Punkt widzenia. Małgorzata Rogala

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Punkt widzenia - Małgorzata Rogala страница 2

Punkt widzenia - Małgorzata Rogala Agata Górska i Sławek Tomczyk

Скачать книгу

odbyciu czterech lekcji i wypełnieniu sprawdzającego testu online. Sędzia uniósł brwi i powtórnie przeczytał ogłoszenie. To powinno być karalne, pomyślał i pełen niedowierzania usunął wiadomość, podobnie jak poprzednie. Zostały jeszcze trzy. Nadawcami dwóch z nich byli dawno niewidziani znajomi, trzecia zaś została wysłana przez nieznanego sędziemu użytkownika o nazwie „Temi123” i zawierała załącznik. Jej tytuł brzmiał: „A gdyby to była twoja córka?”. Niepokój, który czuł od rana Skowroński, wzmógł się i umiejscowił w klatce piersiowej, utrudniając zaczerpnięcie powietrza. Otworzył wiadomość, była pusta. Poza dołączonym plikiem i tytułem nie znalazł żadnej informacji. Sędzia nigdy nie otwierał załączników wysyłanych przez nieznanych nadawców, ponieważ wiedział, że przesyłki mogą zawierać wirusa, który umożliwi dostęp do komputera albo spustoszy twardy dysk. Kilkakrotnie był w tym zakresie szkolony, a raz przekonał się boleśnie na własnej skórze, czym grozi nieprzemyślana ciekawość. Usunąłby wiadomość na zawsze, bez wahania, gdyby nie budzący niepokój tytuł.

      Sędzia wstał od biurka i podszedł do sięgającego podłogi, szerokiego na trzy metry okna. Mieszkanie w apartamentowcu z przeszkloną fasadą słono kosztowało, ale rozciągający się z szesnastego piętra widok na panoramę stolicy całkowicie uzasadniał wydatek. Z okien narożnego stuosiemdziesięciometrowego apartamentu Skowroński miał widok nie tylko na Pałac Kultury i biurowce na Jana Pawła II, ale także na położony znacznie bliżej plac Grzybowski, otoczony Twardą, Bagno, Grzybowską i Królewską. Jeśli tylko czas na to pozwalał, sędzia lubił usiąść tam w kawiarnianym ogródku i podziwiać różnorodność architektoniczną ulubionego zakątka Warszawy, który mimo swojego położenia w centrum miasta, był jednocześnie odcięty od jego zgiełku.

      Tym razem Skowroński omiótł widok za oknem nieuważnym spojrzeniem, a jego myśli pobiegły w kierunku córki. Tydzień temu siedemnastoletnia Jagoda wyjechała z paczką przyjaciół do Gdyni. Córka nie lubiła gwaru, hałasu, dużych skupisk ludzkich, dlatego wybrała termin po piętnastym sierpnia, gdy na wybrzeżu przebywało znacznie mniej turystów i łatwiej było o nocleg, miejsce na plaży i w restauracji. Włodzimierz wiedział od żony, że nastolatka regularnie kontaktowała się z domem, nawet jeśli polegało to jedynie na przysyłaniu do matki zdawkowego esemesa ze zdjęciem twarzy na tle morza lub widoku portu. Skowroński poruszył ramionami, żeby rozluźnić mięśnie, i wrócił do komputera.

      „A gdyby to była twoja córka?”, przeczytał raz jeszcze i w jego głowie pojawiła się krótka myśl. Kiedyś zadano mu podobne pytanie, tylko nie mógł przypomnieć sobie, kto to zrobił i w jakich okolicznościach. Sędzia objął dłońmi głowę i zacisnął palce. Z jego ust wymknęło się przekleństwo. Siedział przez kilka minut bez ruchu, nim podjął decyzję i otworzył przesłany załącznik. Po obejrzeniu kilkuminutowego nagrania Włodzimierz, zszokowany, wyszeptał do siebie, że to niemożliwe. Dotknął szyi, ponieważ nagle zabrakło mu tchu, podszedł do okna i otworzył jego górną część. Próbował zrobić głęboki wdech. Bez efektu. Ucisk w klatce piersiowej sprawiał, że powietrze zatrzymywało się w połowie drogi. Sędzia wrócił do komputera i wybrał w telefonie numer córki.

      – Abonent chwilowo niedostępny – rozległo się w odpowiedzi. – Proszę zadzwonić później.

