Niezwykły dar. Diana Palmer

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niezwykły dar - Diana Palmer страница 5

Niezwykły dar - Diana Palmer

Скачать книгу

się, że nie uważasz mnie za wariata.

      – Byłoby dobrze, gdybyś mógł tu przylecieć – westchnął Hayes. – Mamy sporą dokumentację związaną z przywódcą kartelu narkotykowego, zwanym El Ladrón, i zeznania członków gangu, zatrzymanych po jego śmierci.

      – Chciałbym, ale na razie nas tu zasypało. Poza tym zaraz święta. Kiedy pogoda się poprawi, zadzwonię i może coś wymyślimy.

      – Świetny pomysł. Przydałaby się twoja pomoc.

      – Doszedłeś już do siebie po porwaniu?

      – Tak, dzięki. Przeżyliśmy z narzeczoną taką przygodę, jakiej nie życzyłbym najgorszemu wrogowi – powiedział i zachichotał. – Chociaż jej widok z kałasznikowem wycelowanym w łeb porywacza był bezcenny. Szczególnie, że potem się przyznała, że nawet nie wiedziała, czy karabinek jest nabity i odbezpieczony. Gorąca babeczka!

      – A z ciebie szczęściarz, że taka kobieta zechciała cię na męża.

      – O tak. A przy okazji, jutro się z nią żenię! – Zaśmiał się Hayes. – Potem ruszamy na kilka dni do Panama City w podróż poślubną, ale na święta wrócimy. A ty jesteś żonaty?

      – Jak na razie żadna kobieta z Wyoming nie była na tyle szalona, żeby mnie chcieć – odparł Tank. – Ale obaj moi bracia są żonaci, więc czekam, kiedy mnie poderwie jakaś ślicznotka.

      – Powodzenia.

      – Dzięki i uważaj na siebie.

      – Ty też. Miło się rozmawiało.

      – Wzajemnie – powiedział Tank, rozłączył się i poszedł do Mallory’ego.

      Znalazł go w salonie przy pianinie, na którym grał motyw z popularnego filmu. Sam też był utalentowanym pianistą, ale Morie przewyższała ich obu swoim kunsztem.

      Kiedy Mallory zauważył Tanka, przerwał grę.

      – Kłopoty? – zapytał, widząc jego minę.

      – Wspomniałem ci słowa Merissy o szeryfie z Teksasu, którego sprawa wiąże się z moją strzelaniną – zaczął, a Mallory skinął głową. – Okazało się, że taki szeryf rzeczywiście istnieje i został porwany wraz z narzeczoną przez tych samych handlarzy narkotyków.

      – O rany!

      – To Hayes Carson. Tuż przed Świętem Dziękczynienia narkotykowy boss, którego aresztował, zlecił jego zabójstwo. On i jego narzeczona zostali porwani przez ludzi El Ladróna i wywiezieni do Meksyku. Udało im się uciec, ale wcześniej Carson wdał się w awanturę z jednym z jego popleczników. Zamieszany był w to pewien agent z DEA. Widziała go również asystentka komendanta policji. Dziewczyna ma fotograficzną pamięć i rysownik namalował wierny portret agenta. Mimo to ani Carson, ani federalni go nie rozpoznali.

      – Interesujące.

      – Właśnie. Po rozmowie z Merissą uświadomiłem sobie, że to agent DEA wciągnął mnie w zasadzkę.

      – Dobry Boże – jęknął Mallory.

      – Merissa twierdzi, że ci ludzie chcą mnie uciszyć. Najgorsze jest to, że nie pamiętam nic, co mogłoby się przydać. Jedyne, o czym mogłem wtedy myśleć, to krew, ból i to, że umrę tam sam w kurzu na drodze.

      Mallory wstał i położył dłoń na ramieniu brata.

      – Tak się jednak nie stało. Znalazł cię jakiś poczciwiec i wezwał pomoc.

      – To mi się ledwie majaczy – westchnął Tank. – Słyszałem, jak ktoś powtarzał, że wszystko będzie dobrze. Uratował mi życie. Miał hiszpański akcent – dodał, zamykając oczy. – Drugi facet się z nim kłócił, klnąc i żądając, żeby nic nie robili. Było już jednak za późno, bo karetka została wezwana. Ten drugi też mówił z wyraźnym akcentem. Mógł pochodzić z Massachusetts. Jakbym słuchał starych taśm z przemowami Kennedy’ego – powiedział rozbawiony.

      – Jak on wyglądał?

      – Nie bardzo pamiętam – przyznał Tank, marszcząc brwi. – Nosił garnitur, był wysoki, blady i miał rude włosy – oznajmił po chwili. – Jakoś dotąd o nim nie myślałem. Chyba też był agentem DEA – dodał z namysłem. – Ale skoro tak, to dlaczego nie chciał wezwać pomocy?

      – Czy to ten sam, który cię zwabił w pułapkę?

      – Nie. To nie mógł być on – mruknął skupiony Tank. – Tamten miał ciemne włosy i akcent południowca.

      – Podałeś jego rysopis szeryfowi?

      – Nie, ale zaraz to zrobię – stwierdził, wstając.

      Chwycił telefon i wybrał numer Hayesa.

      – Carson – odezwał się szeryf po kilku sygnałach.

      – Tu jeszcze raz Dalton Kirk z Wyoming. Właśnie przypomniałem sobie, jak wyglądał gość, który wezwał karetkę po strzelaninie, w której brałem udział. Był z nim jeszcze jeden mężczyzna i próbował powstrzymać go przed sprowadzeniem ratowników. Ten ostatni był wysoki, rudy i mówił z akcentem z Massachusetts. Czy to przypomina waszego podejrzanego?

      – Nie – zaśmiał się Hayes. – Nasz też był wysoki, ale miał blond włosy i lekki hiszpański akcent.

      – Jasnowłosy Hiszpan?

      – Cóż, ci z północnej części kraju miewają jasne włosy i niebieskie oczy. Niektórzy bywają nawet rudzi. Podobno Baskowie chętnie osiedlali się w Szkocji i Irlandii.

      – Nie wiedziałem.

      – Ja też. Jeden z naszych ma fioła na punkcie historii i uwielbia Szkocję.

      – To wszystko jest jakieś dziwne. Ten, który mnie wciągnął w zasadzkę, był ciemnowłosy i wysoki, a ten, który chciał powstrzymać kumpla przed wezwaniem pomocy, miał rude włosy. Ale jestem pewien, że mieli identyczne garnitury – oznajmił i pokręcił głową. – To chyba skutki wstrząśnienia mózgu.

      – Niekoniecznie. Facet może występować w przebraniu – myślał na głos Hayes. – Widziałeś może „Świętego” z Valem Kilmerem?

      – Chyba kiedyś.

      – Główny bohater był jak kameleon. W mgnieniu oka potrafił całkowicie odmienić swój wygląd. No wiesz, peruka, akcent i tak dalej.

      – Myślisz, że fałszywy agent też tak potrafi?

      – Możliwe. Agenci pracujący pod przykrywką muszą umieć odmienić swój wygląd tak, żeby nie zostali zdemaskowani. Może brał udział w tajnych misjach.

      – Znam kogoś z wojskowego wywiadu. Może będzie mógł pomóc.

      – Mamy

Скачать книгу