Soulless. T. M. Frazier

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Soulless - T. M. Frazier страница 4

Автор:
Серия:
Издательство:
Soulless - T. M. Frazier

Скачать книгу

jedną łzę, ale nie znalazłem takiego wspomnienia.

      Pamiętałem jednak inne rzeczy, jak na przykład to, że wówczas jej brązowe włosy niemal dotykały talii. Albo to, jak jej piwne oczy rozświetlały się, kiedy mój stary poświęcił jej chociaż trochę uwagi. Pamiętałem, że nigdy nie malowała oczu, ale jej usta zawsze były krwistoczerwone. Przypomniało mi się też, że nigdy nie śpiewała mi kołysanek, ale zawsze nuciła melodie piosenek Tanyi Tucker i Waylona Jenningsa.

      Te wspomnienia nie mogły dotyczyć tej samej Sadie, która siedziała przede mną w pokoju odwiedzin. Nie, kobieta, która wykręcała sobie palce ze zdenerwowania i ciągle patrzyła na swoje kolana, była tylko skorupą wolnego ducha, który kiedyś tańczył do piosenki Williego Nelsona, nieustannie puszczanej na klubowej szafie grającej.

      Żyła i oddychała, ale była jakaś dziwna. Może to przez te zapadnięte policzki lub bladą cerę. A może chodziło o to, że sprawiała wrażenie pokonanej. Zacząłem się zastanawiać, czy mój stary rzeczywiście w pewien sposób jej nie zabił.

      Sadie i Chop zostali parą, gdy miała tylko szesnaście lat. Uciekła z domu i stała się klubową dziwką. Zniknęła pięć lat po moich narodzinach i tyle.

      A jednak tu była. Niemal dwadzieścia pięć lat później siedziała naprzeciwko mnie, przyglądając mi się z otwartymi ustami, jakbym to ja był duchem, który siedzi przy tym pieprzonym stole.

      – Co ty tutaj robisz? – zapytałem, nie wiedząc, co innego mógłbym powiedzieć ani czy w ogóle chcę z nią rozmawiać.

      – Szczerze? Myślałam, że wiem, a gdy tu przyszłam, okazało się, że jednak nie mam pojęcia – powiedziała słabym głosem, zagryzając wargę i patrząc wszędzie, byle nie na mnie.

      – Myślałem, że nie żyjesz – odparłem, stwierdzając to, co oczywiste.

      Pokiwała głową.

      – Ja też tak myślałam. Okazuje się, że się myliłam.

      – Co masz przez to na myśli? – Byłem już zmęczony niekonkretnymi odpowiedziami, tym bardziej że przez nie nasuwało mi się jeszcze więcej pytań.

      – To, że twój ojciec pociągnął za spust i myślałam, że umarłam. Byłam zaskoczona tym, że żyję, tak samo jak ty teraz. I zostałam gdzieś zamknięta. – Złapała grzbiet nosa dwoma palcami. – Nie znam szczegółów. Uciekłam, ale tak naprawdę nawet nie pamiętam jak. Gdy tylko mój umysł zaczął się rozjaśniać, postanowiłam cię odszukać.

      – Myślisz, że Chop przetrzymywał cię gdzieś przez ten cały czas?

      Sadie pokiwała głową.

      – Tak, ale nie wiem gdzie.

      – Jak to, kurwa, możliwe, że przez dwadzieścia lat nie wiedziałaś, gdzie jesteś? Nie sądzisz, że to trochę pojebane?

      Sadie położyła rękę na stole wnętrzem dłoni do góry i podciągnęła rękaw. Jej przedramię pokrywały małe, okrągłe blizny, od różowych po białe.

      – Wiem, że to niewiarygodne – powiedziała, w końcu patrząc mi w oczy. – Ale taka jest prawda.

      – Powiedzmy, że tak jest. Ale nadal pozostaje pytanie, dlaczego on to w ogóle zrobił – wytknąłem. – Chop zawsze ma jakiś powód, nawet najbardziej popieprzony. A to? – zapytałem, wskazując na jej ramię. Obciągnęła rękaw. – Jakoś żaden powód nie przychodzi mi na myśl.

      – W tej chwili nie ma znaczenia, dlaczego to się stało, Abel. To już nie jest ważne. Szukanie odpowiedzi nie pozwala mi pójść naprzód.