      Skowroński pomyślał, że to nie może dziać się naprawdę, i ponownie uruchomił krótki film. Nie zdawał sobie sprawy, jak długo siedzi przed monitorem oraz który raz ogląda przesłane nagranie. Z osłupienia wyrwał go przeraźliwy krzyk. Drgnął i odwrócił się w stronę źródła dźwięku, zrzucając mysz komputerową na podłogę. Za jego plecami stała Halina i przyciskała dłoń do ust. Po jej twarzy płynęły łzy. Sędzia poderwał się z miejsca i zasłonił sobą ekran.

      – Włodek, co to jest?! – Żona z niespotykaną u niej siłą odepchnęła go.

      Mężczyzna na chwilę stracił równowagę, co wystarczyło, by wzrok Haliny zyskał dostęp do końcówki nagrania. Krzyk na chwilę zamarł jej w gardle, a po chwili znów wypełnił pomieszczenie gabinetu ostrym brzmieniem. Halina zaczęła szarpać koszulę męża, a później uderzać pięściami w jego klatkę piersiową. – Powiedz, że to nieprawda! Że to nie jest Jagoda! Słyszysz?! Powiedz, że to nie jest nasza córka!

      Skowroński otoczył Halinę ramionami i trzymał ją w uścisku, dopóki nie poczuł, że zwiotczała w jego objęciach. Wtedy dopiero puścił żonę i odprowadził w stronę skórzanej kanapy. Przez otwarte drzwi gabinetu napłynął z kuchni smakowity zapach zupy grochowej, jego ulubionej.

      – Wołałam cię… – wyszlochała żona, chowając twarz w dłoniach. – Na obiad. A ty nie słyszałeś… Weszłam i zobaczyłam…

      Obiad, pomyślał Włodzimierz, codzienny rytuał, który do tej pory oznaczał normalność. Teraz aromat zupy nabrał szczególnego znaczenia i już nigdy nie będzie zapowiedzią miłego czasu spędzonego w gronie rodziny przy stole. Halina poderwała się z kanapy.

      – Zadzwonię do niej! Na pewno zaraz wszystko się wyjaśni. – Jej oczy zapłonęły nienaturalnym blaskiem.

      Sędzia złapał żonę za ramiona.

      – Już dzwoniłem. Telefon jest wyłączony. Albo poza zasięgiem.

      – Monika! Zadzwoń do Moniki. Wyjechały razem.

      Skowroński posłusznie wybrał numer przyjaciółki Jagody i przełączył aparat na tryb głośnomówiący.

      – Abonent chwilowo niedostępny – rozległo się w gabinecie. – Proszę zadzwonić później.

      – Robert! Zadzwoń do niego. – Halina zacisnęła palce na przedramieniu męża, a po chwili przycisnęła je do ust. – Nie mam do niego telefonu. Boże!

      – Kto to Robert, do licha? – Sędzia zmarszczył brwi.

      – Chłopak Jagody.

      – Nie wiedziałem, że nasza córka ma chłopaka. – Wybrał z listy kontaktów inny numer. – Trzeba zawiadomić policję – powiedział.

***

      Mazury

      Agata powtórnie napełniła kawą czerwony kubek i przykucnęła obok posłania psa. Vincent spojrzał na nią spod opuszczonych powiek i westchnął ze świstem.

      – Tak, wiem, że jesteś trochę obrażony – powiedziała Górska i zanurzyła palce w miękkiej sierści zwierzęcia. – Wypiję kawę i pójdziemy do twojej pani. Do tego czasu wyjaśni się co z łódką – zapowiedziała.

      Vincent na dźwięk słów „pójdziemy” i „pani” podniósł łeb i zastrzygł uszami.

      – Wypowiedziałam magiczne słowa – zreflektowała się Agata. – Rozumiem, ale musisz jeszcze trochę poczekać.

      Podeszła do kuchennego okna. Zaczął się piąty dzień pobytu w Bogaczewie i wreszcie przestało padać, więc po śniadaniu Justyna postanowiła sprawdzić, w jakim stanie jest mała żaglówka, którą gospodarze pozostawili do ich dyspozycji.

      – Kompletnie zapomniałam, że kiedyś pasjonowałaś się żeglarstwem – powiedziała Agata, zanim przyjaciółka wyszła. – Zawsze kojarzyłam cię przede wszystkim z fotografią.

Скачать книгу