W górskiej rezydencji. Кэтти Уильямс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу W górskiej rezydencji - Кэтти Уильямс страница 6
Poza tym co o nim wiedziała? Nie wyglądał groźnie, ale mógł się w nocy zamieniać w maniaka seksualnego.
Ta myśl przyprawiła ją o rumieniec. Nawet jeśli był takim maniakiem, i tak nie spojrzałby dwa razy w jej stronę. Wciąż się jednak wahała, siadając przy stole. Zastanawiała się, czy nie poprosić go o referencje potwierdzające jego morale.
‒ Jakoś nie widać po tobie radości i satysfakcji – zauważył i spróbował makaronu, który był znakomity.
‒ No… – Ciekawość przeważyła. – Jak ci się udało tego dokonać? Kiedy powiedziałeś „załatwione”…
‒ Nie uwierzyłabyś, ile potrafię. Zapłacą ci za cały pobyt, nawet jeśli wyjedziesz za dwa dni.
Otworzyła usta ze zdumienia, a Lucas się uśmiechnął.
‒ Przyznaj, że jesteś pod wrażeniem.
‒ Rany, musisz mieć dużo do powiedzenia, jeśli chodzi o Ramosów…
Nagle uderzyła ją pewna myśl i Milly się zarumieniła.
‒ Coś ci chodzi po głowie? – spytał.
‒ Dlaczego tak uważasz?
‒ Może dlatego, że zrobiłaś się czerwona jak burak, a może dlatego, że masz twarz przezroczystą jak szkło. Tak przy okazji, jedzenie jest pyszne. Gdyby nie te rude włosy, pomyślałbym, że masz w sobie kroplę włoskiej krwi.
‒ Kasztanowe, nie rude…
‒ Wyrzuć to z siebie.
‒ Nie spodoba ci się.
Lucas dolał sobie wina i w końcu wybawił ją z kłopotu.
‒ Wierz mi, nie obrażam się łatwo. – Co nie znaczy, by ktokolwiek śmiał powiedzieć pod jego adresem coś obraźliwego. Przywileje bogactwa i władzy.
‒ Jesteś arogancki, prawda? – zauważyła odruchowo, a on się uśmiechnął, co ją całkowicie zaskoczyło. – Zastanawiałam się, czy nie sypiasz z panią Ramos…
Nie wiedział przez chwilę, czy się wściekać, czy śmiać.
‒ No… miałoby to sens – zauważyła nerwowo.
‒ Czyżby?
‒ Jak inaczej zapewniłbyś mi tę pracę i wynagrodzenie?
‒ No cóż, instruktorzy narciarscy odznaczają się darem przekonywania. – Uciekł się do tego enigmatycznego stwierdzenia, bo nie chciał kłamać wprost. – Pomogłem Albertowi przy kilku okazjach, a on z chęcią mi się odwdzięczył. Poza tym nigdy nie zbliżyłbym się do zamężnej kobiety.
‒ Nie?
‒ Wszyscy instruktorzy narciarscy, jakich w życiu spotkałaś, zachowywali się niestosownie wobec kobiet zamężnych czy niezamężnych?
‒ Różnie się o nich mówi. – Odetchnęła jednak z ulgą. – Jeszcze jedno… w normalnej sytuacji nie zdecydowałabym się na pobyt sam na sam z kimś nieznajomym.
Tym razem poczuł wściekłość.
‒ Więc nie tylko masz mnie za kobieciarza, ale też za zboczeńca!
‒ Nie! – pisnęła. – Skąd mam wiedzieć, że naprawdę rozmawiałeś z panem Ramosem?
‒ Bo tak ci powiedziałem. – Nienawykły do podawania w wątpliwość jego własnych słów, Lucas postrzegał tę rozmowę jako coraz bardziej surrealistyczną. – Mogę to udowodnić.
‒ Jak?
Instynkt jej podpowiadał, że powinna wierzyć we wszystko, co mówi. Nawet w to, że na niebie pojawiły się statki kosmiczne z zielonymi ludzikami.
Lucas wystukał jakiś numer na swojej komórce, powiedział coś po hiszpańsku, a potem położył telefon na stole i włączył tryb głośnomówiący. Potem się rozsiadł i zaczął mówić bardzo wyraźnie, nie spuszczając z niej oka. Jej twarz wydawała mu się dziwnie atrakcyjna. Dlaczego? Miała w sobie coś miękkiego i zarazem upartego, sympatycznego i otwartego…
Przez chwilę żywił wściekłość wobec byłego narzeczonego, który ją rzucił.
Wskazał gestem magika telefon i założył ręce za głowę, słuchając, jak Alberto robi dokładnie to, co mu powiedziano.
Oczywiście, że dziewczyna może zostać! Otrzyma całe wynagrodzenie. Może jeść, pić wino i nie musi sprzątać. Tymczasem przeleje pieniądze na jej konto, dorzuci też premię za niedogodności, jakich doznała.
‒ Czuję się okropnie – wyznała Milly, gdy tylko Alberto się rozłączył, przepraszając ją wcześniej za wszelkie kłopoty.
‒ Okropnie? Co to znaczy? Myślałem, że będziesz skakać z radości. Nie musisz wracać do Londynu ani martwić się o pieniądze, ani usługiwać Ramosom. Nie mogłaś chyba liczyć na korzystniejsze rozwiązanie… a jednak wyglądasz tak, jakby spotkała cię krzywda.
‒ Nie byłam szczególnie miła dla biednego pana Ramosa, prawda?
‒ Nie z mojej winy.
‒ Myślałam początkowo, że są bardzo wymagający… ta cała lista dań, instrukcje dotyczące mojego stroju. A jednak… – Wyjęła telefon z plecaka i wystukała stosowną wiadomość dla Alberta. – Zachował się wyjątkowo przyzwoicie. – Otrzymała po chwili informację, że pieniądze zostały już przelane na jej konto. – Po tej historii z Robbiem dobrze jest wiedzieć, że są jeszcze na świecie przyzwoici ludzie.
Lucas z trudem panował nad irytacją, jaką wzbudzały w nim śmieszne żądania Alberta.
‒ Czy zobaczę w końcu taniec radości i szczęścia? Och, zapomniałem, wciąż uważasz mnie za zboczeńca, któremu nie możesz ufać…
‒ Nie – odparła Milly z westchnieniem. Była na tyle zarozumiała, by oczekiwać, że zacznie się do niej dobierać. Taki Adonis szukał zwykle Afrodyty.
‒ Czuję ogromną ulgę.
‒ Powinniśmy chyba posprzątać i pójść spać – oznajmiła, wstając z miejsca. Huśtawka, jaką było jej życie, nie zwalniała ani na chwilę. Kontrakt był wciąż ważny, a ją czekało bajeczne wynagrodzenie za dwa tygodnie narciarskiego szaleństwa.
‒ Posprzątać?
‒ Pozmywać. Może nie umiesz gotować, ale musisz mi pomóc. Oboje nabałaganiliśmy.
Wziął posłusznie naczynia ze stołu, podczas gdy Milly wciąż