W górskiej rezydencji. Кэтти Уильямс

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу W górskiej rezydencji - Кэтти Уильямс страница 7

W górskiej rezydencji - Кэтти Уильямс

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      ‒ Skończmy z tymi panegirykami – dodał. – Będę tu przez dwa dni. Możemy porozmawiać o trasach zjazdowych.

      Wszystko wskazywało na to, że jest niezłą narciarką w przeciwieństwie do jego dawnych dziewczyn, których umiejętności ograniczały się do odpowiedniego stroju.

      I była zaskakującą, zabawną osobą, która nic o nim nie wiedziała. Nie potrafił przewidzieć, czym skończy się ta niespodziewana i krótka znajomość. Perspektywa czegoś nowego w jego przewidywalnym życiu wydała się niezwykle kusząca.

      Uśmiechnął się, widząc, jak Milly oblewa się rumieńcem i spuszcza wzrok.

      Tak, podjął słuszną decyzję, przyjeżdżając tutaj…

      ROZDZIAŁ TRZECI

      ‒ Coś mi właśnie przyszło do głowy…

      Milly pozmywała, podczas gdy Lucas manipulował w tym czasie przy skomplikowanym ekspresie, zaparzając w końcu dwie kawy espresso. Nie spotkała jeszcze nikogo równie bezradnego w kuchni. Teraz znów siedzieli na białej kanapie.

      ‒ Rozumiem, że chcesz się podzielić ze mną tą nagłą myślą.

      Otworzył się przed nim zupełnie nowy świat. Zdążyła go już złajać za niedostateczną pomoc w kuchni, a potem uraczyła wykładem na temat „nowoczesnego mężczyzny”, który traktuje poważnie domowe obowiązki. Odparł szczerze, że uważa to za coś okropnego.

      ‒ Należało spytać o to wcześniej, ale byłam taka rozkojarzona…

      Lucas jęknął pod nosem. Zamierzał przejrzeć wieczorem mejle, ale jego uwagę przyciągała bez reszty ta dziewczyna.

      ‒ Należało spytać, czy… e… jesteś z kimś związany.

      ‒ Związany?

      ‒ Jesteś żonaty? – spytała wprost. – Nie ma to większego znaczenia, bo oboje jesteśmy wynajętymi pracownikami, którzy wylądowali przypadkowo w jednym domu, ale nie chcę, żeby twoja żona się martwiła…

      ‒ To znaczy, nie chcesz, żeby czuła się zazdrosna.

      ‒ No, zaniepokojona…

      A więc był żonaty, choć nie nosił obrączki. Poczuła ukłucie rozczarowania. Dlaczego nie miałby być żonaty? – pomyślała, tłumiąc w sobie uczucie, dla którego nie było miejsca w jej życiu.

      ‒ Ciekawe. Zazdrosna i zaniepokojona żona, która martwi się o to, że jej ukochany mąż dzieli dom w górach z całkowicie obcą osobą…

      Miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Jeśli chodziło o kobiety i zaangażowanie, był od tego bardzo daleki. Raz się już sparzył. Był dziewiętnastoletnim dzieciakiem, już doświadczonym, ale wciąż zbyt zielonym, by wiedzieć, kiedy się go ogrywa – młody i arogancki, wierzył, że naciągaczki mają bez wyjątku długie włosy i wysokie obcasy i odznaczają się niewątpliwym czarem.

      Jednak Betina Crew, starsza od niego o prawie osiem lat, stanowiła przeciwieństwo tego wizerunku. Hipiska, która chodziła na marsze protestacyjne i pisała wiersze o ratowaniu świata. Zadurzył się na amen, dopóki nie próbowała go złapać na domniemaną ciążę; niewiele brakowało, by zaciągnęła go do ołtarza. Przypadkowo znalazł na dnie jej szuflady tabletki antykoncepcyjne i gdy jej o tym powiedział, sprawa zakończyła się paskudnie.

