Zatraceni w rozkoszy. Jillian Burns
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zatraceni w rozkoszy - Jillian Burns страница 8
– To moja praca.
– Tak, oczywiście.
Westchnął. Nie wyszło to dobrze. Kobieta jest dzielna jak żołnierz, cały dzień przedzierali się przez dżunglę. Chce tylko jakoś przetrwać tę noc. Naprawdę mógłby z nią choćby porozmawiać. Poza tym po zakończeniu tej operacji więcej się nie zobaczą. Pyta o jego dzieciństwo?
– Więc tam, skąd pochodzisz, nie było Święta Dżemu Brzoskwiniowego?
– W Teksasie? – spytała, udając, że ją to obraża. – Tam jest tylko futbol. Moi dwaj bracia żyją i oddychają piłką. Grasz w piłkę?
– Nie, ale siostra była cheerleaderką.
– Nadal mieszka w Talladedze?
– Taa. Tylko mnie udało się stamtąd uciec.
– Uciec? Nie podobało ci się tam?
– Po prostu nic tam dla mnie nie ma. Gdzie indziej było więcej możliwości.
– Dlatego przeniosłam się do Nowego Jorku. Chcę pomóc rodzicom. Ciężko pracują. Tata jest dozorcą terenów zielonych słynnego sanktuarium w San Juan. Mama sprząta domy. Ja pierwsza w rodzinie skończyłam średnią szkołę.
Jego rodzice też nie ukończyli średniej szkoły. Nawet Ashley omal jej nie rzuciła. On zaś wyjechał na szkolenie przed ceremonią rozdania świadectw. Nie wchodził na scenę po świadectwo ani nie rzucał czapki w powietrze. Zresztą rodzice i tak by nie przyszli, aby z nim świętować.
– Czym zajmują się twoi rodzice?
Odsunął na bok wspomnienia.
– Pracują w kamieniołomie.
– Nie wiedziałam, że w Alabamie są kamieniołomy.
– To pewnie największy przemysł w tym stanie. Gdybym nie dostał się do SEALs, pewnie też bym tam pracował.
– Jaki to rodzaj kamienia?
– Głównie marmur. Trochę wapienia i kilka innych minerałów, ale Alabama słynie z białego marmuru.
– No, no.
– Zacząłem pracować w wieku czternastu lat. Skłamałem, że jestem starszy. To była harówka. Nie znosiłem tego. Ale co dwa tygodnie dostawałem wypłatę.
Tym razem mruknęła ze współczuciem, a on zacisnął powieki. Jak to się stało, że znów mówią o jego życiu?
– Opowiedz mi o Nowym Jorku.
– Manhattan bardzo różni się od mojego rodzinnego miasta. Mam kawalerkę w Greenwich Village. Jest ciasna, ale ją lubię. Po drugiej stronie ulicy jest biblioteka, w weekendy lubię tam siedzieć z laptopem.
– W bibliotece? Mieszkasz w jednym z najbardziej ekscytujących miast świata i nie bawisz się w weekendy?
– Nie jestem typem imprezowicza. – Zniżyła głos. – Mówiłam ci, że jestem kujonem. Dla kujonów nie ma nic bardziej ekscytującego niż przesiadywanie w bibliotece.
Miał ochotę się kopnąć, słysząc niepewność w jej głosie.
– Nie wyglądasz na kujona. – Sięgnął do kieszeni i wyjął kolejny batonik proteinowy. – Proszę.
– Co to jest?
– Śniadanie.
– Dziękuję.
Kiedy sięgnęła po batonik, musnęła palcami jego dłoń, a jego ogarnęło szalone pragnienie, by chwycić jej rękę i unieść ją do warg. Kiedy wreszcie nadejdzie świt?
– Nie ma sprawy.
– Chcesz połowę? – Usłyszał szelest papieru.
– Mam drugi. – Niespodziewanie zaczęło padać. No i dobrze. Musi ochłonąć. Podniósł się na nogi. – Sprawdzę teren. Spróbuj zasnąć. Kiedy wrócę, ruszymy dalej.
ROZDZIAŁ PIĄTY
@zapalonyanalitykbankowy
Wczoraj chciałam całować ziemię na LaGuardia. Tak się cieszę, że wróciłam do pracy i do mojego mieszkania. BTW#armiaUSAsuper
Czas spędzony w paragwajskiej dżungli wydawał jej się snem. Cóż, może raczej sennym koszmarem.
Poza ostatnią nocą. Podpierając brodę, Gabby patrzyła na raport na ekranie komputera. Jej przełożony chciał, by zajęła się analizą danych możliwie jak najszybciej, a ona patrzyła na kolumnę cyfr przez ponad pół godziny. Pierwszy dzień po powrocie do pracy nie zapowiadał się dobrze. Wciąż wracała do minionych dni.
Wspominała, jak zmrużyła oczy przed słońcem odbijającym się w rzece, gdy rankiem wyszli z Clayem z gęstwiny dżungli. Jak kropelki wody spryskały jej twarz, gdy śmigła helikoptera cięły powietrze. Jak Clay położył rękę na jej ramieniu, zapinając szelki, a potem dał sygnał mężczyznom, którzy wciągnęli ją na pokład.
Gdy helikopter wylądował na terenie ambasady, pielęgniarka próbowała ją zabrać, zanim pożegnała się z Clayem. Rozmawiał z jednym z wojskowych i nawet na nią nie zerknął. Ona zaś myślała tylko o tym, że więcej go nie zobaczy. Wyrwała się pielęgniarce i podbiegła do Claya, zarzuciła mu ręce na szyję. Nie wiedział, jak się zachować. Mimo jego rezerwy przytuliła policzek do jego piersi. Potem opuściła ręce i cofnęła się z uśmiechem.
– Byłeś wspaniały.
– Jestem tylko żołnierzem, który wykonał swoje zadanie – odparł, z powagą kiwnąwszy głową.
Dla niej znaczył o wiele więcej. Ale zachowała to dla siebie.
– Tak czy owak dziękuję.
– Uważaj na siebie. – Po tych słowach odwrócił się i odszedł. Odprowadzała go wzrokiem. Po chwili helikopter z Clayem na pokładzie uniósł się w powietrze.
– I jak się czujesz z powrotem w pracy? – James zajrzał do boksu Gabby.
Omal nie podskoczyła.
– James. Przestraszyłeś mnie.
– Przepraszam. – Zmarszczył czoło, urażony i zatroskany.
– Nie ma za co. Po prostu ostatnio jestem nerwowa.
– Ja też. Od czasu… – Wskazał w nieokreślonym kierunku. – No wiesz.
Gabby skinęła głową. Posłuchała szefa i spędziła dwa tygodnie z rodzicami w Teksasie, by dojść do siebie,