(Nie)pamięć. Марк Леви

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу (Nie)pamięć - Марк Леви страница 4

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
(Nie)pamięć - Марк Леви

Скачать книгу

tak stali i liczyli okna, w których nadal pali się światło? – podsunęła Hope. – Chętnie zasugerowałabym gwiazdy, bo wiem, że je lubisz, ale niebo jest akurat zachmurzone.

      Hope zachodziła w głowę, co też mogło ją popchnąć do takiej napastliwości wobec Josha. Ona również miała wrażenie, że między nimi zapanowało jakieś dziwne skrępowanie. Najwyższy czas opuścić gardę. Jeśli będzie go tak ciągle odtrącać, w końcu zrazi go do siebie na dobre. Na próżno usiłowała się chronić, zadurzyła się w nim po uszy, a zaprzeczanie temu z uporem maniaka i tak niczego nie zmieni. Chociaż w przeciwieństwie do wielu koleżanek życie seksualne nie było u niej na pierwszym planie, musiała przyjąć do wiadomości, że odkąd poznała Josha, narzuciła sobie pewną, o ile nie całkowitą, wstrzemięźliwość, co zapewne nie było przypadkiem. Czy dziewczyna może być aż tak naiwna, by nieświadomie pozostać wierna komuś, z kim jej nic nie łączy? Jaka idiotyczna molekuła potrafi zmusić mózg do aż takich wyrzeczeń?

      Josh wpatrywał się w nią z konsternacją. Hope miała przemożną ochotę zaprosić go do siebie. O tej porze w holu było pusto. Pokonanie schodów, przejście kilku metrów korytarzem do drzwi pokoju nie stanowiłoby zbyt dużego niebezpieczeństwa, pod warunkiem że zachowają ostrożność. W najgorszym razie natkną się na inną studentkę – prawdopodobieństwo, że jakaś chodząca cnotka na nią doniesie, było bliskie zera. Sama nakryła parę sąsiadek na podobnych wyczynach. Wszystko to przemknęło Hope przez myśl w ciągu sekundy, najdelikatniejsza część planu polegała jednak na uzmysłowieniu tego mężczyźnie, który nie spuszczał z niej wzroku. A przecież wystarczyło powiedzieć po prostu coś w rodzaju „Chcesz wstąpić na pożegnalnego drinka?”, nawet jeśli w pokoju nie było ani alkoholu, ani szklanek z wyjątkiem kubka do mycia zębów, albo coś równie dwuznacznego, za to bardziej wiarygodnego, w stylu „Chcesz, żebyśmy dokończyli tę rozmowę na górze?”. Próbowała trzykrotnie, ale za każdym razem słowa więzły jej w gardle.

      Josh nadal się jej przyglądał, czas uciekał i należało przystąpić do akcji… albo zrezygnować. Zdołała obdarzyć go nieco bardziej głupkowatym niż do tej pory uśmiechem, po czym wzruszyła ramionami i zniknęła w budynku.

      Pogrążony w zadumie Josh próbował ocenić szkody, jakie ta rozmowa wyrządzi ich przyjaźni, rozważając także fakt, że przez chwilę zamierzał optować za monogamią. Zaniepokoiło go to może nawet bardziej i przyrzekł sobie, że aż do rana nie będzie wyciągał ostatecznych wniosków, a właściwie żadnych wniosków, o ile wszystko wróci do normy, a już na pewno że jego wzrok nigdy więcej nie spocznie na wargach Hope.

*

      Hope wyciągnęła się na łóżku, wpatrzyła w sufit, sięgnęła po jeden z podręczników, przewróciła kilka stron, nie potrafiąc się skupić, wyjątkowo pożałowała, że nie ma współlokatorki, czując zaś, że nie zdoła zasnąć, wstała i postanowiła udać się do laboratorium.

