Oskarżenie. Joanna Chyłka. Tom 6. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Oskarżenie. Joanna Chyłka. Tom 6 - Remigiusz Mróz страница 11
Nie sądził, że kiedykolwiek usłyszy z jej ust takie porównanie. Tesarewicz nagle wydał mu się mniej nieskazitelny niż jeszcze przed chwilą.
Wróciwszy do kawalerki, nie mógł pozbyć się tej myśli. Ciągnęła się za nim jak smugi kondensacyjne za samolotem na niebie. Różnica polegała na tym, że te nie chciały zniknąć.
Był to jednak tylko początek jego problemów.
Przed snem sprawdził skrzynkę pocztową i znalazł w niej wiadomość od nieznanego nadawcy. Szybko przekonał się, że konto założono na Guerilla Mail – serwisie, który oferował utworzenie anonimowego adresu, wygasającego po sześćdziesięciu minutach.
Wiadomość była krótka. Składała się wyłącznie z cyfr.
76-75-5.
Tyle wystarczyło, by przez całą noc Oryński nie zmrużył oka. Rankiem zrozumiał, że ma ogromny problem.
5
Jaskinia McCarthyńska, Skylight
Chyłka przysiadła na skraju biurka Kormaka, wspierając się pod boki i głośno stękając. Oryński i chudzielec sprawiali wrażenie, jakby zamierzali czym prędzej wstać z krzeseł i zostawić ją samą w niewielkiej kanciapie.
– Nie umieram – zadeklarowała. – Mam tylko bóle spojenia łonowego i pachwin.
Szczypior głośno przełknął ślinę, Kordian rozejrzał się niepewnie.
– A na dokładkę nachrzania mnie więzadło obłe macicy.
– Sprawia ci to przyjemność, prawda? – spytał Oryński.
– Nie, nie jestem masochistką.
– Mam na myśli informowanie nas o tym.
– A, to – odparła, odginając się jeszcze bardziej. – Tak.
Odwróciła się do Kormaka i posłała mu pytające spojrzenie. Szczypior poruszył się nerwowo, po czym wbił wzrok w stojący na biurku laptop. Joanna nie miała żadnych wątpliwości, że chłopak przez co najmniej osiem ostatnich godzin nie opuszczał swojej jaskini, szukając jakichkolwiek śladów po Maćku Lewickim.
– Więc? – spytała Chyłka.
– Nie mam nic.
– Nie chcę tego słyszeć.
– W takim razie muszę skłamać – odparł Kormak. – A tego nie lubisz.
– Kłamstw? Przeciwnie. W dużej mierze właśnie z nich żyję.
– Tak czy owak niczego nie odkryłem – mruknął chudzielec. – Lewicki pojawił się znienacka i tak samo zniknął. Policja go szuka, ale na razie cichaczem. Niebawem pewnie zabiorą się do roboty pełną parą, ale do tego czasu… – Urwał i rozłożył ręce.
Joanna podniosła się i zaczęła krążyć po niewielkim gabinecie.
– Można by to przyspieszyć – zauważył Kordian. – Wystarczyłby anonimowy mail do kogoś z NSI lub TVN24. Zmartwychwstanie jednej z ofiar Tatuażysty to dość chodliwy temat.
Chyłka przeszła od ściany do ściany, a potem zawróciła. Zerknęła na Kordiana i przemknęło jej przez myśl, że wygląda, jakby całą noc nie spał. O imprezowanie w środku tygodnia go jednak nie podejrzewała, nie w tej sytuacji. Jeśli już, to o upijanie się w dokuczliwej samotności.
– Wszyscy zaczną go szukać, nie tylko policja i media – dodał Oryński.
Zatrzymała się i uniosła wzrok.
– Tylko czy właśnie na tym nam zależy? – odezwała się.
– Raczej – potwierdził Kordian. – Przynajmniej jeśli chcemy oznajmić światu, że Tesarewicz nie zabił chłopaka.
– Tak, tak… mam na myśli to, czy nie lepiej byłoby, gdybyśmy znaleźli go bez szumu.
– Może i lepiej. Tyle że to niewykonalne.
– Pewien jesteś? – spytała z powątpiewaniem.
– Skoro Kormak go nie znalazł, mam co do tego przekonanie graniczące z pewnością.
Szczypior docenił to wotum zaufania zdawkowym skinieniem. Chyłka znowu zaczęła krążyć po pokoju. Cały czas miała wrażenie, jakby w jej brzuchu trwała trzecia wojna światowa. Sporadyczne bulgotanie zupełnie wytrącało ją z równowagi i nie pozwalało zebrać myśli.
Na powrót przysiadła na biurku i westchnęła.
– Ukradł samochód, żeby przejechać z Targówka na Wolę – bąknęła. – Po co?
– Właściwie nie ukradł, tylko…
– Dokonał zaboru, tak, tak. Nie poprawiaj mnie, niedoszły adwokacie.
Kormak skrzywił się, a Oryński udał, że nie usłyszał przytyku. Być może było jeszcze za wcześnie, żeby je robić, pomyślała Chyłka. Trzeba odczekać choć trochę, zupełnie jak po śmierci celebryty, który przedawkował i przeniósł się na tamten świat. Niepisana zasada mówiła, że w pierwszych dniach należy wytweetować odpowiednią liczbę wyrazów współczucia. Dopiero po miesiącu lub dwóch w programach rozrywkowych można było dworować sobie do woli.
– To nie ma sensu – ciągnęła. – Do czego potrzebne było mu auto? Mógł pojechać komunikacją miejską. A na upartego przejść się. Z Lasu Bródnowskiego na Cmentarz Wolski ciągnąłby z buta ile? Dwie godziny?
– Dwie i pół – odparł Kormak.
– A to niemal skrajne miejsca tych dzielnic – dodała Chyłka. – Nie opłacało się kraść auta.
– Więc dlaczego to zrobił?
– Bo chciał, żeby go zauważono – oceniła. – Albo to, albo jest nienormalny.
Kordian się skrzywił.
– Po czterech latach nagle poczuł wyrzuty sumienia? – spytał.
– Może. W końcu wystarczyłoby, żeby się pokazał, a Tesarewicza prawdopodobnie by nie skazano.
Joanna rozmasowała kark, kręcąc głową na wszystkie strony.
– I ciekawi mnie, dlaczego tego nie zrobił – dodała. – Co mu szkodziło ujawnić, że żyje? I co robił przez te cztery lata?
Pytań miała znacznie więcej, ale te dwa były teraz kluczowe, by w ogóle myśleć o odnalezieniu chłopaka, zanim