Pracująca dziewczyna. Diana Palmer

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pracująca dziewczyna - Diana Palmer страница 4

Pracująca dziewczyna - Diana Palmer

Скачать книгу

dzieci mają wyjątkową intuicję – zauważył zgryźliwie.

      Merlyn zmierzyła go wzrokiem i owinęła się ciaśniej szlafrokiem.

      – Tak się cieszę, panie Thorpe, że się panu spodobałam – powiedziała z emfazą. – I z wzajemnością. Mroczni, ponurzy mężczyźni zawsze mnie pociągali – wyjawiła i uśmiechnęła się promiennie.

      Sprawiał wrażenie, że ostatkiem sił powstrzymuje się od wybuchu.

      – Jest bardzo późno, na pewno jesteś zmęczony, kochanie – stwierdziła Lila. – Należy ci się odpoczynek. Zostaniesz na cały weekend?

      – Tak. Będę ci zobowiązany, jeśli utrzymasz Jane Eyre z daleka od moich gości.

      – Gości? – spytała z ożywieniem Lila.

      – Charlotte i Delle Radner. Przyjadą jutro z Atlanty.

      Lila westchnęła, jej mina nie wyrażała entuzjazmu.

      – Aha. Oczywiście są mile widziane, jak wszyscy twoi goście – dodała sztywno.

      – Przyzwyczaisz się do nich – zapewnił ją.

      – Cóż, będę musiała – odparła zrezygnowanym tonem Lila.

      – Domyślam się, że jedna z nich jest pańską bliską znajomą. – Merlyn wydęła usta. – Łamie mi pan serce. Pomyśleć, że zakochałam się w panu od pierwszego wejrzenia, panie… przepraszam, zapomniałam imienia.

      Chciał coś powiedzieć, ale w końcu zrezygnowanym gestem machnął dłonią, obrócił się na pięcie i odszedł holem, ciężko stąpając. Dziwne, że szyby nie drżą, pomyślała Merlyn, a Lila dała upust długo powstrzymywanemu śmiechowi.

      – Och, moja droga! – Otarła łzy z kącików oczu. – Nigdy przedtem nie widziałam go w takim stanie.

      – Podejrzewam, że niewiele osób miało taką okazję – odparła Merlyn, patrząc w kierunku, w którym odszedł Cameron. – Nieźle mnie wystraszył, gdy wyrósł przede mną nieoczekiwanie. Nie spodziewałam się, że pani syn się dzisiaj zjawi.

      – W całym tym zamieszaniu związanym z twoim przyjazdem zapomniałam cię uprzedzić – usprawiedliwiła się Lila. – Rzeczywiście wspominał, że zaprosi Delle i jej matkę wtedy, gdy przyjadą do Atlanty odwiedzić krewnych. – Zrobiła zmartwioną minę. – Charlotte Radner tutaj… – Westchnęła ciężko. – Wątpię, żeby wyściubiła nos z domu. Co to by była za zgroza, gdyby słońce musnęło jej nieskazitelną białą skórę.

      – Która z nich jest sympatią pani syna?

      – Delle. Córeczka swojej mamusi. Panie Radner tutaj… A tak bardzo chciałam jutro przystąpić do pracy… Nieważne. Chodźmy spać, moja droga, przecież możemy robić swoje nawet podczas ich obecności.

      – Już wieczorem zajęłam się gromadzeniem materiałów- powiedziała Merlyn, gdy szły holem. – Znalazłam bardzo ciekawy wątek z początkowego okresu dynastii Tudorów. Mam nadzieję, że będzie to pani odpowiadać.

      Oczy Lili pojaśniały.

      – Fantastycznie! Plantagenetami zajmę się w następnej książce. Rano mogłybyśmy zacząć szkicować zarys fabuły. Myślę, że nas to wciągnie i sprawi nam przyjemność.

      – Ja też mam taką nadzieję – odparła niepewnie Merlyn, patrząc w kierunku, w którym oddalił się Cameron Thorpe.

