Czerwony Pająk. Katarzyna Bonda
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Czerwony Pająk - Katarzyna Bonda страница
Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN
Redaktor prowadzący: Ewa Orzeszek-Szmytko
Redakcja: Irma Iwaszko
Redakcja techniczna: Karolina Bendykowska
Korekta: Mariola Hajnus, Katarzyna Głowińska (Lingventa)
© by Katarzyna Bonda
All rights reserved
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2018
Fotografia na okładce:
© Amanda Conley/Trevillion Images
Ta książka jest fikcją literacką.
Ewentualne podobieństwo postaci, zdarzeń, okoliczności nie jest zamierzone i może być jedynie przypadkowe.
Natomiast niektóre elementy intrygi pochodzą z akt prawdziwych spraw kryminalnych. Poza tym historia opisana w powieści zasadniczo nie odbiega od realiów.
ISBN 978-83-287-0953-9
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2018
Według Empedoklesa zasadę bytu tworzą cztery korzenie wszechrzeczy, nazywane też żywiołami, elementami lub pierwiastkami: powietrze, ziemia, ogień i woda. Elementy te są wieczne, bo „to, co jest”, nie powstaje, nie przemija i jest niezmienne. Z drugiej strony zmienność istnieje, bo nie ma powstawania czegokolwiek, co jest śmiertelne, ani nie jest końcem niszcząca śmierć. Jest tylko mieszanie się i wymiana tego, co pomieszane.
Nie ma złego, co nie wyjdzie ci bokiem. Po dobroci połamią ci kark.
Zastarzały gniew budzi strach, że się przegra, zanim otworzy się usta. Oznacza, że wewnątrz osiąga się temperaturę krytyczną, czy się to okazuje na zewnątrz, czy nie. Zastarzały gniew otacza murem milczenia i poczuciem kompletnej bezsilności. Ale istnieje wyjście z tego zaklętego kręgu, a jest nim przebaczenie.
PROLOG
(2016)
– Mama?
Sasza z trudem trzymała w dłoni telefon. Cała się trzęsła.
– Gdzie jesteś, kotku? – Uśmiechnęła się, choć po twarzy płynęły już łzy.
– U cioci.
– Cioci? – powtórzyła Załuska świszczącym szeptem. – Jakiej cioci?
– Zagranicznej. Jest tu jeszcze dwóch wujków. To znaczy nieprawdziwych, bo twojego brata nie ma. Ale cię znają. Są dosyć mili. – Po chwili dziewczynka zniżyła głos do szeptu. – Tylko trochę dziwni. Chyba pracują na wojnie.
– Na wojnie?
– Mają pistolety i spodnie, takie z ukrytymi kieszeniami, w których mieszczą się scyzoryk, latarka, pół bochenka chleba, a do tego jeszcze butelka z benzyną. Identyczne jak nosi wujek Duch, kiedy chodzi na szkolenia policyjne. Szkoda, że go tu nie ma. Byłoby pewnie wesoło.
Zamilkła. A potem szybko, ledwie słyszalnie, dodała:
– Ten młodszy ma ohydną bliznę na uchu. Jakby wpadł do ogniska. I nawet do jedzenia nie zdejmuje rękawiczek. Jedna jego ręka jest nieprawdziwa.
– Prawa? – upewniła się Sasza i głośno przełknęła ślinę.
Odganiała złe myśli: jej dziecka nie uprowadził Pochłaniacz, boss gangu obcinaczy palców, socjopata i protegowany Dziadka. Blizny na uchu dorobił się podczas tej samej akcji, w trakcie której Sasza zyskała swój wzór na plecach. Rękę ucięto mu w odwecie. Dopóki ojczyzna nie zafundowała mu nowoczesnej protezy, lubił obnosić się ze swoim hakiem, który wykorzystywał do dręczenia ofiar.
– Nie wiem. Nie pamiętam – padło w odpowiedzi.
Załuska za wszelką cenę starała się zachować spokój. Nie zdradzić przed córką, jak bardzo się o nią boi. Żeby mała nie wyczuła w jej głosie nawet cienia paniki. Nie wolno jej. Nie teraz.
– Jak się czujesz, słonko?
– Nudzę się. Nie ma tu żadnych innych dzieci. Kiedy skończysz pracę?
– Już niedługo.
– Jak dadzą ci urlop? – domyśliła się dziewczynka.
– Wkrótce się zobaczymy. Bądź dzielna. Kocham cię, córciu.
– Nikt tutaj nie robi dobrej pomidorowej. Zawsze pływają w niej jakieś zielone badyle.
Nagle zapadła cisza. Jakby ktoś wyłączył głośnik lub wyjął kabel z gniazdka.
– Córeczko! Karolcia? Karo… Słyszysz mnie? – powtarzała do martwego aparatu Sasza. W końcu również umilkła.
Nabrała powietrza. Czekała na rozkazy, ale po drugiej stronie jakby nie było nikogo. Połączenia jednak nie przerwano. Na wyświetlaczu widziała zmieniające się sekundy. Chcieli, żeby się bała. By przejęta grozą zgodziła się na każde warunki. I Sasza była na to gotowa. Wokół przełyku zaciskała się jej pętla strachu. Nie była w stanie wydobyć głosu. Czyżby zmarnowała okazję? To był już trzeci kontakt z porywaczami. Pierwszy, kiedy pozwolili jej pomówić z małą. Tak długo na to czekała. Kręciło się jej w głowie z bezsilności. Zaciskała dłonie w pięści, aż zbielały jej knykcie. Nie czuła bólu, choć paznokcie wbijała sobie niemal do krwi. Mów, co ci przychodzi do głowy – pamiętała ze szkoleń. Zdobądź jak najwięcej detali. Odprysków danych, najdrobniejszych poszlak. Zmuś ich do rozmowy. Rzucaj groźby, kłam, blefuj. Wyprowadź z równowagi, uspokajaj. Byle nie odkładali słuchawki. Mów!
Nie mogła. Sytuacja ją przerosła. Emocje okazały się za silne. To nie taktyka przesłuchań całkiem obcej osoby. Uprowadzono jej jedyne dziecko. Wciąż jeszcze łudziła się, że córka jest w pobliżu. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że odciągnęli ją od telefonu siłą. Nie wiedziała, czy to zniesie, ile jeszcze zniesie. Była gotowa kraść, zabijać, byle zwrócili jej Karo. Mówiła im to za każdym razem, kiedy się kontaktowali. I za każdym razem działo się to samo: telefon, krótka rozmowa dotycząca obietnicy wykupu małej, a potem długie okresy milczenia. Dziś było jej wyjątkowo ciężko. Spróbowała wziąć się w garść. Otarła łzy, wyprostowała się.
– Mam już wolne. Przyjadę najszybciej, jak tylko zdołam. Karolina, słyszysz mnie? – wyrzucała