Soulless. T. M. Frazier

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Soulless - T. M. Frazier страница 7

Автор:
Серия:
Издательство:
Soulless - T. M. Frazier

Скачать книгу

ci powiem, ale robię to tylko dlatego, że jesteś moim najlepszym przyjacielem i wiem, że nikomu nie powiesz.

      – Jestem twoim jedynym przyjacielem – przypomniał mi Bucky, przewracając oczami.

      – Nie zmuszaj mnie, bym ci przyłożyła, Bucky – odparłam.

      Może i był ode mnie starszy, ale jak na swój wiek nie grzeszył wzrostem. Z tego powodu dzieciaki się z niego nabijały, tak samo jak z moich różowych włosów. W drugiej klasie połączyło nas bycie wyrzutkami i szybko zostaliśmy przyjaciółmi. A teraz mieliśmy złożyć przysięgę, najbardziej świętą i poważną przysięgę na świecie, żebym mogła mu opowiedzieć o niebieskookim mężczyźnie z tatuażami, który wszystko zmienił.

      Bucky zahaczył swoim małym palcem o mój.

      – Musisz obiecać, że nikomu o tym nie powiesz, a gdy już będziesz stary i osiwiejesz, zabierzesz ten sekret ze sobą do grobu i nie powiesz nawet duchom – powiedziałam.

      Bucky pokiwał głową, potrząsnął moim małym palcem i splunął na ziemię, przypieczętowując naszą obietnicę.

      – Obiecuję, a teraz gadaj, Pinky – odezwał się śpiewnym głosem, używając znienawidzonego przeze mnie przezwiska.

      Tym razem wytknęłam język, gdy opuściliśmy ręce.

      Kiedy znaleźliśmy się na głównej drodze, nie wsiedliśmy na rowery. Zamiast tego prowadziliśmy je obok siebie. Wyciągnęłam pierścień zza koszulki, by Bucky mógł go zobaczyć, i obróciłam go, pokazując czaszkę z każdej strony.

      – Czy to prawdziwy diament?

      – Chyba tak – odparłam, nie mogąc ukryć szerokiego uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy.

      – A więc skąd go masz? – zapytał.

      – To obietnica – odparłam, unosząc łańcuszek.

      – Coś jak obietnica na mały palec?

      Pokręciłam głową.

      – Nie, to coś potężniejszego.

      – Skąd go masz? Ukradłaś? Wygląda, jakby był wart kupę kasy. – Wyciągnął rękę, by go dotknąć, ale wtedy ja schowałam pierścień pod koszulkę.

      – Nie, nie ukradłam go – poprawiłam. – Dostałam.

      Dramatyczna cisza się przeciągała, Bucky wzruszył ramionami i machnął ręką.

      – Od kogo? Masz zamiar mi powiedzieć czy nie?

      Poklepałam pierścień przez koszulkę, przypominając sobie dzień, gdy Bear pojawił się w moim życiu. Podekscytowana mogłam trochę naciągnąć fakty, jednak wtedy nie byłam świadoma tego, jak bardzo moje słowa były prawdziwe.

      – Dostałam go od największego i najsilniejszego mężczyzny na świecie. Mógł to dać każdemu, ale wybrał mnie. To oznacza, że jesteśmy ze sobą związani… na zawsze.

      – Na zawsze? – Głos mojego przyjaciela był wysoki, jakbym uderzyła go w klejnoty.

      I właśnie wtedy minął nas starszy mężczyzna jadący na potężnym srebrnym motocyklu z wysoką przednią szybą. Drobna kobieta o siwych włosach siedziała w wózku bocznym. Pomachaliśmy rękami przed naszymi twarzami, by pozbyć się pyłu z powietrza, a gdy Bucky kaszlał, ja patrzyłam, jak motocykl znika. Byłam zafascynowana i zachwycona jego dźwiękiem, tym, jak szybko jechał, a także tym, że starsza kobieta wyglądała, jakby było jej wygodnie w tej przyczepce. Równie dobrze mogłaby robić na drutach, zamiast pędzić z prędkością wiatru. Patrzyłam za nimi jeszcze długo po tym, jak zniknęli za zakrętem.

      Odwróciłam się w stronę Bucky’ego i uśmiechnęłam najszerzej, jak potrafiłam.

      – Tak. Na zawsze.

      ROZDZIAL 5

      Thia

      Niewiele rzeczy mnie przeraża. Samo życie jest wystarczająco przerażające, nie można marnować czasu na obawianie się nieznanego, bo to, co znane, też bywa straszne. Jako dziecko nigdy nie bałam się potworów z szafy czy tych mieszkających pod łóżkiem.

      Jedynym, co mnie przerażało, było to, co naprawdę mogło się wydarzyć.

      Jak na przykład tornada.

      Tak naprawdę w Jessep na Florydzie, w moim rodzinnym miasteczku, nigdy nie było takiego tornada, które doprowadziłoby do katastrofalnych szkód. My przeżyliśmy tylko małe tornada. Takie, które najwyżej przewracają drzewa lub zrywają dachówki.

      A mimo to wszystkie koszmary nawiedzające mnie od czasu, gdy zabrano Beara, dotyczyły zbliżających się trąb powietrznych – niszczących budynki, farmy, miasta…

      Życia.

      Od kilku dni popołudniowe burze przetaczały się przez miasto z pełną mocą. Były jeszcze straszliwsze i jeszcze potężniejsze niż kiedykolwiek. Jakby próbowały przesłać wiadomość o nadchodzącej tragedii.

      Chmury toczyły wojnę na niebie, tak samo jak ja toczyłam wojnę sama ze sobą. Miłość i cierpienie przepełniały mnie w równym stopniu. Te uczucia zmieniły się w fizyczne doznania, a po kilku dniach przerodziły się w niszczący ciało ból.

      Nadeszły ciemne chmury zasłaniające niebieskie niebo. Południowa burza dała o sobie znać. Zbliżała się do mnie, a mój koszmar stawał się rzeczywistością.

      Bałam się tego, że w każdej chwili wirujące chmury mogą spaść z nieba prosto na mnie. Byłam pewna, że tak się stanie. Czekałam na moment, gdy tornado uderzy i dokona większych zniszczeń, niż ktokolwiek mógł sobie wyobrazić.

      Niż ktokolwiek byłby w stanie wytrzymać.

      Niemal czułam wiatr i nadchodzące tragedie. Czułam się tak, jakbym uniosła się w powietrze, a potem spadła na ziemię.

      Dla mnie tornado zawsze było siłą natury mogącą wywołać największe szkody.

      Tak właśnie myślałam, dopóki nie spotkałam siły natury, przy której tornado przypominało bardziej poranny wietrzyk. Siła, która mnie podnosiła, sprawiała, że mogłam wzbić się coraz wyżej, wirować w powietrzu i opaść na ziemię, połamana, walcząca o życie.

      Moje, a także jego.

      Beara.

      Zanim mój brat zmarł i moja matka oszalała, ojciec do wieczora zostawał w sadzie. Myślałam, że naprawia popsuty system nawadniający lub jakikolwiek inny niedziałający sprzęt.

      Kiedyś mnie to zaciekawiło i wymknęłam się z domu, ale zamiast znaleźć ojca przy generatorze lub popsutych rurach, zastałam go klęczącego w błocie. Pełnia księżyca oświetlała twarz mężczyzny, dzięki czemu widziałam jego załzawione oczy. Patrzył na drzewa, jakby były czymś więcej niż tylko gałęziami

Скачать книгу