Ósmy cud świata. Magdalena Witkiewicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ósmy cud świata - Magdalena Witkiewicz страница 6

Ósmy cud świata - Magdalena Witkiewicz

Скачать книгу

I tak łatwo sobie zaprogramować dziecko z określonymi cechami charakteru, wyglądu? Można sobie stworzyć człowieka idealnego?

      Przejrzałam kilka innych profili potencjalnych dawców.

      Dodie miał wprawdzie zielone oczy, ale za to był bardzo empatyczny. Najwyraźniej nie tylko dla mnie było to ważne, bo miał dwoje dzieci w Polsce. Mógł mieć ich jeszcze trochę, bo na każdy kraj przypadał limit. Dodie z pewnością go nie przekroczył.

      Niewiarygodne.

      Można było sobie kupić nasienie Dodiego. W zależności od potrzeb – jedną słomkę lub dwie. Mogły do mnie przyjechać zamrożone w suchym lodzie lub w ciekłym azocie.

      I już?

      Raz, dwa i po wszystkim? Byłam zaskoczona, jakie to proste. Wystarczyło mieć pieniądze, które nawet już miałam.

      Ale co ja bym potem napisała w dokumentach? Ojciec nieznany? Czy wpisałabym Dodiego, Mickeya lub Fenrira? Westchnęłam.

      Dopasowywanie materiału genetycznego dla mojego dziecka przypominało budowę wieży z klocków. Sama wybierałam kształty i te kolory, które mi się podobały. Moja wieża mogła być dokładnie taka, jaką sobie wymarzyłam.

      Niewiarygodne.

      Wyjęłam z lodówki lody, których nie dojadła Alicja, i zaczęłam jeść prosto z pudełka. Zamknęłam laptopa, poszłam się umyć i wskoczyłam do łóżka. Nie mogłam znaleźć czystej piżamy, zatem spałam nago. Przecież i tak nikt tego nie zobaczy. Niestety. Oczywiście w każdej chwili mógł widzieć to kolega z pracy, na przykład Jacek. Miałam wrażenie, a w zasadzie pewność, że wystarczyłby tylko drobny gest z mojej strony, a byłby już przy mnie. Nie potrzebowałabym żadnych Mikeyów ani Vagnów. Ojcem mojego dziecka zostałby Jacek Zawistowski, a ja byłabym szczęśliwą mamą. Może niekoniecznie szczęśliwą żoną, ale coś za coś.

      Jednak nie mogłam tego zrobić.

      Do tego tanga trzeba dwojga, czereśnie zawsze muszą być dwie i takie tam… Dualizm w przyrodzie i w życiu mnie przerażał. Nie było miejsca dla samotnych jednostek.

      Wiedziałam o tym, bombardowana od lat życzliwymi słowami przeuroczych ciotek.

      – Nie będzie miał kto ci podać wody na starość.

      Racja. Nie będzie.

      – A co ty zrobisz, jak twoja matka umrze?

      Już sama nie wiedziałam, za co byłam na ciotki bardziej zła – czy za przedwczesne pochowanie mojej mamy, czy za tę szklankę wody, a w zasadzie jej brak, na starość.

***

      Pewnie jeszcze kilka lat temu miałabym dużo mniejsze wymagania co do facetów. Gdy człowiek przekroczy dwudziestkę, patrzy na świat z ufnością, jego okulary są różowe. Potem ciemnieją. Gdy jest młody, nie ma też swoich przyzwyczajeń, nawyków, które czasem uniemożliwiają budowanie trwałych relacji.

      – Jeżeli już, to bierz się za rozwodników, wdowców. Nigdy za starych kawalerów – mówiła jedna z wszechwiedzących ciotek.

      – Ciociu, jakich starych kawalerów? Przecież ja też jestem starą panną.

      – Lepiej być starą panną niż starym kawalerem. Tacy są najgorsi – powiedziała. – Poza tym ty nie jesteś starą panną – dodała tonem nieznoszącym sprzeciwu.

