Oskarżenie. Joanna Chyłka. Tom 6. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Oskarżenie. Joanna Chyłka. Tom 6 - Remigiusz Mróz страница 7
– Wątpliwe – zaoponował ze spokojem, siadając przy biurku.
Chyłka obawiała się, że zaraz sięgnie po spinki. I tak się stało. Zaczął obracać je w dłoni jak kostki do gry, a nieprzyjemny metaliczny dźwięk rozszedł się po pokoju.
Kordian skorzystał z okazji i usiadł przy stole. Oboje spojrzeli na Żelaznego.
– W tej sprawie przeanalizowano kilkaset tomów akt, przesłuchano kilkudziesięciu świadków, wykonano rzetelne badania i bez cienia wątpliwości uznano, że Tesarewicz zamordował wszystkie cztery ofiary.
– Więc dlaczego jedna żyje?
Artur przyjrzał się spinkom, jakby stanowiły święte przedmioty. Wzruszył ramionami.
– Mówisz, że pojawił się jakiś materiał DNA?
– Tak, na miejscu innego przestępstwa.
– I to jedyny dowód?
– To i fakt, że osoba, która mi o tym powiedziała, zaraz potem się odmeldowała.
– Ludzie umierają.
– Tak – przyznała. – W tempie ponad sześciu tysięcy sztuk na godzinę, ale liczą się okoliczności.
– Które są takie, że materiał mógł zostać podłożony.
– Nie został.
– Skąd ta pewność?
Chyłka posłała mu zdawkowy uśmiech, nie mając zamiaru odpowiadać. Imienny partner powinien wiedzieć, że pewnych rzeczy po prostu z niej nie wyciągnie.
– Rozmawiałaś ze Szczerbińskim – odezwał się nagle Kordian.
Żelazny spojrzał na niego z wyraźnym zdziwieniem, jakby nie spodziewał się, że Oryński w ogóle zabierze głos podczas tej rozmowy.
– I potwierdziłaś, że materiał jest świeży – dodał Kordian, obracając się do niej. – Wiesz znacznie więcej, niż nam powiedziałaś.
– A wy wiecie tyle, ile powinniście. Luki wypełnijcie zaufaniem, jakie do mnie macie.
W przypadku Oryńskiego być może wystarczyłoby materii, ale nie mogła tego samego powiedzieć o Żelaznym. Wykopali pod sobą niejeden dołek, a jego zakulisowe gry z kancelarią Czymański Messer Krat podczas ostatniej sprawy spowodowały, że zaufanie nadwątliło się jeszcze bardziej.
Przez moment Chyłka i Artur mierzyli się wzrokiem. Oboje wiedzieli, do czego to wszystko prowadzi. I oboje byli świadomi, że nie ma sensu tracić czasu na podchody.
– W porządku – odezwał się w końcu Żelazny. – Transakcja wiązana.
– Mhm – potwierdziła.
– Ty wyłożysz wszystkie karty na stół, a ja zastanowię się nad wzięciem sprawy.
– Nie ma nad czym, już ją wzięłam.
– Jesteś na zwolnieniu. Brać możesz jedynie witaminy i minerały.
– Raczej coś na zgagę, bo nie opuszcza mnie od miesięcy – odbąknęła. – Ale oboje wiemy, że te negocjacje nie sprowadzają się ani do podjęcia się obrony, ani do mnie.
Spojrzała wymownie na Kordiana, a Żelazny powoli skinął głową.
– Rozważę, czy Oryński może ci pomóc. W ramach pożegnania z kancelarią.
Chyłka przymknęła oczy. Najwyraźniej czekało ją prowadzenie walki na kilku frontach, ale niespecjalnie się tym przejmowała. Właściwie przywykła do poczucia permanentnego oblężenia.
– Więc? – ponaglił ją.
Joanna nabrała tchu, uznając, że mogło być gorzej. Istniało pewne prawdopodobieństwo, że Artur będzie szedł w zaparte, nie chcąc ładować się w kolejną zbyt głośną sprawę. Po komplikacjach z Al-Jassamem kurz nadal nie opadł, choć opary na bieżąco rozgarniał korowód klientów zainteresowanych zatrudnieniem obrońców z kancelarii Żelazny & McVay.
Imienny partner jednak nie oponował. Przypuszczała, że to nie kwestia zawodowej kalkulacji, ale ich stosunków. Jakkolwiek ścierali się ze sobą w pracy, Artur żywił wobec niej pewną sympatię. I zależało mu na tym, by Chyłka znów nie sięgnęła dna.
– Swojego źródła w policji nie zdradzę – zastrzegła.
– Chyba nie musisz – bąknął Oryński.
Zignorowała uwagę. Powinien wiedzieć, że Szczerbiński nie jest jedyną osobą, do której mogła się zwrócić.
– Powiem wam za to, co nasze orły w mundurach ustaliły do tej pory.
– Prokuratura jeszcze nie przejęła sprawy? – spytał Artur.
– Nie, rzecz jest świeża jak doniesienia o kolejnych wtopach Donalda Trumpa na Twitterze.
Żelazny ponaglił ją ruchem ręki.
– Wszystko zaczęło się tak, jak każda dobra historia – oznajmiła Joanna, rozsiadając się wygodniej.
– Od rozkładających się zwłok? – podsunął Oryński.
Chyłka skwitowała to pełnym uznania skinieniem głowy.
– Doceniam ten pogląd, Zordon – powiedziała. – I zgadzam się z nim w pełnej rozciągłości. Ale tym razem, niestety, chodziło o coś innego.
– A konkretnie?
– Jedną z ofiar Tatuażysty był dziesięcioletni chłopak, który…
– Wszyscy czterej mieli po dziesięć lat – wtrącił się Żelazny. – Wiek i płeć były kluczem, według którego zabójca dobierał cele.
– Co ty powiesz?
Zaległo niewygodne milczenie. W końcu Artur znów odchrząknął i uniósł lekko otwarte dłonie, sugerując, że nie będzie przerywał.
– Ten, o którym mówię, nazywał się Maciek Lewicki i według prokuratury był ostatnią ofiarą Tesarewicza. Jego zwłoki znaleziono w dwa tysiące trzynastym roku w Markach, przy Lisim Jarze.
– Przy czym? – spytał Kordian.
Joanna przewróciła oczami.
– Ulica niedaleko Piłsudskiego, jest tam niewielkie osiedle. Ciało chłopaka odkryli przy zapuszczonym, niemal dzikim boisku pod lasem. – Na moment zawiesiła głos i spojrzała w okno. – Nosiło ślady gwałtu, zmiany pośmiertne wskazywały na znęcanie się, a oprócz tego znaleziono to, co później stało się znakiem rozpoznawczym mordercy, tatuaż.
– Tyle