Na złość. Andrzej F. Paczkowski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Na złość - Andrzej F. Paczkowski страница 3

Na złość - Andrzej F. Paczkowski

Скачать книгу

Głowę zaprzątały mi ważniejsze sprawy.

      Iwonka próbowała mnie zagadywać, by jakoś rozluźnić całą napiętą sytuację.

      – Czym się zajmujesz?

      – Niczym – odburkiwałam. Zastanawiałam się, jak podwędzić mamie kolejną flaszkę wódki, tak by się nie połapała.

      – Może pojedziemy razem na dyskotekę? Mogłybyśmy się lepiej poznać.

      – Może nie… – warknęłam odwracając głowę.

      Iwona odeszła do łazienki.

      – Mogłabyś się wreszcie zacząć normalnie zachowywać, ty głupia idiotko? – wydarł się na mnie brat.

      – Stul pysk!

      – Ciągle coś ci się nie podoba. Iwona źle się tutaj czuje, widzę to.

      – Nie musiała tu przyjeżdżać, czułaby się o wiele lepiej.

      – Chciałem, żeby was poznała.

      – Ale nie zapytałeś czy my chcemy ją poznać!

      – Przynajmniej staraj się nie pyskować, bo dostaniesz w ryja.

      Adrian trzepnął mnie po głowie.

      – Pożałujesz tego!

      Matka wmieszała się pomiędzy nas, jakby nagle zaskoczyła.

      – Adrianku, ty nawet nie myśl mi z tom dziewuchom coś zmajstrować czasem. Przecież ona do nas nie pasuje.

      – Zobaczymy, mamo. Przecież się z nią nie żenię. To tylko moja dziewczyna.

      – Ale jakoś niezbyt rozgarnienta.

      Adrian się zdenerwował.

      – Ty też musisz zawsze swoje trzy grosze dorzucać? Pilnuj lepiej kieliszka, bo ci spierdoli!

      – Nie odzywaj siem tak do mnie!

      – To mnie nie wkurwiaj! Wystarczy, że ojca całe życie wpieniasz, nie musisz jeszcze mnie. Zejdź ze mnie.

      Śmiałam się z nich, bo zawsze lubiłam patrzeć na sceny odgrywające się pomiędzy bratem i matką. Brat był, niestety, podobny do ojca, nie miał jaj, więc zdziwiłam się nieco, że nagle wykłóca się z matką.

      – A ty co się śmiejesz jak pierdolnięta? Siana się najadłaś, kobyło jedna?

      Czyli wkurzył go mój śmiech, co doprowadziło mnie do jeszcze większego chichotania. Lubiłam go denerwować. W końcu był moim bratem, no nie?

      Iwonka wróciła z łazienki. Widać było, że starała się wyczyścić plamę po kawie, ale nie za bardzo jej się to udało, a wręcz rozmazała ją jeszcze bardziej. Była przekomiczna. Idealnie, według mnie, nadawała sie do cyrku.

      Matka całe życie komenderowała ojcem. A potem nami. Ale my byliśmy ulepieni z zupełnie innej gliny, nie daliśmy się, nie byliśmy na tyle głupi. No, mówiąc my, mam na myśli, mnie i siostrę, Adrian zupełnie się nie liczył. To takie życiowe zero i nieudacznik. Bez mamy nasrałby sobie w majtki, byłam tego pewna, choć później musiałam zmienić o nim zdanie.

      Pamiętam moment, w którym zaczęliśmy dojrzewać i powoli, jak to się mówi, wyfruwać z gniazd. Mamie nie za bardzo było w smak, że nagle nie wiedziała gdzie się podziewamy, z kim i dokąd chodzimy. Zaczęła nas coraz bardziej kontrolować.

      – Zajmij się ojcem, nie nami! – krzyczałam.

      – Bendem siem wami zajmowała tak długo, jak długo bendem chciała! Jesteście dziećmi i nie bendziecie latać po mieście jak psy spuszczone z łańcucha!

      Mamie nie chodziło o to, by mogło nam się coś stać, na tyle ją znałam, by wiedzieć, że porządnie wkurzał ją brak sprawowanej nad nami kontroli. Byłaby świetnym żołnierzem czy strażnikiem.

      Pamiętam jak chciałam pojechać na dyskotekę.

      – O dwunastej masz być w domu! – nakazała mama.

      – Co? Chyba zwariowałaś! O dwunastej? Mam osiemnaście lat!

      Była dokładnie godzina dwudziesta druga. O dwunastej to dopiero dojadę na dyskotekę, jak ona to sobie wyobrażała?

      – Tak o dwunastej, kurwa. A jak ci siem nie podoba, to ci spakujem manatki i możesz wypierdalać.

      Alka, moja koleżanka z sąsiedztwa, miała dopiero szesnaście lat, a rodzice pozwalali jej wracać o najróżniejszych godzinach, ja będąc osobą dorosłą, przynajmniej w dowodzie, musiałam o dwunastej być w domu, jak jakiś smarkaty podrostek.

      Byłam wściekała. Chwyciłam co stało pod ręką i rzuciłam na podłogę. Wazon rozbił się na kawałki.

      – Co ty robisz? Nienormalna jesteś?

      – Nie, ale ty z pewnością tak!

      – Natychmiast to posprzontaj!

      – Ani mi się śni! Idę na dyskotekę i wrócę późno, czy ci się to podoba, czy nie.

      – To drzwi bendom zamkniente!

      – To je, kurwa, własnymi rękami rozpierdolę!

      Matka doskoczyła do mnie, uderzając mnie w twarz. Odruchowo podniosłam rękę by jej zwrócić.

      – Wiesia! Uważaj! – krzyknął Adrian, kierując we mnie palec wskazujący. On mnie doskonale znał, wiedział, że tylko parę sekund dzieliło mnie od tego, by nie zdzielić jej w twarz. Posłusznie obniżyłam rękę.

      – Następnym razem ci przypierdolę, więc trzymaj łapy u siebie! – powiedziałam ostro i odwróciwszy się na pięcie, odeszłam do swojego pokoju.

      Matka miała denerwującą manię grzebania nam w rzeczach. Kiedy nas nie było, wchodziła każdemu do pokoju i przetrzepywała wszystko, myśląc, że jesteśmy na tyle tępi, by nie zauważyć co było grane.

      Potrafiła zajrzeć dosłownie wszędzie, nawet pod dywan! Przesuwała meble, otwierała szafy wkładając ręce pod każde ubranie, w każdą dziurę. Czego szukała? Nie wiem. Może chciała mieć nas tylko pod kontrolą. Bo kiedy zaczęliśmy dojrzewać i powoli robić swoje, nie podobało jej się to.

      Adrian za zarobione na praktyce pieniądze lubił kupić sobie czasopismo pornograficzne. Miesiąc w miesiąc pojawiało się nowe a sterta rosła. Trzymał je w garażu, czasem przynosił do pokoju, gdzie brandzlował się nad nimi w „tajemnicy”. Czasem, bo też je lubiłam przeglądać, w końcu byłam człowiekiem z krwi i kości, i ciekawił mnie świat, natrafiałam na posklejane kartki.

      – Mógłbyś się przynajmniej nie spuszczać zanim ja tego nie zobaczę, debilu jeden? – zapytałam go bo nie lubiłam spermy, jej zapachu a od samego jej widoku to już mnie mdliło. Faceci są okropni!

      On tylko coś tam

Скачать книгу