Nigdy nie mówię nigdy. Marta W. Staniszewska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nigdy nie mówię nigdy - Marta W. Staniszewska страница 10
To jak on miał na imię?
– Jesteśmy tutaj! – zawołała Meg, machając do nas i wskazując nam kierunek, ale on i tak wiedział na długo przedtem. Meg zorientowała się, że widzimy, dokąd iść i znów zatonęła w spojrzeniu Lucy. Ocknęłam się ze snu na jawie i ruszyłam szybciej przed siebie, aby uwolnić plecy od męskiej dłoni. Czułam, że facet zorientował się, że uciekam i uśmiechnął się półgębkiem. Gdy dotarliśmy do loży, wskazał mi miejsce w środku, nalegałam, że usiądę po drugiej stronie, obok Megan, ale nie dał mi zmienić już wcześniej podjętej przez siebie decyzji. Pomógł mi ściągnąć marynarkę i usiadł tuż obok mnie od zewnątrz, blokując mi drogę ucieczki przed sobą, a kiedy siadał jego udo otarło się o moje. Znów ten sam dreszcz na plecach.
Zastanawiałam się tylko, czy przyjemny, czy wręcz przeciwnie… Jego zapach przypominał mi coś znajomego. Jakby wspomnienie zakopane gdzieś głęboko próbowało się wydostać na zewnątrz i dać o sobie znać.
Dopiero teraz, kiedy spokojnie usiadłam na skórzanej kanapie w zacienionej loży, zdołałam się dokładniej przyjrzeć mojemu wymuszonemu towarzyszowi. Kasztanowe włosy, wystrzyżone po bokach i dłuższe na czubku głowy, miał modnie ułożone i zaczesane do góry. Broda, mniej więcej tygodniowa, przycięta i zadbana. Usta – miał naprawdę ładne, pełne usta, które lekko rozchylał, gdy słuchał, kiedy ktoś do niego mówi. Ponad błękitnymi, jak ocean nocą, oczami, wyrastały krzaczaste, proste, schludnie ułożone brwi. Gdy patrzył na mnie, lekko je unosił, a wtedy jego wargi wyginał niewielki uśmiech. Czarną, skórzaną kurtkę, z podciągniętymi do łokci rękawami zarzucił pozornie niedbale na potężne ciało. Pod kurtką miał błękitną koszulę podkreślającą kolor jego oczu. Rozpiął ją z trzech górnych guzików tak, że było widać jego dobrze zbudowaną klatkę piersiową. Machnął dłonią na kelnerkę, a ona przytaknęła i zniknęła za zakrętem korytarza. Znienacka zerknął na mnie i odetchnął głębiej, a poły kurtki uniosły się pod masą mięśni, które skrywały. Szybko odwróciłam wzrok, ale i tak zauważył, że bezczelnie się na niego gapię. Co ja mogłam poradzić? Był pięknym mężczyzną. Takim… chciałam powiedzieć pociągającym, ale dodałam w myślach już pewniej: proporcjonalnym! Tak, był proporcjonalnym, schludnym kolegą gejem koleżanki mojej przyjaciółki. Nikim więcej.
Megan w końcu oderwała wzrok od Lucy i zmierzyła mężczyznę siedzącego obok mnie bacznym spojrzeniem. – Czy… – przerwała, zastanawiając się wnikliwie. Przechyliła głowę na bok, po czym rozpromieniła się jak dziecko. – To ty! Przystojniak ze sto drugiego pokoju w akademiku! Poznaję cię! – zawołała. – Byłeś na piątym roku, gdy ja zaczynałam. Widywaliśmy się w stołówce. Od razu wiedziałam, że skądś cię kojarzę, tylko zupełnie nie wiedziałam skąd.
Lucy uśmiechnęła się, jakby wiedziała więcej niż inni.
– Właśnie zastanawialiśmy się z Henrym, czy w ogóle go poznasz – powiedziała z wesołością w głosie.
Henry! Ma na imię Henry! – krzyknęłam do siebie w myślach, uradowana tym odkryciem, po czym upomniałam się za swoje zachowanie.
– Ale jak to się stało? Jak doszło do tego, że ty i Lucy?
