Niezwykły dar. Diana Palmer
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niezwykły dar - Diana Palmer страница 4
– I znalazł – mruknął Tank. – Ale i tak nie wierzę w te bzdury.
– Pozostaje mieć nadzieję, że Merissa się pomyliła – oznajmił Mallory i klepnął brata w ramię. – Nie chciałbym cię stracić.
– Nie stracisz. Przeżyłem wojnę i strzelaninę. Jestem niezniszczalny – puszył się Tank.
– Nikt nie jest.
– No to miałem szczęście.
– Dużo szczęścia – przytaknął Mallory.
Dalton usiadł z laptopem na kolanach, wspominając słowa Merissy o postrzelonym szeryfie z południowego Teksasu. Popijał kawę, wyrzucając sobie, że traci czas na sprawdzanie tych bredni. Przestał się boczyć, kiedy znalazł w sieci informację o szeryfie z Jacobsville, którego nieznani sprawcy próbowali zabić. Podobno chodziło o przemyt narkotyków.
Osłupiały Tank wpatrywał się w ekran. Szeryf Hayes Carson został postrzelony na początku grudnia, a potem uprowadzony wraz ze swoją narzeczoną przez gang przemytników. Narzeczona była wydawcą lokalnej gazety i po wszystkim zamieściła w niej krótki reportaż o swojej gehennie. W czasie ataku przywódca kartelu narkotykowego, El Ladrón, czyli Złodziej, zginął w przygranicznym Cotillo zabity przez granat wrzucony pod jego pancerny samochód. Do tej pory nie złapano jego zabójcy.
Tank westchnął, moszcząc się wygodniej w fotelu. Głęboko się zamyślił. Poważnie zaniepokoiło go to, co usłyszał od Merissy o własnych przeżyciach. Nie opowiadał o tym na prawo i lewo, więc naprawdę nie mogła dowiedzieć się tego w konwencjonalny sposób. Chyba że skorzystała ze swoich informatycznych umiejętności. Jego mózg pracował teraz na pełnych obrotach. „Przecież projektowała strony internetowe. Jeśli była wystarczająco utalentowana, mogła zdobyć informacje o nim z zastrzeżonych baz danych. Tak właśnie musiało być”, uznał. Łatwiej przyszło mu uwierzyć, że zhakowała rządowe strony niż w jej supermoce. Wszyscy wiedzieli, że każde „medium” prędzej czy później okazywało się zdolnym oszustem. Nie można przewidzieć przyszłości. Koniec i kropka.
Tank był mądry, skończył studia i dobrze wiedział, że dostęp do tak poufnych informacji Merissa mogła zdobyć wyłącznie nielegalnymi sposobami.
Skąd jednak znała szczegóły, których sam nie pamiętał? Jak choćby o podejrzanym agencie, który wciągnął go w zasadzkę, a potem rozpłynął się w powietrzu? Wstał i zaczął spacerować po pokoju, rozmyślając. Musiało istnieć jakieś logiczne wyjaśnienie, tylko jeszcze go nie znalazł.
Nagle przypomniał sobie, że zostawił kluczyki w stacyjce auta. Włożył kurtkę i przebrnął przez śnieg do garażu. Robiło się coraz groźniej. „Jeśli nie przestanie padać, trzeba będzie wdrożyć procedury awaryjne, żeby bydło na dalszych pastwiskach nie zostało odcięte”, pomyślał. Wyoming w czasie burzy śnieżnej było śmiertelnie niebezpiecznym miejscem. Pamiętał historię pary, którą zasypał śnieg i w krótkim czasie przypłaciła to życiem. Pomyślał o samotnych Merissie i jej matce w chacie na uboczu. Miał nadzieję, że były dobrze zaopatrzone w opał i jedzenie. Jednak na wszelki wypadek postanowił do nich wysłać później Darby’ego. Kiedy pomyślał o kowboju, uświadomił sobie, że minęło sporo czasu, odkąd z nim rozmawiał. Mężczyźni już dawno powinni wrócić. Ze ściągniętymi brwiami sięgnął po komórkę. Po chwili odebrał Tim.
