Oskarżenie. Joanna Chyłka. Tom 6. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Oskarżenie. Joanna Chyłka. Tom 6 - Remigiusz Mróz страница 12
– Jest adekwatny.
– Świetnie. W takim razie przyjmijmy na moment taką wersję.
– Przyjmuję ją. I co dalej?
– Lewicki porzuca auto na Woli, a potem znów przepada jak kamień w wodę. Po co?
– Bo chce, żeby pojawiły się wyłącznie niedomówienia, a nie fakty? Bo nie chce zdradzić nic więcej? Bo może sam był zamieszany w zabójstwa pozostałych chłopaków?
Taka była logiczna konkluzja, ale na dobrą sprawę przy tylu niewiadomych można było wyciągnąć ich przynajmniej kilka. Chyłka zastanawiała się przez moment nad innymi, po czym uznała, że niczego sensownego to nie przyniesie.
Chciała podejść do sprawy zgodnie z zasadami sztuki. Postępować tak, jak powinna, by nikt nie mógł jej niczego zarzucić. By ten jeden raz sama nie mogła tego zrobić.
Tyle że to nie był sposób, w jaki działała. Ani dzięki któremu osiągała efekty.
Sięgnęła po telefon, wybrała numer, a potem położyła komórkę na biurku i włączyła głośnik. Szczerbiński odebrał na moment przed tym, jak przebrzmiał jeden z ostatnich sygnałów.
– Chyłka?
– A co, wyświetlacz ci nie działa? – odparowała. – Czy usunąłeś mnie z kontaktów?
Namyślał się nad odpowiedzią moment za długo.
– Nie spodziewałem się telefonu od ciebie.
– Słusznie. Bo nie mam powodu, żeby się z tobą kontaktować.
– A jednak rozmawiamy.
– Bo powód się pojawił.
– Zawodowy?
– Tylko na takie możesz liczyć.
Było coś dziwnie satysfakcjonującego w tym, że Szczerbaty nie miał pojęcia o dwóch osobach przysłuchujących się rozmowie. Nie rozumiała do końca, co powoduje to uczucie. Tak samo jak nie pojmowała swojej rezerwy względem aspiranta, z którym jeszcze niedawno łączyło ją znacznie więcej niż z kimkolwiek innym.
– Więc chyba powinienem się rozłączyć, bo ostatnio pomogłem ci bardziej, niż powinienem.
– Nie – zaoponowała. – Nie powinieneś w ogóle odbierać, Szczerbaty.
– Cóż…
– Wiem o Maćku Lewickim.
– O kim? I co?
– Nie graj głupa, z pewnością trąbicie już o nim w komendzie.
– Nie wiem, o czym mowa.
– Wiesz, wiesz – uparła się. – Ty i cała reszta stupajków.
– Stupajków?
– W dodatku niebawem ten krąg się znacznie rozszerzy – kontynuowała. – Zamierzam wysłać kilka wiadomości do znajomych dziennikarzy. Przede wszystkim do Zygzaka z NSI. Kojarzysz go?
– Trudno nie kojarzyć.
– Od początku powątpiewał w winę Tesarewicza, swego czasu upierał się nawet, że to wszystko manipulacja mająca na celu umniejszyć rolę dawnego opozycjonisty.
Szczerbiński nie dopytywał, o co chodzi, co właściwie samo w sobie było wymownym komentarzem. Wiedział o sprawie. Jeszcze moment wcześniej Joanna nie była tego pewna, ale poznała Szczerbatego na tyle, że chwilowe milczenie wystarczało do wyciągnięcia wniosków.
– Ależ będzie impreza w mediach – dodała. – Szczególnie jak się okaże, że trzymalibyście to dalej w tajemnicy przez Bóg jeden wie ile dni.
Wciąż nie odpowiadał. Mógł zacząć kłamać jak najęty, próbować się uratować, ale postanowił milczeć. Był jedynym mundurowym, do którego mogła zadzwonić, mając pewność, że nie usłyszy kłamstw ani wykrętów.
– Nie odzywasz się, Szczerbaty.
– Tak?
– Wyobrażam sobie, że przywołałeś już rzecznika prasowego i teraz na migi dajesz mu znać, że powinien zacząć układać zgrabne formułki dla prasy.
– Niezupełnie.
– Więc będziesz brnął?
– Nie.
Wychwyciła w jego głosie dziwną, dotychczas niespotykaną wyniosłość. Spojrzała na Oryńskiego, a ten zmarszczył czoło, jakby wyłapał tę samą nutę. Czekali w milczeniu na to, co powie funkcjonariusz.
– Ten suspens mnie zabija – odezwała się Joanna. – Więc niech trwa.
Szczerbiński głośno nabrał tchu.
– Oscar Wilde – wyjaśniła. – Choć nieco go sparafrazowałam.
– Musiałem po prostu przejść do innego pokoju – odparł policjant.
– Hitchcockowskiej przyszłości więc ci nie wróżę.
Funkcjonariusz znów zamilkł, a po chwili rozległ się dobrze słyszalny dźwięk zamykanych drzwi i skrzypienie krzesła. Chyłka przypuszczała, że zamknął się w swoim gabinecie.
– Podejrzewam, że i tak niebawem dowiesz się wszystkiego – odezwał się Szczerbiński.
– Ba. Zawsze prędzej czy później dokopuję się do prawdy. A jeśli nie potrafię sama tego zrobić, angażuję mojego nornika. On potrafi…
– Nie to miałem na myśli – uciął rozmówca. – Niedługo mamy konferencję prasową, wszystko wyjaśnimy.
Joanna przypuszczała, że „wszystko” w tym wypadku oznacza jedynie część prawdy, ale zachowała tę uwagę dla siebie. Nie zamierzała przeszkadzać Szczerbatemu, kiedy ten najwyraźniej chciał przekazać jej jakieś konkrety.
– To znaczy? – spytała. – Co macie zamiar wyjaśniać?
– Nieoczekiwane pojawienie się Lewickiego.
– Nieoczekiwane? Raczej niesłychane. Ostatni raz taki numer wykręcił pewien nazarejczyk jakieś dwa tysiące lat temu.
– Posłuchaj…
– Słucham.
– Ten chłopak się do nas zgłosił.
Chyłka otworzyła usta, ale się nie odezwała. Po raz pierwszy od