(Nie)pamięć. Марк Леви
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу (Nie)pamięć - Марк Леви страница 7
Oczarował hostessę, która zaprowadziła ich do stolika przy oknie.
– Na ile możemy sobie pozwolić? – wyszeptała Hope, wpatrując się w kartę dań.
– Ile tylko zapragniesz.
– Chciałam powiedzieć: żeby nie musieć potem tego odpracowywać, zmywając naczynia.
– Tuzin.
Wzrok Hope powędrował ku niewielkiemu akwarium, w którym pełzały trzy homary ze szczypcami ściśniętymi gumką.
– Zaczekaj – oznajmiła, odbierając mu kartę dań – mam inny pomysł. Pal sześć ostrygi.
– Czy nie taki był cel tej podróży?
– Nie, celem jest to coś ważnego, co masz mi do powiedzenia.
Następnie chwyciła kelnera za ramię i zaprowadziła do akwarium. Pokazała mu palcem najmniejszego ze skorupiaków i zażądała, by włożył go do plastikowej torby. Josh się nie odzywał.
– Nie chce pani, żeby wpierw go ugotować? – zapytał kelner przekonany, że przy tych tłumach popaprańców, które odwiedzają miasto czarownic, widział już wszystko, w tym wypadku jednak się mylił.
– Nie, chciałabym go dostać takiego, jaki jest, wraz z rachunkiem, jeśli pan pozwoli.
Josh uregulował należność i podążył za Hope, która odebrawszy swojego homara, pospieszyła w stronę niewielkiej przystani, gdzie na spokojnych wodach unosiło się kilka przycumowanych żaglówek.
Położyła się na nabrzeżu, zanurzyła torbę w wodzie, po czym ją wyciągnęła i wstała. Zatoczywszy ręką półokrąg, wykrzyknęła:
– Kraniec półwyspu, o tam, będzie w sam raz.
– Mogę wiedzieć, co ty wyprawiasz, Hope?
Nie odpowiedziała, tylko ruszyła przed siebie energicznym krokiem, za nią zaś ciągnęła się struga wody wylewająca się z torby, której szczelność pozostawiała wiele do życzenia.
Po dziesięciu minutach dotarła zdyszana na koniec mola. Wydobyła skorupiaka i poprosiła Josha, by mocno go przytrzymał. Delikatnie uwolniła szczypce z pęt i zajrzała zwierzakowi głęboko w czarne oczy.
– Spotkasz homarzycę swoich marzeń, a kiedy będziecie mieli razem mnóstwo homarzątek, nauczysz je, żeby nigdy nie dały się złapać w rybackie sieci. Posłuchają cię, bo jesteś ocaleńcem, a kiedy będziesz bardzo stary, opowiesz im, że niejaka Hope uratowała ci życie.
Następnie poprosiła Josha, by rzucił go jak najdalej.
Homar poszybował mistrzowskim lotem koszącym, po czym wpadł do Atlantyku.
– Jesteś kompletnie stuknięta – zawołał Josh, patrząc, jak bąbelki na powierzcni wody znikają.
– W twoich ustach uznaję te słowa za komplement. Ostrygi i tak miały przerąbane, bo już były otwarte.
– W takim razie liczmy na to, że twój protegowany da sobie radę i zdoła wypłynąć na pełne morze. Nie mam pojęcia, jak długo siedział w kajdankach w słoiku, ale chyba zdążył ścierpnąć.
– Jestem pewna, że sobie poradzi. Miał gębę wojownika.
– Skoro tak twierdzisz… I co teraz zjemy?
– Kanapkę, jeśli cię stać.
Ruszyli dalej plażą. Hope zdjęła buty, by stąpać po wilgotnym piasku.
– Co takiego pilnego chciałeś mi powiedzieć? – zapytała w połowie drogi.
Josh przystanął i westchnął.
– Właściwie chciałem z tobą pogadać, zanim zrobi to Luke.
– A o czym?
– Kto płaci za twoje studia, Hope?
Nadzieja, że Josh przyprowadził ją tu, by porozmawiać o nich, ulotniła się równie szybko jak ślady na piasku zmyte przez falę odpływu.
– Ojciec – odparła, wziąwszy się w garść.
– Moje są opłacane przez pewne laboratorium w formie pożyczki. Jak tylko zrobię dyplom, będę musiał im wszystko zwrócić albo pracować dla nich przez dziesięć lat.
– Czy nie mówiłeś przypadkiem, że mój homar długo był związany?
– Nie wszyscy studenci mają rodziców, którzy są w stanie im pomagać.
– W jaki sposób cię zwerbowali?
– W czymś w rodzaju konkursu. Należało zaproponować jakąś nowatorską, dzisiaj utopijną, ale w przyszłości możliwą do zrealizowania koncepcję.
– Co za dziwaczny pomysł!
– Trzydzieści lat temu większość nowinek technicznych, które odmieniły nasze życie, uznano by za niemożliwe. To daje do myślenia, nie?
– Być może, to znaczy, zależy od tego, co cię interesuje. Czy Luke też zaprzedał duszę?
– Ubiegaliśmy się razem.
– A jaki innowacyjny projekt opracowaliście?
– Sporządzenie informatycznej mapy całości połączeń mózgowych.
– Oczywiście… I dokonacie tego wyczynu we dwójkę, jednocześnie studiując. Chyba powinieneś przestać ćpać.
– To bardzo poważna sprawa. Należymy do zespołu badawczego, zespołu dużej wagi, dla którego wyasygnowano pokaźną kwotę na dokończenie tego projektu. Obaj z Lukiem mieliśmy to szczęście, że postawiliśmy na właściwego konia i że nas przyjęto.
– Jasne… A jak wam się udało postawić na właściwego konia? – zapytała Hope z powątpiewaniem i odrobiną zazdrości.
– Przysięgnij, że to zostanie między nami. Ani słowa Luke’owi, a gdyby coś wspomniał na ten temat, musisz obiecać, że będziesz udawała zdziwioną.
– Jazda, czuję, że wcale nie będę musiała udawać zdziwionej.
Josh uśmiechnął się szeroko i odrzekł:
– W sumie to proste, jestem genialny!
Hope rozdziawiła usta ze zdumienia.
– W dodatku twoja skromność aż zwala z nóg.
– Też.
– Ach,