– Cześć, szefie. Miałem niedługo dzwonić, ale najpierw musiałem się upewnić, że wszystko będzie dobrze. Darby miał wypadek.
– Co? – Zachłysnął się Tank.
– Nic mu nie będzie. – Tim pospieszył z wyjaśnieniami. – Ma złamane żebro i kilka siniaków, więc będzie musiał trochę poleżeć, ale uniknął tragedii. Przygniotło go drzewo, które ścinał. Na szczęście udało mi się go wydostać. Ale gdybym z nim nie pojechał… Powiedział, że Bakerówna uratowała mu życie.
– Chyba ma rację – wykrztusił Dalton i wypuścił wstrzymywany oddech.
– Przepraszam, że nie zadzwoniłem wcześniej, ale trochę się zeszło, zanim dotarliśmy do lekarza. Zaraz wracamy, tylko wykupię mu leki.
– Dobrze. Tylko jedźcie ostrożnie – powiedział i rozłączył rozmowę.
Mallory, widząc brata bladego jak ściana, zatrzymał się gwałtownie w drzwiach.
– Co się stało?
– Właśnie wyleczyłem się ze sceptycyzmu w sprawie zjawisk paranormalnych – zaśmiał się niewesoło Tank.
ROZDZIAŁ DRUGI
Dalton nie mógł znaleźć numeru telefonu Merissy, żeby podziękować jej za informacje, które ocaliły życie Darby’ego. Odnalazł jednak namiary na jej firmę w sieci i przesłał mejla. Odpowiedziała natychmiast.
Cieszę się, że Darby’emu nic poważnego się nie stało. Dbaj o siebie.
Po tym doświadczeniu Tank wziął sobie jej rady do serca. Po pierwsze skontaktował się z szeryfem Hayesem Carsonem z Jacobsville w Teksasie.
– To może zabrzmieć dziwnie, ale sądzę, że coś nas łączy – powiedział.
– Owszem. Ta rozmowa telefoniczna – odrzekł kwaśno Hayes.
– Chodziło mi o przemyt narkotyków – oznajmił Tank, wracając niechętnie do bolesnych wspomnień. – Nie tak dawno miałem nieprzyjemną przygodę na granicy z Meksykiem. Służyłem w patrolu granicznym. Mężczyzna podający się za agenta DEA poprosił mnie o pomoc przy spodziewanej transakcji i wciągnął w zasadzkę. Zostałem podziurawiony jak sito. Jednak jakoś doszedłem do siebie, choć długo to trwało.
– To dziwne – powiedział Hayes z zainteresowaniem. – Właśnie szukamy kogoś, kto udaje pracownika rządowej agencji do walki z narkotykami. Parę miesięcy temu aresztowałem dilera narkotyków do spółki z fałszywym agentem, którego jakoś nikt nie może rozpoznać. Nawet jego kumple z agencji. Coś mi się zdaje, że facet ma powiązania z meksykańskim kartelem. Szukamy go my, DEA i FBI, ale nikt nie może sobie przypomnieć, jak on wygląda. Nawet kiedy sekretarka miejscowego komendanta policji, obdarzona fotograficzną pamięcią, razem z rysownikiem sporządzili portret pamięciowy tego niby-agenta, nikt z nas go nie rozpoznał.
– Potrafi wtapiać się w tło.
– Jeszcze jak – przytaknął Hayes. – A jak powiązałeś moją sprawę z twoją?
– Teraz dopiero zrobi się dziwnie – zaśmiał się Tank. – Przyszła do mnie miejscowa jasnowidzka, ostrzegając, że namierza mnie pewien skorumpowany polityk, który jest wplątany w przemyt narkotyków i ma powiązania z tajemniczym agentem DEA.