Niezwykły dar. Diana Palmer
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niezwykły dar - Diana Palmer страница 11
– Cholera! Ale masz pecha.
– Właśnie. Kiedy możesz przylecieć?
– Kiedy tylko prześlesz kasę na bilet. Nie zdążyłem się rozpakować po ostatniej robocie. To będzie dla mnie przyjemność.
– Nie pracujesz dla swojego… dawnego szefa? – dokończył z zająknięciem.
Tank prawie powiedział: ojca. Nie powinien tego robić, bo wtedy Rourke nigdy by mu nie pomógł. Istniały podejrzenia, że jest synem byłego najemnika K.C. Kantora, ale nikt nie śmiał zapytać o to wprost. Zresztą skoro facet żył z dnia na dzień, raczej nie miał ojca milionera.
– Posprzeczaliśmy się trochę – przyznał z westchnieniem Rourke, zbliżając się niebezpiecznie do prawdy. – I zrobiło się całkiem nie do zniesienia. Na dodatek Tat się do mnie nie odzywa – dodał z tłumionym gniewem.
Tat była znaną dziennikarką i bywalczynią salonów. To Rourke nadał jej w dzieciństwie to przezwisko. Ich burzliwa przyjaźń trwała od lat. Razem pomogli odzyskać władzę generałowi Machado w jego kraju w Ameryce Południowej.
– Znów jej zalazłeś za skórę?
– Pojechała za wojskiem do Ngawy! – krzyknął zbulwersowany, bo w tym niewielkim państwie trwała paskudna rewolucja. – Próbowałem ją powstrzymać, ale nie chciała słuchać. To krwawa łaźnia. Znam najemników, którzy za skarby świata by się tam teraz nie wybrali!
– Dziennikarze zazwyczaj są pod ochroną – próbował go pocieszyć Tank.
– Jasne. Stale się na to nabierają – jęknął Rourke.
– Przykro słyszeć, że ona jest w niebezpieczeństwie.
– Sama jest sobie winna. Za głupotę trzeba płacić. Ale jeszcze chwila, a sam tam po nią pojadę… – westchnął i zamilkł. – Prześlij mi ten bilet.
– Rezerwuję lot i przesyłam ci namiary, tylko założę sobie nowego mejla.
– Słusznie.
– Dzięki, Rourke.
– Hej, od czego są przyjaciele?
Merissa włożyła beżową sukienkę, która opinała jej sylwetkę, podkreślając jędrny biust, wąską talię i kształtne biodra. Wybrała do niej buty na płaskim obcasie. Włosy zostawiła rozpuszczone, więc łagodnymi, złotymi falami opływały jej twarz o elfich rysach. Jedynym szalonym akcentem była broszka w kształcie bożonarodzeniowej choinki i taka sama wsuwka we włosach.
– Jeśli ubrałam się zbyt elegancko… – zaczęła, posyłając nieśmiały uśmiech zachwyconemu Tankowi.
– Kobiety coraz rzadziej chodzą w sukienkach – stwierdził delikatnie. – Uważam, że wyglądasz cudownie.
– Dzięki – odparła lekko zażenowana. – Nie mogę nosić szpilek – westchnęła, wskazując balerinki. – To pewnie wygląda dziwnie.
– Wygląda świetnie – zapewnił, nie zważając na jej dziwną uwagę. – Jedziemy?
– Tak – potwierdziła i zajrzała do salonu. – Do zobaczenia wieczorem, mamo. Zamknij drzwi.
– Oczywiście – zachichotała Clara. – Masz klucze?
– Mam.
– Baw się dobrze.
– Dziękuję.
– Będę się nią opiekował – zapewnił Tank z szerokim uśmiechem.
– Wiem o tym.
Rourke zjawił się dzień wcześniej i od razu sprawdził samochód Tanka oraz kamery. Znalazł też podsłuch zamontowany w kilku miejscach. Teraz auto było czyste.
– Pojedziemy do Powell na kolację – oznajmił Merissie. – Musiałem zmienić plany ze względu na komplikacje ze sprzętem ochroniarskim.
– To był on. Mężczyzna w garniturze – wykrztusiła, sztywniejąc.
– Tak sądzimy – przyznał niechętnie Tank.
– Co za ironia. – Pokręciła głową. – I jaka pewność siebie.
– Owszem. Ale trafiła kosa na kamień.
Merissa nie odpowiedziała. Jej rysy ściągnął grymas strachu. Tank zjechał na pobocze i zatrzymał auto przed wjazdem do miasteczka.
– Co widziałaś? – zapytał cicho.
– Coś złego – odparła, przełykając z trudem ślinę.
– Możesz podać szczegóły?
– Nie wiem. – Patrzyła na niego z trudem. – To tylko przeczucie, że… że stanie się coś bardzo złego.
– Już dobrze – próbował ją uspokoić Tank, rozcierając jej chłodne dłonie. – Poradzimy sobie.
Jego dotyk przeszył ją niczym prąd. Miał duże, ciepłe dłonie, szorstkie od ciężkiej pracy. W świetle latarni dostrzegła, że mimo to są zadbane, czyste i z krótko obciętymi paznokciami.
– Masz piękne dłonie – powiedziała.
– Dziękuję. – Tank zaśmiał się cicho. – Twoje też nie są złe.
Merissa uśmiechnęła się i wtedy poczuł ten sam dreszcz. Fizyczny kontakt z drugim człowiekiem przynosił ukojenie i pociechę. Tank kilka razy był już zakochany, ale nigdy nie odczuwał nic tak intensywnie jak teraz. Zapragnął ją chronić i się o nią troszczyć. Merissa była silną, samodzielną kobietą, która potrafiła o siebie zadbać, a jednak przy niej czuł się silniejszy i bardziej męski.
– O czym myślisz?
– Że to mój najlepszy pomysł od lat – odparł, ściskając jej dłonie.
– Dzięki – powiedziała i zaśmiała się cicho.
– Dobrze się przy tobie czuję.
– Niewiele osób z Catelow zgodziłoby się z tobą.
– To dlatego, że cię nie znają. A to, co nieznane, budzi lęk.
– Przez całe życie oglądam rzeczy, które mnie przerażają – westchnęła, zerkając na niego spod rzęs. – Ludzie chcą znać przyszłość, ale gdyby widzieli to co ja, pewnie zmieniliby zdanie.
– To prawda.
– Co innego przewidywać pogodę albo trendy w modzie, albo to, czy pozna się swoją miłość. Ale wiedzieć,