Niezwykły dar. Diana Palmer
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niezwykły dar - Diana Palmer страница 13
– Jesteś niesamowita. Nigdy nie znałem nikogo takiego.
– Mam nadzieję, że to był komplement.
– Owszem. A ten wieczór stanowi początek naszej historii, prawda? – zapytał, pochylając się w jej stronę.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, jej oczy pociemniały, a z twarzy odpłynął cały kolor. Po chwili Merissa zamrugała i popatrzyła na niego z przerażeniem.
– Musimy wracać do domu. Natychmiast. Błagam!
– Do ciebie czy do mnie? – zapytał tylko Tank, rzucając na stół plik banknotów i prowadząc ją do samochodu.
Nawet nie przyszło mu do głowy, żeby podawać jej słowa w wątpliwość.
– Do mnie. Pospiesz się, proszę. Już może być za późno – jęknęła.
Tank nie zamierzał oszczędzać samochodu. Jazda powrotna minęła w mgnieniu oka. Wyskoczyli z auta i wbiegli na ganek. Merissa przez chwilę walczyła z zamkiem, tak bardzo drżały jej ręce.
– Mamo! – krzyknęła, kiedy udało się jej wreszcie dostać do środka. – Mamo!
– Tu jestem – odezwała się zaskoczona Clara, wyglądając z sypialni. – Co się stało? – zaniepokoiła się, widząc ich miny.
– Miałam przeczucie – przyznała niechętnie Merissa, bojąc się, że wizja się spełni od samego wypowiedzenia tych słów.
– Przeczucie? – powtórzyła Clara, marszcząc lekko brwi.
– Niepotrzebnie spanikowałam. Przepraszam. – Merissa roześmiała się nerwowo, czując, że opuszcza ją napięcie.
– Zawsze lepiej sprawdzić – zapewnił ją Tank. – Nauczyłem się ufać twoim przeczuciom.
– Dziękuję – szepnęła z widoczną ulgą.
– Jakiego rodzaju przeczucie? – drążyła Clara, znając dobrze córkę.
– Nie wiem. Czegoś niebezpiecznego. Zaplanowanego – dodała, a jej oczy pociemniały, znów zapatrzone w inny czas. – To się stanie już wkrótce. Nie wiem dokładnie co! – krzyknęła, wyrywając się z transu.
– Nie martw się, kochanie. Wszystko będzie dobrze – zapewniła ją matka i mocno przytuliła.
– Ale na wszelki wypadek przyślę wam do ochrony jednego z kowbojów – wtrącił Tank. – Niech ma oko na wszystko.
– To miłe z twojej strony – powiedziała cicho Clara.
– Czujecie dym? – Skrzywiła się nagle Merissa.
Rozdzielili się, przeszukując pokoje. Nagle zawył detektor dymu w drugiej sypialni. Tank wyprzedził obie kobiety. Stanął jak wryty w progu pomieszczenia. Iskrzył i dymił przedłużacz elektryczny, obok którego w drgawkach wiła się wiewiórka.
– Och, nie – jęknęła Clara. – Zapomniałam zamknąć przewód kominowy. Wiewiórki często tu się zakradają, próbując zakładać gniazda w podsufitce – wyjaśniła i się skrzywiła. – Czy ona nie żyje?
– Żyje, ale potrzebuje pomocy – oświadczył Tank, podnosząc drżące ciałko. – Znam rehabilitanta dzikich zwierząt. Podrzucę mu tego biedaka. Macie pudełko po butach i jakiś stary ręcznik?
Clara pobiegła po potrzebne rzeczy, a Merissa podeszła do kabla.
– Wyjmę wtyczkę.
– Tylko ostrożnie, kochanie.
Zerknęła na niego spod rzęs, rumieniąc się uroczo.
Tank uwielbiał, gdy się przez niego czerwieniła. Przyjemnie było nazywać pieszczotliwie Merissę.
– Myślisz, że dojdzie do siebie? – zapytała, gładząc palcem łebek zwierzęcia.
– Uważaj, może cię ugryźć.
– Nigdy mnie nie gryzą. Zawsze przygarniam ranne zwierzęta. Kiedyś nawet ratowałam węża, którego pokaleczyła kosiarka.
– Nie boisz się węży?
– Boję się panicznie, ale on krwawił i cierpiał. Podniosłam go i posmarowałam maścią z antybiotykiem. Nie miał nic przeciwko. Ale ani bandaż, ani plaster nie chciały się trzymać, więc zawiozłam go do weterynarza od dzikich zwierząt. Ciekawe, czy to ten sam.
– Możliwe. Niewielu ich jest w pobliżu Catelow. Jaki to był wąż?
– Nie mam pojęcia, ale był duży.
– W jakim kolorze?
Kiedy go opisała, Tank wybuchnął śmiechem.
– No nie wierzę. Po prostu niemożliwe! To był grzechotnik, ty szalona kobieto. One są śmiertelnie niebezpieczne!
– Naprawdę? Był zupełnie spokojny, kiedy go opatrywałam i wiozłam w pudełku do weterynarza. Ale jego od razu próbował ugryźć. Pewnie dlatego lekarz rehabilitant tak dziwnie na mnie patrzył, kiedy nalegałam, żeby po kuracji wypuścił węża. Nic mi nie powiedział.
– Naprawdę masz niezwykły dar – mruknął Tank, patrząc na nią z podziwem.
– Zwierzęta mnie lubią – przyznała nieśmiało. – Kiedy karmię ptaki, muszę się spieszyć, bo siadają mi na rękach.
– Ja też cię lubię – powiedział, szukając jej spojrzenia.
– Naprawdę? – zapytała, rozchylając z zaskoczenia usta. – Nie boisz się, że kiedy się wścieknę, zamienię cię w ropuchę? – spytała, gdy się uśmiechnął.
– Nie masz kota.
– Słucham?
– Wszyscy wiedzą, że czarownice mają koty. Sprawdź to sobie w sieci – pouczył ją, siląc się na powagę.
Merissa wybuchnęła śmiechem.
– Powiedzieć mu o tych dwóch, które karmimy co rano, odkąd się do nas przybłąkały? – wtrąciła Clara scenicznym szeptem, wracając z pudełkiem i ze szmatką.
– Cii. – Merissa położyła palec na ustach.
Tym razem roześmiali się wszyscy troje.
Tank owinął wiewiórkę gałgankiem i podał ją Merissie, żeby zrobić otwory w tekturowej pokrywce pudełka.
– Nic ci nie będzie – pocieszała zwierzątko, które nadal drżało.
– Musi być w szoku – westchnął Tank, wkładając delikatnie rudzielca do pudełka.