W górskiej rezydencji. Кэтти Уильямс

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу W górskiej rezydencji - Кэтти Уильямс страница 6

W górskiej rezydencji - Кэтти Уильямс

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      Kiedy dzwonił, zastanawiała się nad dwutygodniowym pobytem z nieznajomym mężczyzną w domu, który do nich nie należał. Czy nie musiałaby ponieść prędzej albo później konsekwencji? Nic nie było w życiu za darmo.

      Poza tym co o nim wiedziała? Nie wyglądał groźnie, ale mógł się w nocy zamieniać w maniaka seksualnego.

      Ta myśl przyprawiła ją o rumieniec. Nawet jeśli był takim maniakiem, i tak nie spojrzałby dwa razy w jej stronę. Wciąż się jednak wahała, siadając przy stole. Zastanawiała się, czy nie poprosić go o referencje potwierdzające jego morale.

      ‒ Jakoś nie widać po tobie radości i satysfakcji – zauważył i spróbował makaronu, który był znakomity.

      ‒ No… – Ciekawość przeważyła. – Jak ci się udało tego dokonać? Kiedy powiedziałeś „załatwione”…

      ‒ Nie uwierzyłabyś, ile potrafię. Zapłacą ci za cały pobyt, nawet jeśli wyjedziesz za dwa dni.

      Otworzyła usta ze zdumienia, a Lucas się uśmiechnął.

      ‒ Przyznaj, że jesteś pod wrażeniem.

      ‒ Rany, musisz mieć dużo do powiedzenia, jeśli chodzi o Ramosów…

      Nagle uderzyła ją pewna myśl i Milly się zarumieniła.

      ‒ Coś ci chodzi po głowie? – spytał.

      ‒ Dlaczego tak uważasz?

      ‒ Może dlatego, że zrobiłaś się czerwona jak burak, a może dlatego, że masz twarz przezroczystą jak szkło. Tak przy okazji, jedzenie jest pyszne. Gdyby nie te rude włosy, pomyślałbym, że masz w sobie kroplę włoskiej krwi.

      ‒ Kasztanowe, nie rude…

      ‒ Wyrzuć to z siebie.

      ‒ Nie spodoba ci się.

      Lucas dolał sobie wina i w końcu wybawił ją z kłopotu.

      ‒ Wierz mi, nie obrażam się łatwo. – Co nie znaczy, by ktokolwiek śmiał powiedzieć pod jego adresem coś obraźliwego. Przywileje bogactwa i władzy.

      ‒ Jesteś arogancki, prawda? – zauważyła odruchowo, a on się uśmiechnął, co ją całkowicie zaskoczyło. – Zastanawiałam się, czy nie sypiasz z panią Ramos…

      Nie wiedział przez chwilę, czy się wściekać, czy śmiać.

      ‒ No… miałoby to sens – zauważyła nerwowo.

      ‒ Czyżby?

      ‒ Jak inaczej zapewniłbyś mi tę pracę i wynagrodzenie?

      ‒ No cóż, instruktorzy narciarscy odznaczają się darem przekonywania. – Uciekł się do tego enigmatycznego stwierdzenia, bo nie chciał kłamać wprost. – Pomogłem Albertowi przy kilku okazjach, a on z chęcią mi się odwdzięczył. Poza tym nigdy nie zbliżyłbym się do zamężnej kobiety.

      ‒ Nie?

      ‒ Wszyscy instruktorzy narciarscy, jakich w życiu spotkałaś, zachowywali się niestosownie wobec kobiet zamężnych czy niezamężnych?

      ‒ Różnie się o nich mówi. – Odetchnęła jednak z ulgą. – Jeszcze jedno… w normalnej sytuacji nie zdecydowałabym się na pobyt sam na sam z kimś nieznajomym.

      Tym razem poczuł wściekłość.

      ‒ Więc nie tylko masz mnie za kobieciarza, ale też za zboczeńca!

      ‒ Nie! – pisnęła. – Skąd mam wiedzieć, że naprawdę rozmawiałeś z panem Ramosem?

      ‒ Bo tak ci powiedziałem. – Nienawykły do podawania w wątpliwość jego własnych słów, Lucas postrzegał tę rozmowę jako coraz bardziej surrealistyczną. – Mogę to udowodnić.

      ‒ Jak?

      Instynkt jej podpowiadał, że powinna wierzyć we wszystko, co mówi. Nawet w to, że na niebie pojawiły się statki kosmiczne z zielonymi ludzikami.

      Lucas wystukał jakiś numer na swojej komórce, powiedział coś po hiszpańsku, a potem położył telefon na stole i włączył tryb głośnomówiący. Potem się rozsiadł i zaczął mówić bardzo wyraźnie, nie spuszczając z niej oka. Jej twarz wydawała mu się dziwnie atrakcyjna. Dlaczego? Miała w sobie coś miękkiego i zarazem upartego, sympatycznego i otwartego…

      Przez chwilę żywił wściekłość wobec byłego narzeczonego, który ją rzucił.

      Wskazał gestem magika telefon i założył ręce za głowę, słuchając, jak Alberto robi dokładnie to, co mu powiedziano.

      Oczywiście, że dziewczyna może zostać! Otrzyma całe wynagrodzenie. Może jeść, pić wino i nie musi sprzątać. Tymczasem przeleje pieniądze na jej konto, dorzuci też premię za niedogodności, jakich doznała.

      ‒ Czuję się okropnie – wyznała Milly, gdy tylko Alberto się rozłączył, przepraszając ją wcześniej za wszelkie kłopoty.

      ‒ Okropnie? Co to znaczy? Myślałem, że będziesz skakać z radości. Nie musisz wracać do Londynu ani martwić się o pieniądze, ani usługiwać Ramosom. Nie mogłaś chyba liczyć na korzystniejsze rozwiązanie… a jednak wyglądasz tak, jakby spotkała cię krzywda.

      ‒ Nie byłam szczególnie miła dla biednego pana Ramosa, prawda?

      ‒ Nie z mojej winy.

      ‒ Myślałam początkowo, że są bardzo wymagający… ta cała lista dań, instrukcje dotyczące mojego stroju. A jednak… – Wyjęła telefon z plecaka i wystukała stosowną wiadomość dla Alberta. – Zachował się wyjątkowo przyzwoicie. – Otrzymała po chwili informację, że pieniądze zostały już przelane na jej konto. – Po tej historii z Robbiem dobrze jest wiedzieć, że są jeszcze na świecie przyzwoici ludzie.

      Lucas z trudem panował nad irytacją, jaką wzbudzały w nim śmieszne żądania Alberta.

      ‒ Czy zobaczę w końcu taniec radości i szczęścia? Och, zapomniałem, wciąż uważasz mnie za zboczeńca, któremu nie możesz ufać…

      ‒ Nie – odparła Milly z westchnieniem. Była na tyle zarozumiała, by oczekiwać, że zacznie się do niej dobierać. Taki Adonis szukał zwykle Afrodyty.

      ‒ Czuję ogromną ulgę.

      ‒ Powinniśmy chyba posprzątać i pójść spać – oznajmiła, wstając z miejsca. Huśtawka, jaką było jej życie, nie zwalniała ani na chwilę. Kontrakt był wciąż ważny, a ją czekało bajeczne wynagrodzenie za dwa tygodnie narciarskiego szaleństwa.

      ‒ Posprzątać?

      ‒ Pozmywać. Może nie umiesz gotować, ale musisz mi pomóc. Oboje nabałaganiliśmy.

      Wziął posłusznie naczynia ze stołu, podczas gdy Milly wciąż

Скачать книгу