Soulless. T. M. Frazier

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Soulless - T. M. Frazier страница 12

Автор:
Серия:
Издательство:
Soulless - T. M. Frazier

Скачать книгу

– powtórzył. – Naprawdę zajebistym.

      – Wiem o tym, bracie – zapewniłem.

      – Złapał ją za włosy i pociągnął, odrywając jej usta od swojego fiuta. Powiedział: „Nie bądź niegrzeczna, Em. Przywitaj się z naszym gościem”. Odwróciła się, by na mnie spojrzeć, a jej usta wciąż były wilgotne od ssania go. Oko miała spuchnięte, a dolną wargę rozwaloną i pokrytą krwią, która spłynęła jej po brodzie. Myślałem, że zaraz się porzygam. Wtedy zobaczyłem w jej oczach strach. Ale nie tylko to. Jej oczy były jakby puste. Jakby już się poddała. To, co musiało się stać przed moim przyjściem, najwyraźniej było tak okropne, że straciła wszelką nadzieję na ucieczkę z klubu. Myślę, że to była najbardziej brutalna rzecz w tej całej sytuacji. Bo ona miała rację. – Stone teraz szlochał.

      Munch położył mu rękę na ramieniu.

      – Dorwiemy tego skurwiela, obiecuję.

      Stone kontynuował przez łzy:

      – Powiedział mi, że chciał, aby jego żołnierze byli tylko żołnierzami, a nie zakochiwali się w lachociągach, które każdy z braci w tym miejscu naznaczył swoją spermą. Zapytałem go, dlaczego to zrobił. Nie rozumiałem. Był moim szefem. Był dla mnie pieprzonym królem. Gang wziął mnie z ulicy i dał mi coś, w co mogłem wierzyć. Nie zdradziłbym go. Nawet gdy odszedłeś i uznałem, że postąpił niewłaściwie, i tak przy nim zostałem. Nie dlatego, że miał rację, ale dlatego, że nauczyłeś mnie nie kwestionować decyzji mojego szefa, więc tego nie zrobiłem.

      – Przejdź do sedna – powiedziałem. Nie podobało mi się to, że musiałem czekać na zakończenie, które już znałem.

      – „Bo dziwki nie są twoją rodziną”, powiedział Czop. „Twoi bracia są rodziną. Dziwki są nic niewarte”. Nie wiedziałem, że ma na kolanach broń, dopóki nie przyłożył jej do głowy Em. „Widzisz. Właśnie spuściłem się jej do gardła, a ta dziwka dziękuje mi tym, że na mnie krwawi”, dodał. A potem pociągnął za spust.

      – Kurwa! – powiedziałem. Teraz to ja wstałem i zacząłem krążyć.

      – To nie wszystko – rzucił Wolf. Zostawił braci siedzących przy stole i podszedł do mnie. Zniżył głos, jakby nie chciał jeszcze bardziej zasmucać Stone’a.

      – Jak to „jeszcze nie koniec”? Przecież ten chuj zabił dziewczynę Stone’a na jego oczach, by dać mu jakąś chorą nauczkę w kwestii poglądów na rodzinę.

      – To dopiero początek.

      – Po prostu w końcu mi powiedz – nakazałem, myśląc o tym, jak Chop pokiereszował Ti. Zrobiło mi się niedobrze. To mogła być ona. Mógł ją wtedy zabić.

      – Nie tylko Em zabił – powiedział Wolf, patrząc na Stone’a, który ukrywał twarz w zgięciu łokcia.

      – Zabił jeszcze jedną? – zapytałem, zastanawiając się, dlaczego Chop miałby zabić dwie dziwki.

      Wolf pokręcił głową.

      – Nie, bracie… Zabił je wszystkie.

      – Ja pierdolę – powiedziałem, siadając na ławce.

      Wolf zajął miejsce obok mnie.

      – Zdjęliśmy kamizelki i wypaliliśmy znak na skórze, bo prawdziwy szef nie zrobiłby czegoś takiego. Nie zabiłby ludzi, których kochamy – powiedział Wolf, patrząc mi prosto w oczy tak, bym widział, że mówi prawdę. – I teraz rozumiem, dlaczego odszedłeś. Bo kazał ci wybrać pomiędzy klubem a ludźmi, których uważasz za rodzinę, a tak być nie powinno. – Pokręcił głową. – To niedopuszczalne.

