Pracująca dziewczyna. Diana Palmer
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pracująca dziewczyna - Diana Palmer страница 8
Natychmiast przywołała się do porządku. Ten mężczyzna oznaczał dla niej kłopoty, a chciała trzymać się od nich jak najdalej. Poza tym nie przebywała tu, żeby komplementować Camerona Lodowatego. Jej pozycja była nieco inna niż zwykłego pracownika. Ta myśl trochę ją rozbawiła i wymknął jej się krótki chichot, co zwróciło na nią uwagę. Pod bacznym i wrogim spojrzeniem dwóch par oczu przywołała na pomoc wpojone jej zasady dobrego wychowania i umiejętność panowania nad sobą.
– Och, dzień dobry – powiedziała z ożywieniem i wkroczyła do salonu, odrzucając ruchem głowy do tyłu długie czarne włosy. – Pani musi być Delle – zwróciła się do blondynki. – Wiele o pani słyszałam. – Wyciągnęła dłoń, a Delle ujęła ją z protekcjonalnym uśmiechem.
– A pani jest…? – spytała z chłodną grzecznością, której przeczyło taksujące spojrzenie, jakim obrzuciła Merlyn.
– Merlyn Forrest – odezwał się lodowatym tonem Cameron. – Pomaga mojej matce przy pisaniu nowej książki.
Delle uniosła brwi w wyrazie uprzejmego zdziwienia.
– Jest pani pisarką?
– Nie. Ukończyłam studia historyczne.
– Och… – Delle zamrugała oczami. – Myślałam, że tylko mężczyźni to studiują – powiedziała ze śmiechem.
– Zadziwiające, ale kobiety też – zapewniła ją Merlyn. Kąciki jej ust drgnęły, gdy spojrzała na Camerona. – Chociaż niektóre z nich porzucają mroczne korytarze uniwersyteckie, aby pracować dla uderzająco przystojnych mrocznych mężczyzn…
– Wybiera się pani dokądś? – spytał Cameron i zabrzmiało to niemal jak pogróżka.
– Owszem. Do Gainesville, aby podrywać mężczyzn.
W tym momencie do salonu weszła Lila.
– W takim razie czy ja też mogę pojechać?
– Mamo! – wybuchnął Cameron.
– Kto to jest? – rozległ się beznamiętny głos.
– Merlyn Forrest, moja asystentka, pomaga mi zbierać materiały do książki – wyjaśniła Lila stojącej za nią kobiecie. – Merlyn, poznałaś już Delle, to jest Charlotte Radner, jej matka.
– Asystentka? – Charlotte zaśmiała się cicho, ale jej oczy pozostały nieprzyjazne.
Była ubrana w niebieską suknię za kolana, o kroju podkreślającym smukłą figurę. Prawdopodobnie była kiedyś miodową blondynką, teraz jej siwe włosy miały atrakcyjny zimny kolor.
– Merlyn pomaga mi w wyszukiwaniu informacji z okresu panowania Plantagenetów i Tudorów. Chociaż ostatnio praktycznie ograniczyłyśmy się tylko do Tudorów. Epoka jest niezwykle barwna.
– Z pewnością, moja droga – przyznała Charlotte, lecz bez entuzjazmu. – Musisz jednak pamiętać, że niewielu ludzi interesuje historia.
– To raczej nudne – zawtórowała jej Delle, przytulając się do ramienia Camerona. – Wolałabym porozmawiać o polo. Cam, przyjedziesz w następnym tygodniu na mecz?
Bankier zaprzeczył ruchem głowy.
– Mam dużo pracy. Czeka nas zebranie zarządu w sprawie budżetu.
– Nieustannie jesteś zajęty – poskarżyła się Delle. – Ciągle tylko praca i praca. Mógłbyś raz oderwać się od biurka. Przecież grywałeś w polo, wiele razy cię widziałam.
– Musiała pani wtedy nosić jeszcze warkoczyki – zauważyła z uśmiechem Merlyn i ku swojej satysfakcji zauważyła błysk gniewu w oczach pani Radner.
– Delle jest bardzo dojrzała jak na swój wiek – oznajmiła zimnym tonem Charlotte i ruchem ręki powstrzymała córkę, gdy ta chciała coś powiedzieć. – Ma też wyrafinowany gust.
Merlyn natychmiast rozłożyła ponczo, aby je zademonstrować.
– A to dowodzi mojego braku gustu, jak zgaduję? – prowokowała.
Wzgląd na dobre maniery powstrzymał panią Radner od zrewanżowania się kąśliwą uwagą.
– Moja droga, nie miałam nic złego na myśli – odparła sztywno.
– Naturalnie. Jest pani zbyt dobrze wychowana, żeby podkreślać oczywistą różnicę w możliwościach finansowych pani córki i moich.
Pani Radner spojrzała na nią surowo, a oczy Camerona niebezpiecznie rozbłysły.
– Zdaje się, że pani właśnie zamierzała wyjść – zwrócił się do Merlyn, akcentując każde słowo.
– Rzeczywiście – potwierdziła z promiennym uśmiechem. Odrzuciła energicznym ruchem głowy włosy i spojrzała na niego zalotnie. – Do zobaczenia.
Patrzył na nią gniewnie, a Delle posłała mu zdziwione spojrzenie i kurczowo ujęła jego ramię.
– Baw się dobrze, Merlyn – rzuciła jej na odchodnym Lila.
– Postaram się wrócić najpóźniej o drugiej, może o trzeciej – odparła, pamiętając, co jej zapowiedział Cameron. Zerknęła na niego i zorientowała się, że zamierza wygłosić jakąś uwagę. W tej sytuacji szybko wyszła, pożegnawszy się ożywionym:
– Dobranoc wszystkim!
Z ulgą odetchnęła świeżym powietrzem. Delle była jeszcze młodziutką dziewczyną, najwyraźniej oczarowaną Cameronem. Ale ta jej matka! Całkowicie zdominowała córkę, która pozostawała pod jej silnym wpływem. Cameron wbijał sobie gwóźdź do trumny, doszła do wniosku Merlyn, ale nie miała powodu go żałować. Był zimny, dominujący, zasługiwał na to, co go spotka. Uosabiał wszystko, czego nie znosiła w mężczyznach. Na samą myśl o nim cierpła jej skóra.
Spacerowała kilka godzin nad jeziorem, potem buszowała jakiś czas w centrum handlowym w Gainesville, gdzie sporo uwagi poświęciła najnowszym modelom komputerów, potem zjadła kolację w uroczej małej restauracji, udekorowanej zwisającymi roślinami o zielonych liściach. Na koniec pojechała do Holiday Inn, wynajęła pokój i do późna oglądała filmy w telewizji.
Była dziewiąta rano, gdy Merlyn podjechała pod dom Thorpe’ów swoim małym czerwonym volkswagenem i zaparkowała go obok czarnego lincolna Camerona. Spojrzała z niechęcią na duży wehikuł. Czarny, no jasne. Jego osobowość