      Przestał sobie wmawiać, że istnieje coś takiego jak bezinteresowna miłość, zwłaszcza w przypadku pokaźnego konta bankowego. Jego matka wciąż wierzyła w te bzdury, a on nie miał serca pozbawiać jej złudzeń, wiedział jednak, że jeśli postanowi się kiedykolwiek ożenić, to raczej z rozsądku i pod nadzorem prawnika.

      ‒ Nie. – Pokręcił głową. – Żadnej zazdrosnej czy zaniepokojonej żony podsycającej ognisko domowe.

      ‒ Dziewczyna?

      ‒ Skąd to zainteresowanie? Sugerujesz, że ktoś miałby powody do zazdrości?

      ‒ Nie! – Omal nie zachłysnęła się kawą. – Nie zapominaj, przed czym tu uciekłam. Nie w głowie mi związki. Wolę po prostu nie myśleć, że ktoś może się denerwować z powodu tej sytuacji… utknęliśmy tu razem.

      ‒ Wobec tego cię uspokoję. Nie ma żadnej dziewczyny, a nawet gdyby była, nie jestem zazdrosny i nie zachęcam do zazdrości kobiet, z którymi się spotykam.

      ‒ Jak możesz odwodzić kogoś od zazdrości?

      Nie była zazdrosna, jeśli chodziło o Robbiego. Ani razu nie pomyślała o nim i Emily – samych, we dwoje. Bo znała go od niepamiętnych czasów?

      ‒ Dla mnie to nigdy nie był problem. Kobiety, z którymi się spotykam, znają moje zasady i szanują je.

      ‒ Jesteś najbardziej aroganckim facetem, jakiego w życiu spotkałam – oznajmiła ze zdumieniem.

      ‒ Już mi to chyba mówiłaś.

      Dopił kawę i odstawił filiżankę, po czym wstał i się przeciągnął; ona też wstała i odruchowo sięgnęła po naczynia.

      Już chciał jej powiedzieć poirytowany, że ktoś się tym zajmie, ale przypomniał sobie o sytuacji.

      ‒ Pokażę ci twój pokój.

      ‒ Dziwne przebywać tu pod nieobecność właściciela.

      Lucas miał na tyle przyzwoitości, że się zaczerwienił, po czym wziął jej torbę i ruszył w stronę schodów prowadzących na galerię, gdzie też znajdowały się wielkie okna z widokiem na zaśnieżone góry.

      Milly podziwiała przez chwilę tę nocną panoramę, a potem się odwróciła i napotkała spojrzenie jego ciemnych oczu.

      Przebywała tu z nieznajomym mężczyzną, a jednak czuła się bezpiecznie. Miała wrażenie, że gdyby wpadła tu banda zbirów uzbrojonych w noże, poradziłby sobie z nimi bez trudu.

      ‒ Nie wiem, gdzie Ramosowie zamierzali cię ulokować, ale myślę, że ten pokój będzie odpowiedni.

      Otworzył na oścież drzwi, a ona sapnęła z wrażenia. Nigdy nie widziała tak wspaniałej sypialni. Lucas wszedł do środka i rzucił jej torbę na elegancki szezlong pod oknem – jak zwykle ze wspaniałym widokiem.

      ‒ No i? – spytał, dostrzegając niekłamany podziw na jej twarzy.

      Plac zabaw dla bogatych – oto, czym był ten górski dom. Sam nie kiwnął tu palcem, zostawiając wszystko projektantowi o światowej sławie. Potem skorzystał z tego lokum kilka razy w sezonie narciarskim. Było piękne i skrywało w swym wnętrzu spa i saunę.

      Poczuł chęć, by zaprowadzić ją na dół i pokazać jej te luksusy; pragnął ponownie dostrzec ten podziw na jej obliczu.

      ‒ To zdumiewające. – Wciąż stała w drzwiach. – Jesteś chyba do tego przyzwyczajony, ale ja

Скачать книгу