Szeregowiec. Adrian K. Antosik
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Szeregowiec - Adrian K. Antosik страница 7
– Wybacz – a gdy to mówił usłyszałem w jego głosie smutek – możliwe, że za bardzo mnie poniosło. Im więcej danych zdobędziemy o potencjalnym człowieku do ściągnięcia z tamtej strony, tym lepiej – mówiąc zaczął szybko uderzać palcami w klawiaturę – no, właśnie wszystkie dane, które udało nam się zdobyć rozesłałem do kolejnych obiektów. Teraz chodź, pokażę ci, co będziemy robić dalej.
Poderwał się z miejsca. Ruszyłem szybko za nim, czułem jak powoli się uspokajam. Zerkając mężczyźnie przez ramię dostrzegłem jeszcze dwa stanowiska, których wcześniej tu nie widziałem. Pierwsze było dokładnie pod podwyższeniem naprzeciwko wielkiego przeszklenia, drugie znajdowało się po prawej stronie od wejścia. Gdy podeszliśmy bliżej zobaczyłem kilkanaście monitorów ustawionych na biurkach pod ścianą. W epicentrum stanowiska znajdowała się duża przezroczysta kapsuła pełna jakiejś mazistej cieczy. Podszedłem bliżej i przyjrzałem się dokładniej zielonemu płynowi wewnątrz pojemnika. Nad całym stanowiskiem sprawowała pieczę zakapturzona postać. Kątem oka zauważyłem jak stojąc przy największym monitorze delikatnie przesunęła ręką nad czarnym pulpitem. Coś na obudowie kapsuły piknęło, a jej wnętrze zaczęło się powoli opróżniać. Po chwili z wnętrza wyłoniła się postać Arka. Byłem tak zdziwiony, że aż dech mi zaparło.
– To już… Tak szybko… Ledwo…
– Nie – przerwał mi ciepły głos kobiecy – to tylko syntetycznie stworzona kopia twojego znajomego.
– Czy ona żyje?
– Nie – odparła nie odwracając się do mnie, zaczęła wpisywać coś na klawiaturze – to jedynie tkanka uzyskana za sprawą licznych procesów chemicznych.
Gdy to mówiła, kapsuła zaczęła napełniać się jakimś żółtym przezroczystym płynem.
– Widzisz świat jest jak równanie chemiczne. Masa substratów musi być równa masie produktów. Nie można czegoś zabrać z przeszłości nie dając czegoś w zamian na to samo miejsce. Gdyby tak się stało wszechświat mógłby się zapaść w sobie.
Przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w postać pracującą przy komputerze. Teoretycznie rozumiałem, co do mnie mówi. W praktyce jednak wiedziałem, że nie jest to tak proste jak może się wydawać. Z zadumania wyrwał mnie Hermes:
– Takie tam biologiczne dyrdymały, na nie zawsze jest czas. Chodźmy lepiej do Lokiego. Czas najwyższy zacząć zabawę.
Bez oponowania ruszyłem za nim na środek pomieszczenia do trzeciego stanowiska. Składało się ono z dwóch obszernych okręgów, pomiędzy którymi znajdował się pulpit jakiegoś urządzenia. Stał przed nim Loki wklepując jakieś polecania na klawiaturze. Ruszył lewym skrzydłem jakby chciał z niego coś strzepnąć, a następnie odezwał się do mnie nie odrywając wzroku od pulpitu.
– Stań za mną na środku koła.
Bez zastanowienia wykonałem jego polecenie. Gdy tylko zająłem miejsce, koło podświetliło się na niebiesko, a następnie oślepiający blask wydobywający się z niego sprawił, że przestałem widzieć. Trwało to tylko przez chwilę, ale zanim zacząłem znów dobrze widzieć minęło dobre pięć minut. Wszystko mi się zlewało do kupy i rozmazywało.
– Cholera, Loki – krzyknąłem wciąż przecierając oczy – mogłeś uprzedzić!
– Wybacz – odparł – widzisz już dobrze?
Przestałem pocierać oczy i spojrzałem przed siebie. Loki wpatrywał się we mnie, jednak nie wyglądał tak jak poprzednio. Był delikatnie zielonkawy.