Że tu razem jesteście – dziwiła się Meg.
Pokiwał głową i przerwał Lucy, która już miała odpowiedzieć.
– Znamy się z pracy. Lucy jest recepcjonistką w hotelu, w którym… – Zerknął na Lucy prawie niezauważalnie. – Rok temu przyjęła się do pracy w hotelu, w którym pracuję.
– Niezły zbieg okoliczności, spotkać się w jednej pracy po tylu latach – podsumowałam, odzywając się w końcu, a Lucy zerknęła na mnie przelotnie i przytaknęła. Śledziłam jej ruchy, gdy oparła dłoń na udzie Megan, po czym znów zanurzyły się w jakąś rozmowę, co chwilę przerywaną śmiechami i ukradkowym dotykiem. Gadały jakby mnie w ogóle tu nie było, a Megan nawet przez moment nie spojrzała na mnie, wgapiona w twarz Lucy jak cielę w malowane wrota.
Kelnerka w tej samej chwili, ku mojemu zaskoczeniu pojawiła się przy stoliku, niosąc tacę z czterema szklankami, każda była inna. Dla mnie przyniosła manhattana w kieliszku na nóżce, dla Megan jej ulubione kamikadze w jednym shocie, Lucy dostała prawdopodobnie sok jabłkowy z jakimś alkoholem, a przed Henrym postawiła whisky z dwiema kostkami lodu. Nie miałam pojęcia skąd wiedziała, co przynieść i dlaczego zjawiła się z drinkami tak szybko. Zwykle czekaliśmy co najmniej kwadrans…
– To się nazywa Apple Jack – powiedziała Lucy, pochylając się do Megan. – Musisz spróbować – dodała i podsunęła jej do ust słomkę swojego drinka. Megan była chyba równie zszokowana obrotem sprawy co ja, ale rozpłynęła się pod spojrzeniem Lucy i nie zadała żadnych pytań. Za to ja nie mogłam zostawić tego tak bez komentarza.
– Są dwie opcje – zaczęłam. – Albo musisz tu często przesiadywać, albo wpadłeś kelnerce w oko, bo nigdy nie dostałyśmy drinka tak szybko.
Henry uśmiechnął się do mnie białym, równym uśmiechem tak szeroko, że zobaczyłam jego ósemki. Pomyślałam, że ma naprawdę piękny uśmiech. Jak na geja oczywiście, chociaż pomału sama przestawałam wierzyć w tę swoją zmyśloną teorię. Jego grymas był na tyle zaraźliwy, że nie mogłam nie unieść kącików ust, choć walczyłam z sobą, jak umiałam.
– Powiedzmy, że każdego po trochu – odparł enigmatycznie.
– Jesteś gejem? – wypaliłam jak z armaty.
Henry zakrztusił się drinkiem.
– Nie, Samantho, wolę kobiety – odparł z powagą, choć rozbawienie tańczyło w jego źrenicach.
– Nie widziałam cię tu wcześniej – drążyłam. – Czym zajmujesz się na co dzień?
– Zawsze zadajesz tyle pytań?
– To zależy, czy coś mnie interesuje, czy jest mi obojętne – odpowiedziałam, a on nachylił się do mnie i odsunął kosmyk włosów z mojego policzka. Oblizał usta tak seksownie, że miałam ochotę spróbować ich smak. Pochylił się jeszcze bliżej.
– Jak już mówiłem, pracuję w hotelu – mruknął, wciąż patrząc w moje oczy. Jego oddech owiał moją szyję.
– W którym hotelu? – nie odpuszczałam.
Zastanowił się przez ułamek sekundy, a gdy otworzył usta, by odpowiedzieć, przy stoliku, niczym dżin z lampy, zmaterializował się wściekły Nate… z dwoma drinkami w dłoni i miną jakby miał zaraz rozbić je komuś na głowie.
Boże, totalnie zapomniałam o Nathanie! Poczułam, jak zaczynam się lekko pocić. Uniosłam się, aby przesunąć się i ustąpić mu miejsca, ale Henry powstrzymał mnie delikatnie, chwytając mnie za dłoń i przyciągając