Soulless. T. M. Frazier
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Soulless - T. M. Frazier страница 13
– Munchowi chodzi o to, że laska, którą kiedyś pieprzył, znalazła pracę przy sortowaniu dowodów – powiedział Wolf.
– Naprawdę?
– Tak. I wygląda na to, że broń, z której strzelano, nagle zniknęła – oznajmił Munch, wykonując w powietrzu gest oznaczający zniknięcie.
Na tej broni nie ma moich odcisków palców, ale to wystarczyło, by wywołać zamieszanie w sprawie.
– Ale i tak mają podpisane przeze mnie zeznanie.
Wolf się zaśmiał.
– Już nie. To zabawna sytuacja. Najwyraźniej oskarżyciel przypisany do tej sprawy gdzieś je zapodział. A sędzia – stary i chorowity, nie wspominając już o tym, że bardzo zadłużony w klubie przez to, że wypędziliśmy z miasta narzeczonego jego córki – przysięga, że nigdy tego zeznania nie widział. – Puścił do mnie oko.
Wolf pokręcił głową i się uśmiechnął.
– Poza tym uważamy, że twoja szemrana prawniczka wprowadziła zmianę w raporcie koronera i wystąpiły pewne rozbieżności w kwestii morderstwa. Złożyła wniosek o odrzucenie twojego zeznania, więc teraz musimy tylko poczekać.
Munch wygiął palce z trzaskiem i włożył niezapalonego papierosa za prawe ucho.
– Ta suka jest cholernie szemrana. Chciałbym pokazać jej, jak bardzo doceniam to, jak wygląda w tych obcisłych spódnicach, poprzez zerżnięcie jej. Była oskarżycielką w kilku moich sprawach, ale przysięgam, miałem to gdzieś, interesowało mnie tylko to, by dalej pochylała się nad swoim stołem, wypinając cudny tyłek, gdy poprawiała papiery.
Wszyscy się zaśmiali i nawet Stone uśmiechnął się przelotnie. Zrobiło się tak normalnie.
Cóż, a przynajmniej na tyle normalnie, na ile może być w moim życiu.
Miałem przeczucie, że kiedyś w przyszłości znów zatrudnię Bethany Fletcher.
Na myśl, że miałbym stąd wyjść i zobaczyć Ti, moje serce zabiło mocniej, szybciej, głośniej.
I wtedy coś do mnie dotarło.
– Chyba wiem, jak dobrać się do mojego starego – powiedziałem, biorąc długiego bucha, myśląc o osobie, która odwiedziła mnie dzisiaj rano.
– Jak? – zapytał Munch, pochylając się w moją stronę.
– Nie jak, tylko przez kogo – sprecyzowałem.
– Okej, a więc przez kogo? – zapytał Wolf, również pochylając się w moją stronę.
– Powiedziałeś, że Chop wypytywał dziwki o to, gdzie „ona” jest. – Zgasiłem papierosa i pociągnąłem za swoją brodę. – Myślę, że wiem, o kogo mu chodziło.
Na więziennym podwórku, w dniu, gdy słońce piekło nieubłaganie, jakby chciało ukarać nas wszystkich, odzyskałem cząstkę siebie.
– A więc co na to powiesz, bracie? Chcesz mieć nowych żołnierzy, żebyśmy znowu mogli nosić kamizelki? Żebyśmy znowu mogli uwierzyć w to gówno? – zapytał Munch, gasząc papierosa. – Możemy stworzyć własny klub, ale tym razem zrobimy to jak należy.
Strzeliłem stawami palców.
– Nie zamierzam znowu zakładać tej pieprzonej kamizelki. Ta część mnie umarła. Nie będę waszym szefem. Nie będę waszym dowódcą, ale będę żołnierzem, jak wy. Razem pójdziemy na wojnę i zniszczymy tego skurwiela.
Może i nie byliśmy oficjalnym klubem motocyklowym.
Ale oficjalnie zaczęła się wojna.
ROZDZIAL 8
Thia
– Myślałam, że zabierasz mnie do domu – powiedziałam, gdy King zaparkował przed motelem przy autostradzie, w połowie drogi między Jessep a Logan’s Beach.
– Zabieram, ale Bear nie chciał, żebyś była tam sama. Zadzwonił po kogoś, kto będzie cię pilnował. Mamy spotkać się tutaj.
– Kto to? – zapytałam, ale King już wysiadł z furgonetki i otworzył drzwi do jednego z pokojów w motelu.
Zdawało mi się, że czekaliśmy całymi godzinami, ale w rzeczywistości minęło pewnie tylko kilka minut, zanim ktoś zapukał do drzwi. King przyłożył do ust palec wskazujący. Powoli podszedł do zasłony, odsunął gruby materiał i wyjrzał przez brudne okno. Gdy to, co zobaczył, zadowoliło go, przesunął zasuwę w drzwiach i otworzył je, ale tylko na kilka centymetrów, odsuwając się, by wpuścić nieznajomego do środka.
Byłam zaskoczona.
Myślałam, że będzie to kolejny tęgi motocyklista. Ktoś, kto wygląda niebezpiecznie, ma tatuaże przedstawiające czaszki i skrzyżowane piszczele. Ale nie spodziewałam się drobnej blondynki. W ogóle nie spodziewałam się, że będzie to kobieta.
– To miejsce to jakaś melina – powiedziała bez ogródek, przechodząc obok Kinga. Rozejrzała się po pokoju, gdy on zamknął drzwi, zaciągnął zasuwę i jeszcze raz wyjrzał przez okno.
– Czy ktoś cię śledził? – zapytał King.
Zignorowała go, krążąc po pokoju jak mucha próbująca znaleźć otwarte okno.
– Wiesz, ilu ludzi co roku łapie choroby w takim miejscu? – zapytała, patrząc na łazienkę z nieskrywanym obrzydzeniem. – Statystycznie, biorąc pod uwagę wiek tego budynku oraz liczbę klientów – szacowaną oczywiście na podstawie dostępnych miejsc parkingowych lub liczby wózków do sprzątania stojących na korytarzach – nie ma w tym pokoju i w całym motelu ani jednego miejsca, które nie zostało zanieczyszczone spermą czy odchodami – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
Chodziła po pokoju, oglądając wszystko – od kabli po listwy. Była tylko trochę starsza ode mnie.
– Wiedziałeś, że dwie trzecie przypadków zatrucia pokarmowego tak naprawdę nie ma z nim nic wspólnego, ale jest skutkiem ubocznym kontaktu z małymi, morderczymi, jednokomórkowymi organizmami, które czekają na twoich rękach, by przeskoczyć na jedzenie wkładane potem przez ciebie do buzi, a dalej trafiają do układu pokarmowego i doprowadzają do, jeśli masz szczęście, wielogodzinnej niestrawności i zespołu jelita drażliwego, a jeśli masz pecha, do nagłego zgonu? – Pokręciła głową. – Śmierć z powodu biegunki.
Zaczynała mnie boleć głowa.
Spokojne życie na wsi to określenie, które na pewno wymyślono w Jessep, gdzie wszystko toczyło się wolniej niż traktor jadący po głównej drodze. A ta dziewczyna poruszała się po pokoju z taką prędkością, że brzmiała i wyglądała, jakby ktoś wcisnął jej przycisk przewijania