– Rozwaliłeś mi wzrok – zajęczałem – wszystko zrobiło się zielonkawe.
– To przez soczewki. Wygodna zbroja?
Dopiero, gdy to powiedział poczułem, że mam na sobie inne ubranie. Spojrzałem w dół i ku swojemu zdziwieniu zobaczyłem czarną skórzaną zbroję z jakimiś złotymi zdobieniami. Dodatkowo byłem odziany w skórzane buty, spodnie i pas. Na przedramionach miałem skórzane ochraniacze, na których wierzchu świecił się na czerwono okrąg. Zrobiłem krok do przodu i usłyszałem delikatny szmer tuż za mną. Nagle znieruchomiałem. Przez dłuższą chwilę stałem nie poruszając się. Następnie powoli zerknąłem za siebie przez ramię. Zobaczyłem coś białego i pierzastego. Poczułem jak blednę. Zerknąłem pytająco na Lokiego. On jedynie uśmiechnął się mówiąc:
– Sprawdź czy działają.
– Niby jak – spytałem z zaciekawieniem – w życiu nie miałem skrzydeł, po cholerę mi one?
– Widzisz, to efekt propagandy i potrzeba – odparł spokojnie Hermes – z nimi wyglądasz jak anioł, przynajmniej w ludzkim mniemaniu. Dzięki temu ci, po których idziesz nie będą się bali zanadto, a musisz ich jakoś do nas dostarczyć. A po drugie ciężko by ci było tak wysoko podskoczyć.
– Wysoko podskoczyć – spytałem ze zdziwieniem.
– Zaraz się przekonasz. Włóż to do ucha, żeby mieć kontakt z nami – powiedział Loki podając mi jakieś małe urządzenie. Dobrze, w razie potrzeby będziemy mogli cię poinstruować. Teraz bardzo ważna rzecz. Gdy już znajdziesz się na miejscu wcelujesz w Arka promieniem, który aktywujesz wciśnięciem czerwonego kółka na prawym przedramienniku – mówiąc to uniósł moją rękę i wskazał dokładnie, o co mu chodzi. – To jest bardzo ważne, musisz utrzymać łącze, dopóki nie zmieni koloru z czerwonego na zielony, następnie ponownie wciskasz kółko. Napromieniowywanie wiązką może trochę potrwać, bardzo ważne jest to, żebyś nie zerwał połączenia.
– Ale po co to?
– Jest to rodzaj skanera, to właśnie dzięki niemu są pobierane końcowe dane potrzebne do stworzenia kopii ciała, jakie chcemy podmienić. Dane są przekazywane wprost do drugiego stanowiska, a tam bardzo szybko dokonuje się korekty stworzonego Zamiennika, by stał się identyczny z pierwowzorem. Teraz spójrz – mówiąc to wskazał na monitor.
Na wyświetlaczu była pokazana duża kula z podpisem „Ziemia” i nieopodal niej mniejsza, która miała być księżycem. Nagle z powierzchni mniejszej kulki wystrzelił jakiś promień. Po dotarciu do większej kuli powoli zaczął ją otaczać, aż w końcu objął ją niczym płaszczem ochronnym.
– W ten sposób tworzymy wejście w przeszłość – powiedział skrzydlaty mężczyzna. – Jest to bardzo skomplikowany proces jednak dzięki wykorzystaniu powierzchni kuli ziemskiej, jako makiety, na której przeszłość przenika się z teraźniejszością możemy stworzyć możliwość hipotetycznego przeniesienia się ciał w przestrzeni. Promień, dzięki któremu jest to możliwe zostanie wystrzelony z drugiego okręgu. Będziesz musiał nim polecieć. Podróż nie będzie długa, jednak będziesz musiał podfrunąć do jego powierzchni. To bardzo proste, musisz chcieć poruszyć skrzydłami, a one cię usłuchają. Będą się zachowywać tak, jakby były nieodłączną częścią twojego ciała. Jesteś gotowy?
– Chyba tak…
Mówiąc to zerknąłem na drugie przedramię. Ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłem tam żółty pulsujący okrąg, analogicznie umieszczony do tego na prawej ręce.
– A co to jest?