      – Nic się nie martw. Stworzymy wspólny front przeciwko niemu – obiecała Lila. – Żałuję, że nie będzie sam, mógłby wreszcie spędzić trochę czasu z Amandą. Wpada tu tylko na weekendy. Przyznano mu prawa rodzicielskie po rozwodzie, ale zamieszkał w Charlestonie i nie ma nikogo, kto mógłby się nią opiekować. Jak wiesz, matka mojej wnuczki nie żyje.

      – A dlaczego Delle nie może się nią zająć? – spytała rzeczowo Merlyn.

      – Delle? – powtórzyła niemal z przerażeniem Lila. – Miałaby się opiekować dzieckiem?

      – Przepraszam. – Merlyn zaczynała mieć coraz pełniejszy obraz pań Radner.

      – Przykro mi, że mój syn cię zdenerwował – zmieniła temat Lila.

      – Trzeba mu uczciwie oddać, że nie spodziewał się zastać nikogo w holu. Szłam, żeby przygotować sobie filiżankę czekolady, ale spotkanie z nim było na tyle emocjonujące, że czuję się wystarczająco zmęczona, aby zasnąć.

      – Zobaczysz, jak ci się tutaj spodoba, gdy deszcz przestanie padać – zapewniła ją starsza pani. – Mieszkam nad jeziorem od czterech lat i nie wyobrażam sobie, że mogłabym się przeprowadzić gdzie indziej. Wkrótce poprawi się pogoda i zaroi się od żaglówek.

      – Widziałam jezioro wiele razy, jeżdżąc szosą – powiedziała Merlyn, nie zamierzając wspominać, że jej przyjaciel Dick ma tu olbrzymi dom. – Wiem, że niezależnie od funkcji rekreacyjnej pełni ważną rolę, zaopatrując Atlantę i cały obszar metropolitalny w wodę pitną.

      – Zdaje się, że te okolice nie są ci obce – zauważyła Lila. – Dobrej nocy.

      – Pani również.

      Merlyn weszła na górę i ze szczytu schodów rzuciła ostatnie spojrzenie na hol, zanim zamknęła za sobą drzwi sypialni. Zawsze musi być jakaś łyżka dziegciu w beczce miodu! Cameron Thorpe mógł jej przysporzyć niemałych kłopotów, a jego znajome nie zapowiadały się na przyjemne osoby. Trochę zrzedła jej mina, nie była już taka pewna, że z palcem w nosie odegra rolę pracującej dziewczyny. Musi być ostrożniejsza, inaczej się zdradzi.

      Może ranek okaże się lepszy od minionego wieczoru i części nocy, pomyślała i wzdychając, opatuliła się kołdrą.

      Nadzieja okazała się płonna. Wprawdzie dzień wstał jasny i ciepły, ale gdy weszła na patio, Cameron Thorpe, który wraz z matką spożywał śniadanie, rzucił jej wrogie spojrzenie, po czym bez skrępowania otaksował ją wzrokiem.

      Włożyła wyblakłe jasnoniebieskie dżinsy i jaskrawopomarańczowy podkoszulek z długimi rękawami, ozdobiony z przodu napisem „Pocałuj mnie, jestem żabą”. Długie czarne włosy opadały jej swobodnie na ramiona, jasnozielone oczy patrzyły bystro. Nie była tak piękna jak jej zmarła matka, ale miała subtelne rysy twarzy i perfekcyjną figurę, której zazwyczaj nie wahała się podkreślać. Dzisiaj z rozmysłem wybrała najdziwniejszy podkoszulek, jaki miała, licząc na to, że zdenerwuje Pana Konserwatywnego, i się nie zawiodła.

      – Zawsze tak się pani ubiera? – spytał.

      – Cóż, z wyjątkiem sytuacji, kiedy jestem nago – rzuciła ze swobodnym uśmiechem.

      Przyjrzała się bankierowi. Miał na sobie garnitur, białą koszulę i krawat. Założyłaby się, że w swojej szafie trzyma kilka takich jednakowo wyglądających garniturów.

      – Chcesz jeszcze

Скачать книгу