Kocham Cię bez słów. Abbi Glines
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Kocham Cię bez słów - Abbi Glines страница 5
Dwie godziny później, gdy Brady w końcu postanowił wracać do domu, znalazł mnie drzemiącą na ziemi pod tamtym pamiętnym drzewem. Był na mnie wściekły i w drodze powrotnej nie odezwał się ani słowem. Wspomnienie pocałunku zeszło na drugi plan, bo zajęłam się przede wszystkim obmyślaniem strategii, jak mam postępować, żeby mój kuzyn już na dobre mnie nie znienawidził.
W niedzielę, kiedy Brady wybierał się do kolegi popływać w jego basenie, ciocia Coralee próbowała go namówić, żeby mnie ze sobą zabrał. Napisałam jej wtedy, że zaczął mi się okres i nie mam ochoty na pływanie, więc pozwoliła mi zostać w domu.
Skończyło się na tym, że Brady przepadł na cały dzień. Pewnie wolał nie pokazywać się w domu, żeby matka znów nie próbowała mu mnie wcisnąć.
Następnego dnia zaczynała się szkoła, więc Brady usłyszał od niej całą litanię objaśnień, jak ma się mną opiekować. Szczerze mu współczułam, widząc jego skwaszoną minę. Dlatego kiedy tylko dotarliśmy na miejsce, napisałam mu na kartce:
Nie przejmuj się. Rób to, co zawsze, sama dotrę do klasy. Dam sobie radę. Powiem cioci Coralee, że się mną zajmowałeś, tak jak kazała. Nie musisz oprowadzać mnie po szkole. Załatwię wszystko sama.
Nie wyglądał na przekonanego, ale skinął potakująco głową i sobie poszedł, zostawiając mnie samą przy wejściu.
Na szczęście ciotka Coralee uprzedziła w szkole, że nie mówię. Bez problemu zgodzili się, żebym pisała na kartce to, co chcę powiedzieć. Dostałam plan lekcji, a potem spytano mnie o Brady’ego – widocznie ciocia wspomniała, że ma się mną opiekować. Skłamałam i napisałam, że poszedł do toalety i za chwilę spotkamy się na korytarzu.
W głębi duszy miałam cień, no dobra, znacznie więcej niż cień nadziei, że wypatrzę tu gdzieś chłopaka z imprezy. Chciałam mu się lepiej przyjrzeć w świetle dziennym, przekonać się, czy wszystko z nim w porządku. Może jest szansa, że i on chce się ze mną zobaczyć?
Wybrałam się na poszukiwanie swojej szafki, zadowolona z tego, co do tej pory udało mi się załatwić. Niestety, teraz zaczęły się schody. W korytarzu kłębiły się prawdziwe tłumy. Wielu uczniów stało lub obściskiwało się przed swoimi szafkami, całkiem zasłaniając mi widok. W ten sposób miałam marne szanse na znalezienie numeru 654.
– Dajesz radę? – dobiegł mnie z tyłu głos Brady’ego. Kiwnęłam potakująco głową, nie chcąc się przyznać, że utknęłam i pewnie spóźnię się na lekcję.
– Gdzie masz szafkę? – chciał wiedzieć.
Zawahałam się na moment, nie wiedząc, jak mu odpowiedzieć. W końcu pokazałam mu po prostu kartkę z numerem.
– Już ją minęłaś – zauważył, wskazując głową na drugą stronę korytarza. – Chodź, pokażę ci.
Nie miałam czasu, żeby zaprotestować, więc poszłam za nim. Widać było, że chce mi pomóc z własnej woli, a szczerze mówiąc, było mi to w tej chwili bardzo na rękę.
Choć ja musiałam przeciskać się przez zatłoczony korytarz, Brady nie miał tego problemu, bo na jego widok tłum rozstępował się, żeby zrobić mu przejście, jak Morze Czerwone przed Mojżeszem.
– Ej, obmacujcie się trochę dalej. Maggie nie może się dostać do tej przeklętej szafki – powiedział Brady do jednej z migdalących się par.
– Co za Maggie? – spytała dziewczyna, odwracając głowę w moim kierunku. Miała wielkie piwne oczy, oliwkową cerę i nie mniej efektowne, długie czarne włosy.
– Moja kuzynka – wyjaśnił Brady poirytowanym głosem.
– Masz kuzynkę? – spytała ze zdumieniem. Dłonie chłopaka, wcześniej obejmujące jej tyłek, przesunęły się na biodra i odciągnęły ją na bok. Zanim zdążyłam dojrzeć jego twarz, Brady cofnął się o krok i otworzył moją szafkę.
– Proszę. Jakbyś czegoś jeszcze potrzebowała, daj znać, będę w pobliżu.
Po tych słowach ulotnił się, zostawiając mnie samą.
Starałam się nie patrzeć w kierunku stojącej obok mnie pary. Dziewczyna zachichotała, potem usłyszałam szepczącego coś do niej chłopaka. Z tego, co mówił, dało się wyraźnie wyłowić słowo „niemowa”. Pewnie Brady wszystko już rozgadał. No cóż, przynajmniej będę miała spokój, bo nikt nie będzie mnie zaczepiać.
– Ona nie gada? – odszepnęła mu dziewczyna, na tyle głośno, że dotarło to do moich uszu.
Szybko schowałam książki do szafki, jeszcze raz upewniłam się, że mam przy sobie zeszyty potrzebne na pierwszą lekcję, i zatrzasnęłam drzwiczki. Spuściłam nisko głowę, starając się nie patrzeć na parę obok, ale mój wzrok przypadkowo wylądował na dłoniach chłopaka, znów ściskających tyłek dziewczyny. Najwyraźniej trzeba będzie przyzwyczaić się do takich widoków.
Odwróciłam się ze spuszczoną głową i już chciałam ruszyć przed siebie korytarzem, gdy nagle potrąciła mnie czyjaś barczysta sylwetka, aż zatoczyłam się do tyłu.
– O kurde, sorki – usłyszałam męski głos, gdy wpadałam z impetem na znajomą, ponownie obściskującą się parę. Po prostu super.
– Nic ci nie jest? – spytał chłopak, z którym się zderzyłam.
Podniosłam głowę i napotkałam wzrokiem parę chyba najbardziej błękitnych oczu na świecie, na dodatek na tle apetycznie kakaowej cery. Naprawdę robiły wrażenie, szkoda tylko, że nie należały do tajemniczego chłopaka z imprezy.
– Gdzie się pchasz! – warknęła dziewczyna za moimi plecami i odepchnęła mnie od siebie.
Zeszyt i notes wypadły mi z rąk na podłogę, tylko powiększając całe zamieszanie. Nie chciałam zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi, ale teraz nie dało się tego uniknąć.
– Zlituj się, Raleigh, to ja na nią wpadłem. Wyluzuj, co? – rzucił w jej stronę chłopak, schylając się po moje rzeczy. Przyglądałam się jak zahipnotyzowana jego mocno zarysowanym mięśniom, wypychającym materiał dopasowanej koszulki.
Raleigh zaśmiała się krótko, z wyraźnie szyderczą nutą w głosie.
– Ona jest niemową, Nash. I kuzyneczką Brady’ego. Możesz przestać zgrywać przed nią rycerza, nie jest w twoim typie.
W tym momencie usłyszałam za sobą czyjś głos.
– Nie bądź wredna, kotku.
Ten głos. Zamarłam w bezruchu. Znałam go. Nie… błagam, tylko nie to.
– Brady ma kuzynkę? – spytał Nash, prostując się i podając mi moje zeszyty.
Bałam