      Lubiła tam pracować w bezsenne noce. Laboratorium na kampusie, olbrzymie pomieszczenie o różowych ścianach – ten kolor doprawdy pozostawał dla niej tajemnicą – dysponowało wszelkim możliwym sprzętem, o jakim mógł zamarzyć student. Mikroskopy, wirówki, olbrzymie lodówki, komory sterylizacyjne i ze trzydzieści stołów wyposażonych w blaty, zlewy i komputery. Żeby się tam jednak dostać, należało pokonać korytarz, który napędzał jej cykora. Odetchnęła głęboko, pomyślała, że mogłaby spędzić resztę wieczoru z Joshem, gdyby choć raz potrafiła wyrazić własne uczucia, i wyszła z pokoju.

      Poszła alejką i dotarła do holu budynku. Gdy zanurzyła się w pogrążonym w ciemnościach korytarzu wiodącym do laboratorium, z miejsca zapomniała o swych ekologicznych przekonaniach na temat oszczędzania energii. Drżąc, przyspieszyła kroku.

      Kiedy pchnęła drzwi do sali, zaskoczył ją widok Luke’a. Pochylony nad mikroskopem chłopak zdawał się nie słyszeć, jak weszła. Hope zbliżyła się cichutko z silnym postanowieniem, że nastraszy go jak nigdy w życiu.

      – Nie rób sobie jaj, Hope – burknął zza ochronnej maski zakrywającej mu część twarzy. – To, nad czym pracuję, jest delikatne.

      – A nad czym pracujesz o tej godzinie? – zapytała Hope rozczarowana, że nie udał się jej kawał.

      – Nad komórkami poddanymi działaniu wysokiej temperatury.

      – Czym się teraz zajmujesz?

      – Kiedy mnie rozpraszasz, to niczym! Przypuszczam, że skoro tu przyszłaś w środku nocy, to też do pracy, nie?

      – Urocze! – skwitowała, nie ruszając się ani na krok.

      Luke podniósł głowę i obrócił się na taborecie.

      – Czego chcesz, Hope?

      – Czy Josh ma poczucie humoru? To znaczy czy za jego zabójczym uśmiechem naprawdę kryje się poczucie humoru?

      Luke popatrzył z powagą na Hope i powrócił do mikroskopu.

      – Lubię mówić do twoich pleców – podjęła Hope – ale mimo wszystko mógłbyś być trochę bardziej uprzejmy.

      Luke znów zakręcił się na taborecie.

      – Josh to mój najlepszy przyjaciel, ty jesteś nowa w naszej paczce, jeśli więc wydaje ci się, że będę o nim rozmawiał, kiedy go tu nie ma, to się mylisz.

      – Dlaczego podgrzewasz komórki?

      – To pytanie nie ma związku z poprzednim. Czy jesteśmy co do tego zgodni?

      – Uznałam temat za zamknięty, dlatego przeszłam do czegoś innego.

      – Świetnie! Próbuję je obudzić.

      – Uśpiłeś je?

      – Owszem, zostały zamrożone.

      – Ale dlaczego?

      Do Luke’a dotarło, że tak łatwo się jej nie pozbędzie. Był zmęczony, a praca miała mu zająć jeszcze sporą część nocy. Pogrzebał w kieszeni fartucha, wyjął dwie ćwierćdolarówki i wręczył je Hope.

      – Automat z kawą jest w korytarzu. Dla mnie lungo ze śmietanką i podwójnym cukrem, dla siebie wybierz, jaką chcesz.

      Hope wzięła się pod boki i spojrzała na niego rozbawiona.

      – Za kogo mnie masz?

      Luke zmierzył ją wzrokiem w milczeniu.

      – Powinieneś się wstydzić – oznajmiła, kierując się do dystrybutora.

      Zjawiła się ponownie po kilku chwilach i postawiła kubek na blacie.

      – No to nad czym tak ślęczysz?

      – Najpierw przyrzeknij, że nic nie powiesz Joshowi.

      Na myśl o dzieleniu tajemnicy z Lukiem, i to bez względu na jej rodzaj, byleby Josh się o tym nie dowiedział, Hope ogarnęła radość. Skinęła potakująco głową i poświęciła mu całą uwagę.

      – Słyszałaś

Скачать книгу