Deniwelacja. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Deniwelacja - Remigiusz Mróz страница 27

Deniwelacja - Remigiusz Mróz Komisarz Forst

Скачать книгу

pokręcił głową. Podał mu komórkę i kazał wprowadzić ciąg cyfr. Wiktor zrobił to z trudem, obraz przed oczami mu się rozmazywał.

      450337821.

      Połączenie nie zostało nawiązane. Forst nie wiedział, czy nie pomylił się przy wpisywaniu numeru. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że nie dodał polskiego prefiksu. Chciał się odezwać, powiedzieć o tym Siergiejowi, ale ten wyjął mu telefon z dłoni.

      – Dalej sobie poradzę – oznajmił.

      – Ja…

      – Co ty? Chcesz rozmawiać?

      – Nie… chcę… muszę…

      – Nie wydaje mi się.

      – Tylko… ja…

      Miał nadzieję, że tyle wystarczy, by Rosjanin zorientował się, że rozmówcą po tej stronie musiał być Forst, inaczej nie miało to sensu. Siergiej przypatrywał mu się przez jakiś czas i ostatecznie pokiwał głową.

      Wiktor odetchnął.

      Dali mu czas, by doszedł do siebie. Posadzili go przy samochodzie, oddali mu nawet koszulę. Znalazł wystarczająco dużo sił, by ją założyć. Potem zwiesił głowę i trwał w bezruchu aż do momentu, gdy Borys trącił go nogą.

      – Wystarczy tego odpoczynku – rzucił.

      Chwilę później podał mu telefon.

      – Głośnik – dodał.

      Forst nie zamierzał protestować. Nie miał zresztą powodu, by to robić. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby pozostali słyszeli rozmowę. Właściwie było mu to nawet na rękę.

      Osoba, do której miał zadzwonić, była przygotowana na ten telefon.

      Wszystko było ustalone zawczasu, właśnie na wypadek, gdyby coś poszło nie tak.

      Forst jednak nie spodziewał się, że będzie musiał przejść taką gehennę. Liczył na to, że uruchomi plan awaryjny, by się uwiarygodnić, a nie ratować własne życie.

      Przełknął ślinę i wybrał numer. Powinno się udać.

      Sygnał zdawał się wybrzmiewać w nieskończoność.

      – Tak? – odezwał się w końcu mężczyzna po drugiej stronie linii.

      Siergiej zbliżył się o krok.

      – Z tej strony Forst – powiedział Wiktor.

      – Widzę.

      – Potrzebuję twojej pomocy, Krieger.

      Rozmówca nie odpowiedział.

      14

      Prokurator próbowała dodzwonić się pod numer w Playu co godzinę, za każdym razem odpowiadał jej jednak automat. Kimkolwiek był Krieger, najwyraźniej naprawdę nie miał ochoty rozmawiać z nieznajomymi.

      Stojąc przed zakopiańską komendą, wsunęła komórkę do torebki i się rozejrzała. Czekała na Gerca, który tradycyjnie się spóźniał. Podczas gdy ona zajmowała się tropem Wiktora, on trzymał rękę na pulsie w sprawie kobiet. Dziś powinien mieć dla niej jakieś konkrety, przynajmniej w sprawie sekcji zwłok.

      Spała w hotelu Rysy przy Goszczyńskiego. Nie było tanio, ale z tego względu nie miała wątpliwości, że nawet na ostatnią chwilę znajdzie tam miejsce. Zresztą wrzuci potem wszystko w koszty, niech prokuratura martwi się regulowaniem rachunków. Ona przynajmniej wyspała się w wygodnym łóżku.

      Gerc w przeciwieństwie do niej chyba nie. Zjawił się po dziesiątej, spóźniony o dobry kwadrans. Miał wyraźne cienie pod oczami, w dodatku snuł się jak widmo. Ewidentnie miał kaca.

      Dominika powitała go, kręcąc wymownie głową.

      – Jestem w górach – rzucił Aleksander. – Nie potrafię tu zasnąć bez gorzały.

      – Bo?

      – Bo ludowy zwyczaj wymaga, żeby tak nie robić.

      – Prowadzisz sprawę, Aleks…

      – Ale nie po nocach. Poza tym sam Tischner mawiał: „żeby górale nie pili, toby się wyzabijali”.

      – Nie jesteś góralem.

      – I? – odburknął, drapiąc się po głowie. – Zasada jest uniwersalna. Poza tym tu się pije twórczo.

      Wadryś-Hansen szczerze w to wątpiła, choć musiała przyznać, że sama zakończyła poprzedni dzień kieliszkiem wina. Do osiągnięcia względnego stanu relaksu ważniejsza od niego była jednak płyta Portishead. Trip-hopowe dźwięki skutecznie wyciszyły chaos w głowie. Przez moment nie myślała ani o Forście, ani o ofiarach spod Giewontu.

      – Coś wynikło z tego twojego twórczego picia?

      – Tak.

      – Więc może się tym ze mną podzielisz?

      Pokiwał głową, a potem skrzywił się, szybko żałując zbyt gwałtownego ruchu. Kiedy skinął w kierunku Krupówek, powoli ruszyli przed siebie. Gerc oznajmił, że najpierw musi napić się kawy.

      Usiedli w pierwszej kawiarni po minięciu banku PKO, wchodząc w niewielkie podwórze. Aleksander wbrew zapowiedziom chciał zamówić alkohol, ale w odpowiedzi usłyszał, że bar otwierano dopiero o piętnastej.

      Oboje skończyli z filiżankami parującej kawy. Wadryś-Hansen poczekała, aż towarzysz weźmie pierwszy łyk. Na moment zamarł, zawiesił wzrok gdzieś w oddali, a potem powoli skinął głową z uznaniem.

      – Co ustaliłeś? – zapytała.

      Westchnął ciężko. Najwyraźniej ciężar niewiedzy, jaki dźwigał, był dotkliwszy od kaca.

      – W sprawie trupa z placu budowy kompletnie nic – odparł. – Kobieta to zupełny N.N.

      – Nie zgłoszono żadnego zaginięcia?

      – Żartujesz? – bąknął. – Dziennie zgłasza się w tym pieprzonym kraju przeszło pięćdziesiąt zaginięć.

      – Mam na myśli…

      – Nie, nikt w tym wieku ostatnio nie znikł w okolicy.

      – Trzeba sprawdzić szerszą perspektywę czasową.

      – Policja działa. Podobno zajmuje się tym niejaki Gomoła. Kojarzysz?

      Kojarzyła aż za dobrze. I jeśli wcześniejsza styczność z tym człowiekiem mogła o czymkolwiek świadczyć, to nie należało spodziewać się szybkich rezultatów.

      – Mhm – potwierdziła i napiła się kawy. – A jednak coś dla mnie

Скачать книгу