Na złość. Andrzej F. Paczkowski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Na złość - Andrzej F. Paczkowski страница 6
– Sprzedaj kaczki i spokój będzie.
– Och, ty! Do jedzenia kaczek to ty pierwszy! Do karmienia ostatni. A teraz jeszcze mi nakazywał bendzie. Starom do domu zabrać, żeby nam dom podpaliła, żebym ja jom pilnować, jak niewolnik jakiś musiała!
No i zakończyło się to tak:
Babcia wyszła jednego rana na drogę, jechał jakiś młodzik na motorowerze i wjechał prosto w nią. Znaleziono ją leżącą ze złamanymi rękami i nogą w rowie. Odwieziono do szpitala, a potem prosto do domu starców.
Odwiedziłam babcię tylko raz. Kiedy przyszłam, była przywiązana do krzesła i siedziała nieruchomo, patrząc w okno.
– Dlaczego ona jest przywiązana? – zapytałam jedną z opiekunek. Widok był okropny, zrobiło mi się źle.
– Żeby nie uciekała. Nie może leżeć całymi dniami w łóżku, musi też siedzieć, ale jak tylko spuścimy ją z oczu, od razu gdzieś znika. Ręce się jeszcze nie zagoiły, i noga też. Ona nie rozumie, że chodzić nie może i tylko same problemy z nią mamy.
Patrzyłam na babcię jak spogląda tylko w jedno miejsce i nawet nie mrugnie okiem.
– Czy ona wie, że tu jestem?
– Z pewnością nie, proszę tylko na nią spojrzeć. Siedzi jak sparaliżowana całymi dniami. Nic do niej nie dociera. Zero reakcji.
Była niezwykle szczupła.
– Czy wy jej dajecie coś jeść?
– Dajemy, ale nie je. Zmuszać przecież nie będziemy.
Zachciało mi się rzygać. Zostałam z nią sama. Chwyciłam za rękę i trzymałam, nie wiem jak długo. A potem wydarzyła się straszna rzecz. Babcia nagle jakby oprzytomniała, spojrzała na mnie i zaczęła płakać.
– Co wyście mi zrobili? Co wyście mi zrobili? Ja tu być nie chcę, przywieźliście mnie, żebym tu umarła, a ja jeszcze nie chcę umierać. Ja chcę wrócić do swojego domu!
Przeżyłam jeden z największych szoków w swoim życiu. Płakałam a babcia jęczała histerycznie i płakała równie mocno jak ja. Już dłużej nie mogłam tego znieść. Puściłam jej dłoń i łapiąc w biegu torebkę, uciekłam z tego okropnego miejsca, gdzie trzymają związanych ludzi i nie karmią ich, ponieważ ci odmawiają, nie wiedząc co robią, a nikt się tym nie przejmuje…
– Powinniśmy ją zabrać z powrotem! – powiedziałam do mamy od razu po powrocie.
– Mowy nie ma! Chyba, że ty siem niom bendziesz zajmowała.
Obie wiedziałyśmy, że nic z tego nie będzie. Chodziłam do szkoły, do pracy i nie miałam na to czasu, nawet gdybym chciała.
A więc babcia pozostała w domu starców.
Adrian chodził z Iwonką już parę długich miesięcy. Zdarzało się, że przyjeżdżali do nas, jednak Iwonka wyczuwała, iż jej nie lubimy, dlatego Adrian coraz częściej przebywał poza domem. Ojciec zresztą też.
– Pieprzysz ją? – zagadnęłam go jednego wieczora.
– Gówno cię to obchodzi!
– Nie musisz od razu się wściekać, kretynie!
– To nie zadawaj mi głupich pytań, kretynko!
A więc ją pieprzył, ale dlaczego by nie? Miał do tego prawo, zresztą już nie kupował nowych czasopism, więc sprawa była jasna.
Iwonka była fryzjerką, ale włosy nosiła takie, jakby w ogóle się na tym nie znała. Mogłabym jej coś poradzić, znałam się na tym i owym, ale jeżeli Adrianowi odpowiadał taki stan rzeczy, to niech tak będzie.
Młodsza siostra zaczęła chodzić na siłownię. Śmialiśmy się z niej, bo była niska, miała krótko ostrzyżone włosy i wielkie piersi. Jakby poskładana z nie tych klocków, co powinna.
– Jeżeli będziesz chodziła na siłownię, to ci kiedyś cycki rozpierdoli – wyśmiewał się z niej Adrian.
– Po co tam chodzisz? Dziewczyna do siłowni? Jeszcze mi siem tu przeorientuj, to ciem gołymi renkami uduszem – piekliła się mama.
– Nie rób z siebie parapetu – mówiłam do niej. – Chcesz wyglądać jak babochłop? Trochę przesadzasz.
Ojciec tylko kiwnął na to ręką. Jego niewiele to obchodziło.
Ale Julka chciała zostać bramkarzem, a jak sobie coś postanowiła w swej zakutej pale, to szła do celu nawet po trupach.
Adrian zakomunikował, że zamierza ożenić się z Iwonką.
– Zrobiłeś jej bachora? – mama uderzyła w krzyk. – To teraz nieźle bendzie wyglondała z brzuchem przed ołtarzem. Cała wieś nas na jenzykach bendzie miała. I ciekawa jestem za co to wesele zrobimy jak my pieniendzy nie mamy?
– Iwona nie jest w ciąży! – zaprzeczył.
– Nie jest? To niby po co siem z takom… takim… dziewuszyskiem żenisz? Czy ty chcesz matkem do grobu wpendzić? Jezus Maria, ja już nie wiem co z wami robić. Same starości, problemy, każdy coś wymyśla. Stary to nawet palcem nie kiwnie. Matka w tym domu dla umarlaków, ciongle problemy, dzowniom, że jom wypierdolom, że kłopoty, że wionzać trzeba bo inaczej ucieka. Niech wionżom, po co mi to gadajom? Ja białej goronczki dostanem. Ja… ja siem muszem napić!
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.