      – A więc dlaczego jeszcze tego nie zrobiłaś? Po co tu przyszłaś? Myślisz, że Chop nie dowie się, że tu byłaś? On ma swoich ludzi wszędzie. A może zapomniałaś o tym, bo przez dwadzieścia pięć lat żyłaś w zamknięciu, naćpana? – powiedziałem sarkastycznie, kpiąc z jej niewiarygodnej historii. Ta suka mogła być ćpunką, która niedawno przeszła odwyk i po prostu chciała mieć jakąś wymówkę na swoją nieobecność w moim życiu, która trwała prawie trzy dekady.

      Dzyń, dzyń, skurwielu. Chop ją postrzelił. Wróciła. Powiedziała wszystkim, że była martwa. Jak dla mnie wygląda na żywą, więc jeśli nawet jej historia nie jest prawdziwa, to twój stary i tak maczał w tym palce, wtrącił się duch Preppy’ego. Odkąd poznałem Ti, słyszałem go rzadziej, ale cieszyłem się, że ten mały sukinkot wciąż jest przy mnie. Oparłem łokcie na stole i zakryłem usta rękami, by ukryć uśmiech.

      Preppy miał rację, ale w żaden sposób nie dowiem się, czy Sadie powiedziała prawdę. Długie tortury są w stylu Chopa, ale dlaczego miałby kłamać w kwestii matki? W tej historii chodziło o coś więcej, jednak nie wiedziałem, czy Sadie kłamała, czy naprawdę nic nie pamiętała.

      Odchrząknęła, a ja skupiłem wzrok na jej długich włosach, które okręcała wokół dłoni. Wyglądały na trochę dłuższe niż te z mojego wspomnienia, sięgały talii i były niemal czarne, z siwymi pasmami. Zmarszczki wokół jej oczu się pogłębiły, nie miała czerwonej szminki na ustach ani żadnego innego makijażu.

      – Wpisałam się na listę odwiedzających, używając innego nazwiska. Poza tym po wyjściu stąd zniknę. Na zawsze. Po prostu… musiałam tu przyjść. Tak myślę. Musiałam cię najpierw zobaczyć, zanim odejdę na dobre. – Zaczęła skubać paznokcie.

      Już nie musiałem ukrywać uśmiechu, bo zniknął tak szybko, jak się pojawił.

      – Czego się spodziewałaś? Że cię przytulę i powiem: „Tęskniłem za tobą, mamusiu”? – Oparłem się na krześle i skrzyżowałem ramiona na piersi.

      Przesunęła palcem po długiej, niewyraźnej bliźnie na czole, która przecinała linię jej włosów. Pokręciła głową.

      – Nie, nie po to cię odwiedziłam. Przyjście tutaj było samolubne z mojej strony, ale musiałam to zrobić. Musiałam ci powiedzieć, jaką krzywdę mi wyrządził. Musisz wiedzieć, co z niego za człowiek.

      – Doskonale wiem, jakim człowiekiem jest mój ojciec – powiedziałem, pochylając się w jej stronę.

      Sadie poruszyła się niespokojnie na krześle.

      – Myślę, że on naprawdę to zrobił. Utrzymywał mnie przy życiu, bo uważał, że zdradziłam klub, ale tak nie było. Może myślał, że śmierć nie jest wystarczającą karą. Zabicie mnie by mu nie wystarczyło, chciał odebrać mi życie i sprawić, że będę cierpiała bez końca. – Sadie pociągnęła nosem, a ja zauważyłem, że jej oczy zrobiły się wilgotne. – Wiesz co? Modlę się do Boga, żebym nigdy nie przypomniała sobie, co tak naprawdę się stało. Modlę się o to, by to już zawsze pozostało tajemnicą. – Odsunęła krzesło od stołu, szurając nim po linoleum, ale nie wstała. – Bo coś mi mówi, że nie zrobił mi nic dobrego. – Otarła policzek wierzchem dłoni i nagle powróciło jej puste spojrzenie. Przestała pociągać nosem.

      – Po co to przebranie? – zapytałem, wskazując na jasnoniebieski fartuch, który miała na sobie.

      Spojrzała

Скачать книгу