, może nawet już się zawalił. Do gry wchodzi Petlura i jego ludzie. Tak czy inaczej rząd jest słaby i pozostanie słaby, obojętnie jakiej proweniencji. Ukraińcy potrzebują lat, może nawet dziesięcioleci, żeby stworzyć samodzielny byt państwowy. Nie mają takiej tradycji, a tyle czasu nikt im nie da. Na prowincji rządzą bolszewiccy agitatorzy, chłopi rabujący dziedziców i masy ludzi z bronią, przyzwyczajone do zabijania. W Rosji rewolucja utrzymała się i jeśli chcesz znać moje zdanie, obejmie wkrótce Ukrainę. To wir. Będzie cudem, jeśli w nim nie utoniemy, zwłaszcza że zmierzamy mu prosto na spotkanie. Będzie cudem, jeśli…

      Krüger podniósł twarz ku górze.

      – Jeśli nie utonie w nim Ewelina – dokończył.

      Mentor zmienił pozycję. Bolały go plecy. Wagon i podróż zaczęły mu naprawdę brzydnąć. Gdy pomyślał, że to dopiero początek, ogarniało go zniechęcenie.

      – Trzeba wierzyć – powiedział. – Kolcow miał jakiś plan, uprowadzając ją. Z jakiegoś powodu jest dla niego cenna. Będzie o nią dbał.

      Krüger zgrzytnął zębami.

      – Jest sam – mruknął. – Nic o nim nie wiemy. Może ją sprzedać, żeby uratować własną skórę. Może ją zabić, by pozbyć się kłopotu. Może wszystko.

      – Masz rację – odparł Szumski. Koła zazgrzytały na zwrotnicy. Pociąg nieco zwolnił. – Ale uważam to za mało prawdopodobne. Oczywiście, wypadki mogą się zdarzyć, oboje mogą wpaść w pułapkę albo zostać aresztowani przez bolszewików jako wrogi klasowo element. Ale złej woli Kolcowa nie zakładam, nie w takim sensie, że pozbędzie się Eweliny dla byle kaprysu. Nie mówię tego, żeby cię pocieszyć. Po prostu staram się myśleć jak on. Porwanie jest przestępstwem. Jestem zawodowym przestępcą. Zawsze staram się postępować racjonalnie. Jeśli wkładam w coś dużo wysiłku, popełniam czyn zagrożony surową karą, nie zaprzepaszczam owoców przestępstwa. Taka porwana osoba to kapitał, który zainwestowałem. Liczę, że przyniesie mi zysk. Na jaki zysk liczy Kolcow, oczywiście nie wiem. Ale wiem, że póki nie zrealizuje zysku od inwestycji, będzie dbał, by Ewelinie nic się nie stało.

      Krüger uważnie przyjrzał się Szumskiemu. Mentor sprawiał wrażenie całkowicie szczerego. A jego słowa, choć okrutne, bo każące ufać w rozsądek porywacza, były logiczne i miały dużą siłę przekonywania.

      – Czyli musimy zdążyć ją znaleźć, zanim on zrobi, co ma zrobić – rzekł.

      – Tego się trzymajmy.

      Krüger po raz pierwszy od długiego czasu lekko się uśmiechnął.

      – Może pogadam z maszynistą, żeby dał więcej pary w kocioł?

      Szumski odpowiedział uśmiechem.

***

      Iwan przeciągnął się.

      Wagon, do którego wsiedli, był niemal pusty i aż nieprzyzwoicie komfortowy. Pullmanowski luksus stanowił tak uderzający kontrast z szarą rzeczywistością dookoła, że wydawał się bajką. Mieli niewiarygodne szczęście. Władze w Kijowie kosztem dużego wysiłku organizowały transporty do Polski dla Polaków zgłaszających chęć wyjazdu. Siłą rzeczy pociągi te były improwizowane, podstawiane wśród wszechwładnego organizacyjnego bałaganu, najczęściej więc oczywiście składały się z najbardziej prymitywnych, nieogrzewanych i pozbawionych oświetlenia wagonów klasy trzeciej. Czasem jednak zdarzały się cuda, jak (zapewne przypadkowe) umieszczenie w składzie salonki pierwszej klasy. Kolcow i Ewelina postawili w tej ruletce na przypadkową cyfrę i wygrali; nie dość, że po stosunkowo niedługim oczekiwaniu wsiedli do pociągu zmierzającego do Kijowa, to jeszcze podróżowali w warunkach, które nawet przed rewolucją uznane zostałyby za luksusowe. Pokryte aksamitem kanapy Pullmana były miękkie i wygodne, pluszowe zasłony oddzielały wnętrze od świata, a dyskretne oświetlenie stwarzało wrażenie przytulności. Przestrzeń została podzielona na kilkuosobowe przedziały, ale niepoprzegradzana ściankami.

      Gdy pociąg ruszył, mieli cały wielki wagon tylko do swojej dyspozycji. Iwan poczuł, że ogarnia go spokój i ulga. Po raz pierwszy od wyjazdu ze Lwowa mógł, przynajmniej na jakiś czas, osłabić czujność, przestać nerwowo rozglądać się na boki, wypatrywać pościgu albo bandytów czyhających na jego życie i cześć Eweliny, czy jak ostatnio unicestwiać w zarodku podejmowane przez dziewczynę próby ucieczki. Czekała ich cała noc jazdy; miał nadzieję, że będzie to noc odpoczynku.

      Spojrzał na siedzącą naprzeciw towarzyszkę podróży. Trzymała się prosto, a jej policzki pomału odzyskiwały normalną, zdrową barwę. Wyglądała na zamyśloną, skupioną na sobie, z odwagą przyjmującą to, co przynosił jej los. Na dworcu udało jej się umyć twarz i uczesać. Pomimo zmęczenia i stresu wyglądała świeżo i pięknie.

      Iwan przypomniał sobie moment, gdy wychodzili z poczekalni. Jeszcze czuł wściekłość, chęć surowego ukarania jej za bezczelną próbę ucieczki. Trakt prowadzący na peron był nieodśnieżony i śliski; po kilku krokach Ewelina zachwiała się, nie mogąc znaleźć oparcia dla stóp. Kolcow podtrzymał ją; wszystko stało się tak szybko, że nawet nie wiedział, w jaki sposób znalazła się w jego objęciach. Mimo wielu warstw odzieży oraz lodowatego zimna i emocji wyraźnie poczuł ciepło jej ciała. Nie zwracał uwagi na coraz bardziej zdumione spojrzenia pasażerów, nie dbał o to, że pociąg może odjechać bez nich – czuł tylko, że ta dziewczyna, o której nieustannie myślał i przez którą nie mógł spać po nocach, jest blisko, jego, tu i teraz. Nie liczyło się nic innego. Mógłby tak stać całą noc, niepomny na toczące się wokół wydarzenia. Wściekłość i gniew odeszły w jednej chwili. Wybaczył jej. Gotów był do wybaczania w przyszłości.

      Ewelina zwróciła ku niemu twarz. Turkusowe oczy zdawały się patrzeć z uwagą. Wiedział, że nie mogą go dostrzec, ale to nie miało znaczenia. W jej oczach była mądrość, siła i charakter, cała osobowość. Poczuł, że od tej chwili odwrotu już nie ma, cokolwiek by się stało i jak

Скачать книгу