      – A kim?

      – Dojrzałą, silną i niezależną kobietą. Tak jak i ja – powiedziała z dumą ciotka.

***

      Ciotka nigdy nie wyszła za mąż, ale miała córkę, Kalinę, która została wziętą prawniczką. Bardzo angażowała się w obronę praw kobiet. Widocznie wykres cech osobowości ojca Kaliny osiągał pik w miejscu, w którym określana była empatia. Chociaż z pewnością nikt mu takiego testu nie robił.

      Legenda rodzinna głosi, że ciotka pojechała do Międzyzdrojów i wróciła w ciąży. Następna. Do dzisiaj się nie przyznała, kim jest ojciec jej dziecka. Spekulacjom rodziny nie było końca. W mojej kuzynce dopatrywali się podobieństwa do wszystkich aktorów i celebrytów sprzed trzydziestu lat, którzy w tamtych czasach lansowali się na polskich plażach. Ja również miałam swoją teorię na ten temat.

      4

      Żuj przed jedzeniem, myśl przed mówieniem

powiedzenie wietnamskie

      – Jeżeli chcesz zrobić sobie in vitro, to musisz się spieszyć. – Alicja zadzwoniła do mnie jakiś czas później.

      – Dlaczego? – Wciąż przed oczami miałam wykres cech osobowości któregoś z moich niebieskookich kandydatów. Tego niewystarczająco empatycznego.

      – Są plany zmiany ustawy. Gdy wejdzie, samotne kobiety nie będą mogły legalnie korzystać z zaawansowanych metod leczenia bezpłodności.

      – Pozostanie nielegalna droga. – Roześmiałam się.

      – No, jeszcze nie słychać o czarnym rynku. Pewnie to kiedyś nastąpi, ale raczej trudno byłoby to ukryć. Zbyt dużo technologii, a później leków. Pozostanie ci tradycyjna metoda. – Teraz śmiała się Alicja.

      – Tradycyjna? – zapytałam.

      – Moja droga, czy ja ci muszę tłumaczyć, jak się robi dzieci? Żabki, pszczółki?

      – Nie musisz – powiedziałam.

      Niestety od czasu, gdy zobaczyłam stronę banku nasienia i dokładne opisy cech dawców, wiedziałam, że ciężko będzie mi spędzić noc z kimkolwiek. Bez znajomości jego słabych i mocnych stron oraz bez informacji, czy jego inteligencja emocjonalna jest powyżej czy poniżej przeciętnej.

      Jednak technologia czasem przeszkadza. Mimo to wciąż w nią wierzyłam. W miłość już nie.

***

      Tyle razy próbowałam sobie tę miłość wmówić. Na początku chyba nawet nie musiałam tego robić, ale gdy zauroczenie mijało, było już zupełnie inaczej.

      Poznałam go w pierwszym tygodniu pracy w CallAction. Akurat było spotkanie integracyjne. Zostałam przyjęta do pracy na stanowisko menadżera, zarządzałam dziesięcioosobowym zespołem, za który odpowiadałam. Jacek był prezesem. Zakładał tę firmę i znał ją jak własną kieszeń. Działalność rozrastała się w szybkim tempie. Wymagało to zmian organizacyjnych, na które Jacek chyba nie był gotowy. Wciąż chciał trzymać wszystko w garści, wpływać na najdrobniejsze decyzje podejmowane przez pracowników. I te dotyczące zakupu materiałów piśmienniczych, jak i te związane z kilkusettysięcznymi kontraktami.

      Na spotkaniu integracyjnym usiedliśmy obok siebie. Do tej pory nie miał okazji ze mną rozmawiać i może gdyby nie duże ilości mohito nasza konwersacja potoczyłaby się zupełnie inaczej. Oczywiście najpierw zamieniliśmy ze sobą kilka słów z grzeczności, płynnie przechodząc na ty, a później zapytał mnie, co sądzę o firmie.

      I na swoje nieszczęście,

Скачать книгу