      – Urządził egzekucję – wtrącił się Munch. – Na podwórku. Zabijał jedną po drugiej. Próbowaliśmy go powstrzymać. Postrzelił prospecta w nogę i powiedział nam, żebyśmy pilnowali własnego nosa, bo to nie nasza, ale jego sprawa.

      – Ale dlaczego zabił wszystkie dziwki? – zapytałem, myśląc o niewinnych dziewczynach, których jedyną winą było to, że chciały być częścią tego świata, chociaż nie powinny były.

      – Nie mamy pojęcia. Wiemy tylko, że zwołał je wszystkie na podwórko i przykładał im broń do głów. Krzyczał do nich i pytał, gdzie „ona” jest, a one pytały, o kogo mu chodzi, albo mówiły, że nie wiedzą. Wtedy on strzelał i kopał ich ciała, aż wpadły do basenu.

      Przyłożyłem ręce do twarzy.

      – Nie przestał, dopóki nie zabił wszystkich – powiedział Wolf, podpalając kolejnego papierosa.

      – To stało się tak cholernie szybko. W jednej chwili wszystko było dobrze, a w następnej mordował dziwki. Gdy skończył, odszedł, mamrocząc coś pod nosem, a potem zamknął się w swoim gabinecie. Kiedy z niego wyszedł, zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Kazał prospectom posprzątać cały ten bałagan i zaczął grać w bilard. To wszystko było cholernie dziwne – powiedział Munch.

      – Zabił moją laskę – jęczał Stone.

      Pociągnąłem się za brodę i spojrzałem w jego stronę.

      – Chop próbował dobrać się do mojej dziewczyny, zanim jeszcze była moja – przyznałem. – Nie wiem, jak się czujesz, bracie, ale mogę ci powiedzieć, że każdego dnia boję się, że znowu coś jej zrobi. – Przypomniałem sobie, w jakim strasznym stanie była Ti, cała zakrwawiona, gdy Gus przywiózł ją do domu Kinga. Tak mocno zacisnąłem zęby, że w każdej chwili mogły pęknąć.

      – Po pierwsze jestem w szoku, że masz dziewczynę, ale pogadamy o tym, gdy zajmiemy się bardziej naglącymi sprawami – powiedział Wolf z uśmiechem, który przypomniał mi, że kiedyś byliśmy sobie bliscy. Siedzieliśmy razem przy stole, tak jak kiedyś, i sprawiało nam to przyjemność, niezależnie od tego, jak posrany był omawiany temat.

      – Jest nas dziewięciu. Wszyscy wypaliliśmy swoje tatuaże w dniu, gdy dziwki zostały zamordowane. Zrobiliśmy to my, Gus, Chump i paru innych. Kiedy Chop wydał rozkaz i polecił nam przyjść do tego więzienia i cię zabić, uznaliśmy, że to doskonała okazja – powiedział Munch, rozglądając się po podwórku, jakby chciał się upewnić, że nikt nas nie słucha. Zobaczył tylko jednego strażnika stojącego przy bramie po drugiej stronie, skąd przyszli. Nie mógł nas słyszeć.

      – Okazja do czego? – zapytałem, wciąż niepewny, dlaczego w ogóle posłuchali Chopa i zjawili się w więzieniu, skoro już nie należeli do klubu.

      – Chop chce iść z tobą na wojnę – oznajmił Munch. Wyciągnął ręce, wskazując na dwóch pozostałych. – Będziesz potrzebować armii.

      Stone po raz pierwszy od dłuższego czasu uniósł głowę.

      – My jesteśmy twoją armią.

      – Doceniam to, ale jeśli kiedykolwiek dojdzie do wojny, to chyba tutaj. Mimo że ktoś pracuje nad tym, by mnie stąd wyciągnąć, może się to nie udać, a wtedy długo tu posiedzę – powiedziałem, ścierając

Скачать книгу