Inferno. Дэн Браун
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Inferno - Дэн Браун страница 26
Na ekranie pojawił się tytuł jego wykładu: BOSKI DANTE: SYMBOLE PIEKIEŁ.
– Krajobraz piekła Dantego jest przepełniony symboliką i ikonografią do tego stopnia, że często trzeba całego semestru, by go omówić. Sądzę więc, że najlepszym sposobem na poznanie symboliki, którą Alighieri wypełnił świat podziemi, będzie wyruszenie z nim w podróż… za wrota piekieł. – Langdon podszedł do krawędzi sceny, by zmierzyć wzrokiem zgromadzony tłum. – A skoro planujecie wypad do królestwa Szatana, sugerowałbym, abyście zaopatrzyli się w mapę. Nie ma chyba dokładniejszego planu zaświatów niż Mapa Piekieł namalowana przez Sandra Botticellego. – Nacisnął klawisz na pilocie i przed widownią pojawił się złowieszczy obraz La Mappa dell’Inferno. Usłyszał kilka westchnień i jęków, gdy ludzie skupili wzrok na okrucieństwach dokonywanych w głębi lejowatej podziemnej jaskini. – W odróżnieniu od wielu innych artystów Botticelli pozostał wierny wizjom przedstawionym w tekście Dantego. Szczerze mówiąc, spędził tak wiele czasu na lekturze tego poematu, że wielki historyk sztuki Giorgio Vasari stwierdził, iż obsesja na punkcie Dantego doprowadziła do „wielu zawirowań w jego życiu osobistym”. Botticelli stworzył kilkadziesiąt dzieł inspirowanych utworami Dantego, lecz to właśnie Mapa Piekieł jest dzisiaj najbardziej znana. – Langdon odwrócił się, by wskazać lewy górny róg obrazu. – Naszą podróż rozpoczniemy tutaj, na poziomie ziemi, w miejscu, w którym widzicie odzianego w szkarłatną szatę Dantego i jego przewodnika Wergiliusza, stojących u wrót piekieł. Stamtąd wyruszymy w dół, aby pokonać dziewięć kręgów piekieł i stanąć twarzą w twarz z…
Szybko zmienił slajdy, przywołując wizerunek Szatana – a raczej wielkie powiększenie jego postaci z tego samego obrazu Botticellego: przerażającego trzygłowego Lucyfera pożerającego troje ludzi naraz, po jednym każdą parą ust.
Usłyszał zbiorowe jęknięcie tłumu.
– Oto zapowiedź czekających nas atrakcji – obwieścił. – Dzisiejszą podróż zakończymy spotkaniem z tą oto przerażającą postacią. To dziewiąty krąg piekieł, miejsce, w którym rezyduje sam Szatan. Aczkolwiek… – Langdon zawiesił głos – dotarcie tam to zaledwie połowa zabawy. Zatem cofnijmy się nieco… i stańmy ponownie u wrót, gdzie rozpoczyna się nasza podróż.
Przywołał kolejny slajd, tym razem z drzeworytem Gustave’a Doré przedstawiającym mroczny otwór wykuty w surowym klifie. Napis nad nim głosił: TY, KTÓRY WCHODZISZ, ŻEGNAJ SIĘ Z NADZIEJĄ.
– Zatem… – zagadnął, uśmiechając się szeroko. – Gotowi na wejście?
Usłyszał odległy pisk opon i audytorium natychmiast zniknęło mu sprzed oczu. Poczuł, że leci do przodu, zderzając się z plecami Sienny. Moped zatrzymał się raptownie na samym środku viale Machiavelli.
Robert wyprostował się, wciąż rozmyślając o majaczących przed nim wrotach piekieł, i dopiero po chwili zrozumiał, gdzie się znajduje.
– Co się dzieje? – zapytał.
Sienna wskazała na znajdującą się w odległości trzystu metrów Bramę Rzymską – starożytny kamienny portal, przez który wjeżdżano do dawnej Florencji.
– Robercie, mamy problem.
Rozdział 19
Agent Brüder stał pośrodku niewielkiego mieszkania, próbując zrozumieć otaczającą go rzeczywistość. Kto tu u licha mieszka? Pomieszczenia wyposażono chaotycznie i skromnie, jakby była to stancja ubogiego studenta liczącego każdy grosz.
– Agencie Brüder! – zawołał któryś z jego podwładnych. – Musi pan to zobaczyć.
Idąc w kierunku, skąd dobiegał głos, Brüder zastanawiał się, czy florencka policja zdążyła już aresztować Langdona. Wolałby zakończyć ten kryzys po cichu, ale naukowiec zdołał się znów wymknąć i nie pozostawił ścigającym wielkiego wyboru. Zostali zmuszeni do sięgnięcia po wsparcie miejscowych glin, bo tylko oni mogli zarządzić blokady głównych arterii miasta. W labiryncie wąskich uliczek niewielki motocykl mógł bez trudu zgubić furgonetki Konsorcjum, które dzięki pancernym szybom i grubym oponom były niezwykle odporne, lecz i powolne. Włoska policja cieszyła się opinią organizacji, która niechętnie współpracuje z obcokrajowcami, jednakże przełożeni Brüdera mieli odpowiednie koneksje w konsulatach, ambasadach i na komendach.
Nikt nie ośmieli się nam zadawać pytań, gdy przedstawiamy żądania.
Wszedł do małego pokoju, w którym jeden z jego ludzi stał nad otwartym laptopem, pisząc coś w lateksowych rękawicach na dłoniach.
– To z tego komputera korzystał – zameldował technik. – Wszedł na swoje konto e-mailowe i korzystał z wyszukiwarki. Wszystkie jego ruchy są wciąż w pamięci.
Brüder zbliżył się do biurka.
– To nie jest komputer Langdona – dodał mężczyzna. – Zarejestrowano go na kogoś o inicjałach S. C., wkrótce powinienem uzyskać pełne nazwisko.
Agent, czekając, zwrócił uwagę na stos papierów zalegających narożnik blatu. Podniósł je i przejrzał pobieżnie ulotkę z londyńskiego teatru Globe oraz wypełniające ją wycinki z gazet. Im dłużej czytał, tym większe oczy robił.
Trzymając papiery w ręku, wrócił do przedpokoju i zadzwonił do szefa.
– Mówi Brüder – zgłosił się. – Chyba mam nazwisko osoby pomagającej Langdonowi.
– Kto to jest? – zapytał szef.
Brüder wypuścił powietrze z płuc.
– Nie uwierzy pan, kiedy powiem.
Dwie mile dalej Vayentha uciekała z miejsca akcji, pochylając się nisko nad bakiem motocykla. Policyjne wozy przemknęły obok niej, jadąc na sygnale w przeciwnym kierunku.
Zostałam wykluczona, powtarzała w myślach.
Zazwyczaj łagodne wibracje czterocylindrowego silnika koiły jej nerwy. Ale nie dzisiaj.
Vayentha pracowała dla Konsorcjum od dwunastu lat, wspinając się po kolejnych szczeblach kariery – od funkcjonariuszki wsparcia terenowego, przez pracę w dziale koordynacji strategii, po wysoką pozycję wśród agentów polowych. Ta praca była dla mnie wszystkim. Agenci polowi wiedli życie pełne tajemnic, podróży i długich misji, wykluczających możliwość stabilizacji i nawiązywania bliższych znajomości.
Od roku pracowałam nad tym zadaniem, myślała, wciąż nie mogąc uwierzyć, że Zarządca tak szybko nacisnął spust i wykluczył ją z organizacji.