W kręgach władzy Większość bezwzględna Tom 2. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу W kręgach władzy Większość bezwzględna Tom 2 - Remigiusz Mróz страница 18
– Mówię poważnie. Według nich sarkastyczne podejście aktywuje te partie mózgu, które odpowiadają za myślenie abstrakcyjne.
– Świetnie, ale…
– Swoją drogą, co u pierwszego dżentelmena? Nadal utrzymuje kontakty z Urszulą?
Rozmowa zaczęła schodzić na tor, na który Seyda bynajmniej nie miała ochoty. Spodziewała się, że konserwatywne wychowanie sprawi, iż Hauer będzie stronił od osobistych przytyków, ale najwyraźniej szacunek do prezydentury kończył się tam, gdzie zaczynała się linia podziału politycznego.
– Milczenie jest w tym wypadku dobrą odpowiedzią – ocenił.
– Nie przyszłam tutaj, żeby milczeć, Patryk. Ani żeby rozmawiać o bzdurach.
– Tak czy inaczej, powinna się pani rozejrzeć za nowym kandydatem na męża.
Najwyraźniej nie miała wyboru. Musiała podjąć rękawicę, przynajmniej na moment.
– To jakaś propozycja? – spytała.
– Zależy, jaki typ mężczyzn pani lubi.
– Trudno powiedzieć. Z pewnością zwróciłabym uwagę na kogoś wysokiego, silnego, cichego. Może trochę mrocznego.
Zmrużył oczy.
– Rzucającego nieco cienia?
– Mhm.
– W takim razie czas wybrać się do lasu. Najlepiej zarośniętego topolami, sekwojami albo dębami, bo właśnie je pani opisała.
Seyda westchnęła.
– Skończymy to?
– Tylko jeśli dowiem się, po co pani przyszła.
Rozejrzała się za krzesłem. Teraz, kiedy oboje zrezygnowali z pozorów, zajęcie miejsca obok łóżka wydawało się rozsądnym posunięciem. Przyciągnęła krzesło, obróciła je oparciem w kierunku Hauera, a potem usiadła i skrzyżowała ręce.
– Chcę wiedzieć, co planujesz – oznajmiła.
– Na początek? Opanować technikę wizyt w toalecie.
– Posłuchaj, Patryk. Znajdujemy się teraz w…
– W przededniu ważnego szczytu, a pani obawia się, że wyskoczę jak filip z konopi, zdestabilizuję całą scenę polityczną, a potem wjadę z impetem na zamek w Malborku i skradnę cały show? – przerwał jej i nabrał głęboko tchu. – Niech pani nie żartuje.
Daria pochyliła lekko głowę. Nie obawiała się, że on sam narobi jej problemów, ale przez lata, które spędzili w parlamencie, dobrze go poznała. Przypuszczała, że jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobi po wybudzeniu, będzie wywarcie nacisku na Teresę Swobodę. Nacisku, by dokończyła to, co on zaczął.
Seyda zaś nie mogła pozwolić sobie na to, by teraz UR dobrała się do Chronowskiego. Musiał pozostać na stanowisku jeszcze przez jakiś czas, przynajmniej dopóty, dopóki nie uporają się z zagrożeniem ataku.
Gdyby teraz uderzono w premiera, Daria musiałaby otworzyć nowy front. Chronowski zmusiłby ją do tego, oczekując ochrony przed atakami Unii Republikańskiej.
– A więc? – upomniał się o uwagę Patryk. – Co pani tu robi?
– Chciałam sprawdzić, jak się trzymasz. Naprawdę.
– Okej – odparł bez przekonania. – Więc chodziło o to, by stwierdzić, czy pogrążam się w depresji i mam wszystko gdzieś, czy może zamierzam kontynuować tam, gdzie przerwałem?
– Mniej więcej.
– Liczyła pani zapewne na pierwszą opcję.
Nie odpowiedziała, uznając, że nawet gdyby było to pytanie, nie zasługiwałoby na odpowiedź. Tak czy inaczej, sprawdziła, co miała do sprawdzenia. Hauer nie miał zamiaru odpuszczać – przeciwnie, wszystko wskazywało na to, że odczuwa chorobliwą ambicję, by działać dalej.
Martwiło ją to, ale właściwie alternatywa byłaby bardziej niepokojąca. Spojrzała w oczy Hauerowi. Owszem, ścierali się w ostrych starciach, być może czasem nawet skakali sobie do gardeł. Ale ostatecznie nie życzyła mu źle.
– Liczyłam na coś pośrodku – powiedziała.
Zaśmiał się pod nosem.
– Coś nie tak?
– Nie, nie. Właściwie to do pani pasuje. Oddaje światopogląd całego Pedepu.
Puściła tę uwagę mimo uszu. Dowiedziała się wszystkiego, czego chciała, czas się stąd wynosić.
– Choć „cały Pedep” to obecnie chyba oksymoron.
– Być może.
Podniosła się i obróciła krzesło z powrotem w stronę łóżka.
– Pozycja Chronowskiego wisi na włosku – dodał Patryk. – A ja wciąż nie rozumiem, dlaczego pani stoi po jego stronie.
– Nie stoję po niczyjej.
– Ach, tak. Jest pani przecież prezydentem wszystkich Polaków. Także tych, którzy okazują się skorumpowanymi szefami rządu.
– Zmierzasz do czegoś?
– Do tego, że niedługo nawet pani przychylność mu nie pomoże.
Nabrała tchu i wyprostowała się. Dlaczego sądziła, że ta rozmowa mogłaby przebiegać w jakikolwiek inny sposób? Musiało skończyć się na politycznych groźbach, mniej lub bardziej zawoalowanych.
– Zbierają się nad nim chmury, pani prezydent.
– Nie od dziś.
– Nie, ale dziś może z nich lunąć.
W jego głosie było coś dziwnego. Brakowało zwyczajowej satysfakcji, która powinna towarzyszyć takim zaczepkom. Seyda postanowiła, że zanim opuści szpital, dowie się chociaż oględnie, co planują Hauer i UR.
Ale jak to osiągnąć? Uznała, że najlepiej będzie odwołać się do jego próżności. Pozwolić mu sądzić, że z jej punktu widzenia wszystko zależy wyłącznie od niego.
– Patryk, daj nam czas do końca szczytu – odezwała się. – Po tym usiądziemy wszyscy do stołu i…
– Źle mnie pani zrozumiała.
– Tak? Polityczne groźby mają raczej jasny wydźwięk.
– To nie groźby, tylko ostrzeżenie.
– To synonimy.