Punkt widzenia. Małgorzata Rogala
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Punkt widzenia - Małgorzata Rogala страница 2
Sędzia wstał od biurka i podszedł do sięgającego podłogi, szerokiego na trzy metry okna. Mieszkanie w apartamentowcu z przeszkloną fasadą słono kosztowało, ale rozciągający się z szesnastego piętra widok na panoramę stolicy całkowicie uzasadniał wydatek. Z okien narożnego stuosiemdziesięciometrowego apartamentu Skowroński miał widok nie tylko na Pałac Kultury i biurowce na Jana Pawła II, ale także na położony znacznie bliżej plac Grzybowski, otoczony Twardą, Bagno, Grzybowską i Królewską. Jeśli tylko czas na to pozwalał, sędzia lubił usiąść tam w kawiarnianym ogródku i podziwiać różnorodność architektoniczną ulubionego zakątka Warszawy, który mimo swojego położenia w centrum miasta, był jednocześnie odcięty od jego zgiełku.
Tym razem Skowroński omiótł widok za oknem nieuważnym spojrzeniem, a jego myśli pobiegły w kierunku córki. Tydzień temu siedemnastoletnia Jagoda wyjechała z paczką przyjaciół do Gdyni. Córka nie lubiła gwaru, hałasu, dużych skupisk ludzkich, dlatego wybrała termin po piętnastym sierpnia, gdy na wybrzeżu przebywało znacznie mniej turystów i łatwiej było o nocleg, miejsce na plaży i w restauracji. Włodzimierz wiedział od żony, że nastolatka regularnie kontaktowała się z domem, nawet jeśli polegało to jedynie na przysyłaniu do matki zdawkowego esemesa ze zdjęciem twarzy na tle morza lub widoku portu. Skowroński poruszył ramionami, żeby rozluźnić mięśnie, i wrócił do komputera.
„A gdyby to była twoja córka?”, przeczytał raz jeszcze i w jego głowie pojawiła się krótka myśl. Kiedyś zadano mu podobne pytanie, tylko nie mógł przypomnieć sobie, kto to zrobił i w jakich okolicznościach. Sędzia objął dłońmi głowę i zacisnął palce. Z jego ust wymknęło się przekleństwo. Siedział przez kilka minut bez ruchu, nim podjął decyzję i otworzył przesłany załącznik. Po obejrzeniu kilkuminutowego nagrania Włodzimierz, zszokowany, wyszeptał do siebie, że to niemożliwe. Dotknął szyi, ponieważ nagle zabrakło mu tchu, podszedł do okna i otworzył jego górną część. Próbował zrobić głęboki wdech. Bez efektu. Ucisk w klatce piersiowej sprawiał, że powietrze zatrzymywało się w połowie drogi. Sędzia wrócił do komputera i wybrał w telefonie numer córki.
– Abonent chwilowo niedostępny – rozległo się w odpowiedzi. – Proszę zadzwonić później.
Skowroński pomyślał, że to nie może dziać się naprawdę, i ponownie uruchomił krótki film. Nie zdawał sobie sprawy, jak długo siedzi przed monitorem oraz który raz ogląda przesłane nagranie. Z osłupienia wyrwał go przeraźliwy krzyk. Drgnął i odwrócił się w stronę źródła dźwięku, zrzucając mysz komputerową na podłogę. Za jego plecami stała Halina i przyciskała dłoń do ust. Po jej twarzy płynęły łzy. Sędzia poderwał się z miejsca i zasłonił sobą ekran.
– Włodek, co to jest?! – Żona z niespotykaną u niej siłą odepchnęła go.
Mężczyzna na chwilę stracił równowagę, co wystarczyło, by wzrok Haliny zyskał dostęp do końcówki nagrania. Krzyk na chwilę zamarł jej w gardle, a po chwili znów wypełnił pomieszczenie gabinetu ostrym brzmieniem. Halina zaczęła szarpać koszulę męża, a później uderzać pięściami w jego klatkę piersiową. – Powiedz, że to nieprawda! Że to nie jest Jagoda! Słyszysz?! Powiedz, że to nie jest nasza córka!
Skowroński otoczył Halinę ramionami i trzymał ją w uścisku, dopóki nie poczuł, że zwiotczała w jego objęciach. Wtedy dopiero puścił żonę i odprowadził w stronę skórzanej kanapy. Przez otwarte drzwi gabinetu napłynął z kuchni smakowity zapach zupy grochowej, jego ulubionej.
– Wołałam cię… – wyszlochała żona, chowając twarz w dłoniach. – Na obiad. A ty nie słyszałeś… Weszłam i zobaczyłam…
Obiad, pomyślał Włodzimierz, codzienny rytuał, który do tej pory oznaczał normalność. Teraz aromat zupy nabrał szczególnego znaczenia i już nigdy nie będzie zapowiedzią miłego czasu spędzonego w gronie rodziny przy stole. Halina poderwała się z kanapy.
– Zadzwonię do niej! Na pewno zaraz wszystko się wyjaśni. – Jej oczy zapłonęły nienaturalnym blaskiem.
Sędzia złapał żonę za ramiona.
– Już dzwoniłem. Telefon jest wyłączony. Albo poza zasięgiem.
– Monika! Zadzwoń do Moniki. Wyjechały razem.
Skowroński posłusznie wybrał numer przyjaciółki Jagody i przełączył aparat na tryb głośnomówiący.
– Abonent chwilowo niedostępny – rozległo się w gabinecie. – Proszę zadzwonić później.
– Robert! Zadzwoń do niego. – Halina zacisnęła palce na przedramieniu męża, a po chwili przycisnęła je do ust. – Nie mam do niego telefonu. Boże!
– Kto to Robert, do licha? – Sędzia zmarszczył brwi.
– Chłopak Jagody.
– Nie wiedziałem, że nasza córka ma chłopaka. – Wybrał z listy kontaktów inny numer. – Trzeba zawiadomić policję – powiedział.
Mazury
Agata powtórnie napełniła kawą czerwony kubek i przykucnęła obok posłania psa. Vincent spojrzał na nią spod opuszczonych powiek i westchnął ze świstem.
– Tak, wiem, że jesteś trochę obrażony – powiedziała Górska i zanurzyła palce w miękkiej sierści zwierzęcia. – Wypiję kawę i pójdziemy do twojej pani. Do tego czasu wyjaśni się co z łódką – zapowiedziała.
Vincent na dźwięk słów „pójdziemy” i „pani” podniósł łeb i zastrzygł uszami.
– Wypowiedziałam magiczne słowa – zreflektowała się Agata. – Rozumiem, ale musisz jeszcze trochę poczekać.
Podeszła do kuchennego okna. Zaczął się piąty dzień pobytu w Bogaczewie i wreszcie przestało padać, więc po śniadaniu Justyna postanowiła sprawdzić, w jakim stanie jest mała żaglówka, którą gospodarze pozostawili do ich dyspozycji.
– Kompletnie zapomniałam, że kiedyś pasjonowałaś się żeglarstwem – powiedziała Agata, zanim przyjaciółka wyszła. – Zawsze kojarzyłam cię przede wszystkim z fotografią.