Zatraceni w rozkoszy. Jillian Burns

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zatraceni w rozkoszy - Jillian Burns страница 3

Zatraceni w rozkoszy - Jillian Burns

Скачать книгу

razem wybierając drogę odwrotu, którą wypatrzył poprzedniego wieczoru. Wyciągnął z pasa granat ogłuszający i rzucił go za siebie. Miał nadzieję, że to spowolni pościg.

      Nie zważając na splątane krzewy, brnął naprzód, by znaleźć się jak najdalej od napastników.

      W oddali wciąż rozlegały się strzały, za to szum silnika samochodu osłabł. Kobieta szła teraz samodzielnie, więc zamiast ją obejmować, wziął ją za rękę, zwalniając.

      – Proszę iść tuż za mną.

      Miał nadzieję, że wytrzyma takie tempo. Przedzierał się dalej, karabinem odgarniając z drogi gałęzie. Kiedy uznał, że strzały ustały i nikt za nimi nie idzie, ledwie łapał oddech, a jego mundur polowy był przesiąknięty potem.

      Zatrzymał się i przykucnął, kobieta zrobiła to samo. Otarł twarz rękawem, próbował ocenić sytuację. Są odcięci od reszty oddziału. Nie zdążą dotrzeć do helikoptera, który czekał w umówionym miejscu. Zanim straci zasięg, podał porucznikowi przez radio ich pozycję i powiedział, by wysłał helikopter w inne miejsce.

      Kobieta patrzyła na niego z wyczekiwaniem, nie zadając pytań. Jej wiara w jego możliwości wydostania jej z opresji zdawała się niezachwiana. Liczył na to, że jej nie zawiedzie. Bo muszą spędzić tę noc w dżungli.

      ROZDZIAŁ DRUGI

      Gabby czuła na plecach piekący ból. Aż do tej chwili tego nie zauważyła. Poziom adrenaliny konieczny do ucieczki spadł. Najważniejsze, że uszła z życiem.

      – Musimy iść dalej. – Jej wybawca wyprostował się i wyciągnął rękę, by pomóc jej wstać.

      Ale nie była w stanie się ruszyć. Stała na czworakach na grząskim gruncie, wstrząsana dreszczami. Była jak sparaliżowana. Nie ze strachu czy nawet szoku. Żyła! Wydostała się z tej ohydnej dziury w ziemi. Wraca do domu. Ale… van Horton. Nie widziała go od chwili, gdy porywacze wrzucili ją wraz z Jamesem do studni. A jeśli nie przeżył? Zalała się łzami. Nie mogła ich powstrzymać.

      Ledwie słyszała przekleństwo swojego wybawcy, gdy usiłowała nad sobą zapanować.

      – Przepraszam.

      – Nie musi pani przepraszać.

      Po raz pierwszy wychwyciła jego południowy akcent. Może z Georgii albo Karoliny Południowej? Na pewno nie z Teksasu. Jej teksaski akcent został już odkryty przez jej współpracowników z północy, ale akcent tego faceta miał łagodniejszą intonację. Pociągnęła nosem, a zanim wytarła go w rękaw, mężczyzna podał jej dużą bandanę moro.

      – Dziękuję. – Wytarła nią twarz, wdychając zapach świeżo wypranej bawełny. Od razu się uspokoiła.

      Żołnierz odpiął pasek hełmu i przykucnął.

      – Hej. – Położył dłoń na jej ramieniu. – Daje pani radę. Proszę się nie martwić. Wydostanę panią stąd.

      Jego oczy były jasnobrązowe, pełne troski.

      – Co z van Hortonem? Co z Jamesem? – James był przerażony, w studni jeszcze się to pogłębiło. Gabby próbowała go pocieszyć, ale coraz bardziej tracił nad sobą panowanie. – Oni też dotrą do domu, prawda?

      – Pan Pender jest już w drodze do ambasady amerykańskiej – odparł mężczyzna.

