Punkt widzenia. Małgorzata Rogala
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Punkt widzenia - Małgorzata Rogala страница 5
– Byłam kiedyś w studiu twojego taty, żeby porozmawiać o zdjęciach, pamiętasz? Wtedy, gdy prowadziłam śledztwo w sprawie „dobrych matek”. Istne szaleństwo! Niby ze mną rozmawiał, a co chwilę pokrzykiwał na kogoś i wściekał się. Nie wiem, jak ty się odnajdujesz w tym chaosie. – Górska pokręciła głową
– A ja nie wiem, jak ty potrafisz poskładać wszystko tak, żeby znaleźć zabójcę czy innego drania – roześmiała się Justyna. – Wypuszczę Vincenta, niech sobie pobiega po podróży – zdecydowała i wysiadła z samochodu.
Agata poszła w jej ślady. Pies wyskoczył z auta i podbiegł do najbliższego drzewa, żeby zaznaczyć swój teren. Chwilę później znieruchomiał, uniósł pysk i zaczął węszyć, a następnie puścił się pędem w stronę klatki schodowej.
– Vincent! – zawołała Justyna.
– Tomczyk! – zawołała w tym samym momencie Agata, a pies już dopadł do nóg Sławka, licząc na porcję pieszczot.
– Skąd się tu wziąłeś? – spytała Górska, czując wypełniającą ją radość.
– Przecież mówiłem, że przywiozę Borysa. – Mężczyzna przyciągnął ją do siebie i pocałował. – Zostawiłem go z pełną miską. – Puścił Agatę i znów pochylił się nad psem, który trącał go nosem w udo.
Justyna podeszła i przywitała się z Tomczykiem, który uściskał ją, a potem rozłożył ręce w przepraszającym geście.
– Przykro mi.
– Na szczęście to jeden dzień, a nie trzy – odparła Justyna. – Poza tym zostaję dłużej, niż planowałam, Agata ci powie, bo ja muszę już lecieć. Trzymajcie się na razie, będziemy w kontakcie. – Pożegnała się z Górską, dała znak Vincentowi i ruszyła w stronę auta. Pies pobiegł za nią. Agata odprowadziła ich wzrokiem, a następnie jej oczy spoczęły na twarzy Sławka.
– Skoro już tak się stało, może zostań u mnie do jutra – zaproponowała.
– Chcesz mnie podstępem zatrzymać na noc i uwieść? – Tomczyk przesunął palcami po jej policzku.
– To też miałam w planach, ale najpierw zjemy kolację i obejrzymy filmik – odpowiedziała.
Dziewczyna leżała na podłodze na brzuchu i wyglądała na niezbyt przytomną. Może była otumaniona lekami, a może pijana. Miała zamknięte oczy, a w okolicy jej nosa i warg widoczne były ślady krwi. Być może sprawca wcześniej ją uderzył, żeby wymusić uległość. Na nagraniu dziewczyna nie walczyła; biernie znosiła fakt, że leżał na niej napastnik, który przygniatał jej plecy przedramieniem, a drugą ręką podwinął spódnicę i ściągnął majtki. Kamera najechała na usta dziewczyny, z których wydobył się cichy krzyk, gdy napastnik wdarł się w jej ciało. Gwałciciel odwrócił głowę, by nie można było dostrzec jego twarzy, jęczał i wzdychał, rytmicznie uderzając. W kadrze widać było tylko tył jego ciemnej, krótko ostrzyżonej czupryny, ramiona osłonięte czarnym T-shirtem oraz dłonie oparte o podłogę. W pewnym momencie wydał z siebie głośniejszy dźwięk, znieruchomiał na chwilę i opadł na dziewczynę. Wcisnął twarz w zagłębienie jej szyi i ciężko oddychał. Nowe ujęcie pokazało tę samą dziewczynę, gdy siedziała oparta o drzwi pomieszczenia; jej głowa zwisała bezwładnie, a jasne włosy opadały na twarz. W kadrze pojawiły się dłonie w roboczych rękawicach, które zarzuciły na szyję dziewczyny pętlę ze sznura. Następne ujęcie pokazało zgarbione plecy nastolatki, jej ręce przyciśnięte do szyi, a później bezwładnie opadające na uda, i stopy, które jeszcze przez chwilę wyginały się w śmiertelnym tańcu, by wkrótce znieruchomieć. Obraz zniknął, a jego miejsce zajęło czarne tło.
Tomczyk odsunął laptop i przeniósł spojrzenie na Agatę, która siedziała bez ruchu, wpatrzona w monitor. Z jej pobladłej twarzy nie ustępował wyraz niedowierzania.
– Mamy do czynienia z niezłym psycholem – wykrztusiła policjantka po długiej chwili milczenia i pogłaskała Borysa, który leżał zwinięty na jej kolanach. – A raczej z psycholami. Jeden zgwałcił i zabił, a drugi nakręcił. Albo robili to na zmianę. Rany boskie! – Odgarnęła włosy z szyi i wciągnęła powietrze do płuc. – Zaczynam wierzyć, że karma wraca. – Wzięła kota na ręce i zaczęła spacerować po pokoju.
– Co masz na myśli? – spytał Tomczyk.
– Nic ci nie mówi nazwisko sędziego, prawda? – Agata znieruchomiała przy oknie.
– Mówiłaś, że wpakował cię do aresztu. Jest coś jeszcze?
– Tak. – Górska uwolniła z objęć wiercącego się kota, który od razu wskoczył na kanapę i umościł się na poduszce. – Na początku nie skojarzyłam, gdy mi opowiadałeś przez telefon, ale teraz, kiedy obejrzałam nagranie, coś mi się przypomniało. Nie będzie łatwo. Jak pismaki to wywęszą, będzie medialna sensacja.
Sławek zmarszczył brwi.
– Mała podpowiedź?
– Wydział karny.
– To wiem.
– To było tuż przed tym, gdy zostałam przeniesiona i zaczęliśmy razem pracować. Dwa lata temu, głośna sprawa; nie prowadziłam jej, ponieważ byłam już na wylocie, kończyłam to, co zaczęłam, albo przekazywałam następcy. Jednak zapamiętałam zdarzenie, ponieważ sprawa wywołała medialny szum.
– Chodziło o gwałt?
– Tak, chłopak zgwałcił dziewczynę na imprezie, ale nie sam gwałt zbulwersował opinię publiczną, tylko to, co zdarzyło się później. Mimo dowodów przedstawionych przez prokuraturę, sędzia Skowroński dał sprawcy zawiasy. Ofiara trafiła do psychiatryka i najpierw nałykała się tabletek, a gdy ją odratowali, za jakiś czas podjęła drugą próbę samobójczą. Tym razem udaną.
– Powiesiła się – powiedział Tomczyk. – Już kojarzę.
– No właśnie. Było dużo szumu, na łamy prasy wrócił temat karania sprawców gwałtów, wypowiadały się organizacje feministyczne, przed sądem urządzano pikiety, w internecie wrzało. Na Skowrońskim nie pozostawiono suchej nitki; internauci wieszali na nim psy i bez ogródek życzyli mu wszystkiego najgorszego, z czego smażenie się w ogniu piekielnym było jedną z najlżejszych opcji. Później sprawa przycichła, ale wróciła, gdy Makowska, wiesz, ta reporterka, naczelna „Kobiecej Przestrzeni”…
– To jakaś gazeta?
– Ilustrowany miesięcznik dla kobiet, taki z wyższej półki; reportaże, dział kultury, podróże, moda. Paweł Lipiec będzie robił dla nich sesję, Justyna mi mówiła, gdy wracałyśmy. Zaproponował jej współpracę