      – A pan van Horton?

      Żołnierz się zawahał. Och nie. Gabby poczuła pod powiekami piekące łzy. Nie przeżył? Dotąd nie znała nikogo, kto został zamordowany. Opiekowała się nim, najlepiej jak potrafiła, prosiła porywaczy o wodę i leki na gorączkę, ale van Horton nie odzyskał przytomności.

      – Może pani wstać? – Żołnierz objął ją w talii, a ona krzyknęła. Cofnął się gwałtownie. – Co do… – Spojrzał na swoją zakrwawioną dłoń. – Postrzelili panią?

      – Nie wiem. – Głos jej drżał. Usiłowała zobaczyć, co się stało, i jęknęła z bólu.

      Żołnierz przeklął, rzucił na ziemię hełm i plecak. Wyjął z plecaka zestaw pierwszej pomocy.

      Została postrzelona? Gabby poczuła rosnącą panikę. Przeżyła dwa dni z porywaczami po to, by ktoś ją potem postrzelił? A jeśli wykrwawi się na śmierć? Van Horton nie żyje, teraz na nią kolej. A jeśli ten żołnierz nie zdoła wyjąć kuli albo okaże się, że utknęła w kręgosłupie…

      – Proszę zdjąć bluzkę.

      Nie patrzył na nią. Wyjmował wilgotne chusteczki, tubki maści i rolki gazy. Gabby bała się, że wybuchnie śmiechem. Na pewno jestem w szoku, pomyślała. Oczywiście żołnierz nie miał na myśli nic zdrożnego, prosząc, by się rozebrała, ale nie tak sobie wyobrażała ten pierwszy raz, kiedy rozbierze się przed mężczyzną. Cóż, w każdym razie panika ją opuściła.

      – Pani Diaz? Muszę obejrzeć ranę.

      – Tak, już. – Odwróciła się, rozpinając niegdyś białą jedwabną bluzkę.

      Pomógł jej zsunąć bluzkę z ramion. Potem poczuła delikatny dotyk jego palców, które pocierały czymś środek jej pleców. Czuła pieczenie. Powierzchowny ból. To chyba dobrze, prawda?

      – Czy to..?

      – Tylko draśnięcie. Nakładam antybiotyk.

      Tylko draśnięcie. Westchnęła z ulgą. Potem usłyszała szelest papieru i poczuła, że przycisnął do rany opatrunek, a następnie zaczął owijać ją gazą. Przy okazji zarośniętą brodą musnął jej policzek, po czym zamarł. Wciągnęła powietrze i zdała sobie sprawę, że wdech uniósł jej piersi. Mężczyzna z bliska widział zagłębienie między jej piersiami. Ich oczy się spotkały. On rozchylił wargi. Teraz nie wydawały się tak srogie jak wcześniej. Były nawet zmysłowe. Jak by to było, gdyby go pocałowała?

      – Gotowe. – Zabezpieczył gazę i podciągnął jej bluzkę na ramiona.

      Co z nią jest nie tak? Mogła umrzeć, a myśli o całowaniu? Wsunęła ręce w rękawy i zapięła bluzkę.

      – Proszę. – Podał jej butelkę wody. Piła ją łapczywie.

      – Dziękuję. – Chciała mu oddać butelkę.

      – Proszę to połknąć. – Wyciągnął rękę z dwiema małymi pigułkami. – Przeciwbólowe.

      – Dzięki. – Popiła leki kolejnym łykiem wody.

      Mężczyzna zaczął się pakować. Miał chłopięcy urok. Choć może to określenie nie pasuje do atletycznego żołnierza. Może chodzi o jego krótko wystrzyżone włosy, a może szczerą troskę, z jaką się nią zajął.

      – Jak daleko mamy do dżipa, helikoptera czy co tam nas stąd zabierze? – zapytała.

      Żołnierz zapiął plecak

Скачать книгу