Hybryda. Tom 1. Joe E. Rach

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hybryda. Tom 1 - Joe E. Rach страница 15

Hybryda. Tom 1 - Joe E. Rach

Скачать книгу

tego chaosu, ponieważ zostałam pociągnięta za skute ręce i wprowadzona do pomieszczenia.

      Pierwsze, co zobaczyłam, to zrywające się z foteli postacie Wojowników. Byliśmy w olbrzymiej bibliotece. Dookoła otaczały mnie ogromne, sięgające do sufitu regały, wypełnione szczelnie książkami.

      Wojownicy skłonili się z szacunkiem Mistrzowi. Jednak ich wzrok szybko spoczął na mojej osobie. Widziałam, jak nagle zmienia się im wyraz twarzy z zaciekawionego na oszołomiony.

      – Oho! – pomyślałam wesoło. – Już was mam, chłopaki!

      Zastosowałam starą, babską sztuczkę. Delikatnie się do nich uśmiechnęłam i natychmiast spuściłam oczy zawstydzona. Zerkając na nich spod rzęs widziałam, że zadziałało. Wpatrywali się we mnie zachwyceni.

      – Widzę, że złapaliście się na piękny obrazek – rzucił ostro Mistrz. – Chcę wszystkich uświadomić, że ta kobieta jest więźniem podejrzanym o spisek przeciw Królowi. W dodatku nie pozwoliła się odczytać.

      – Dlaczego więc nie została stracona? – zapytał jeden z Wojowników.

      – No właśnie, w tym problem! Król ma do niej wielką słabość i mam tylko nadzieję, że to nie skończy się źle dla nikogo – rzucił, spoglądając na mnie podejrzliwie. – Pod tym względem go nie rozumiem. Jeśli mnie zdradziłaby kobieta, którą kiedyś kochałem, nie miałbym dla niej żadnej litości – powiedział ze złością.

      Bardzo się zdenerwowałam jego słowami i bez zastanowienia wypaliłam ostro:

      – O ile wiem, nie ma żadnych dowodów na mój udział w spisku! Ja tylko chwilowo nie dałam się odczytać. Widocznie mam ku temu ważny powód!

      No tak! Moja reakcja była jak zwykle zbyt spontaniczna. Żywiołowy charakter znów dał znać o sobie.

      – Wszyscy to widzicie! – warknął gniewnie. – Agresywna i niebezpieczna! O ile się orientuję, ta kobieta ma niewiele ponad 300 lat, a zablokowała swój umysł tak, że nie miałem szans się przebić! – Patrzył na mnie ostro. – Widzę, że już się domyślacie, kto stoi przed wami. To jest właśnie tajemnicza KALA, była partnerka Króla i chyba jedyna istota naszej Rasy, o której nikt nic nie wie.

      Spojrzeli po sobie zdumieni. Pod tym względem Mistrz miał rację: większość o mnie słyszała, ale prawie nikt mnie nie znał i nie widział.

      – Nie rozumiem do końca, o co w tym wszystkim chodzi – ciągnął dalej. – Król nie wydawał się zbyt zaskoczony blokowaniem przez nią umysłu, a dodatkowo zażyczył sobie, aby KALA uczestniczyła w naszych ćwiczeniach i korzystała z biblioteki. Mam nadzieję, że Król wie, co robi. Na szczęście tutaj ja dbam o bezpieczeństwo nas wszystkich i skoro nie mam pojęcia, co ona jeszcze potrafi, nakazuję wszystkim całkowitą ostrożność. Poza celą nie wolno jej nigdy zostawić samej. Musicie również uważać na każde jej podejrzane zachowanie.

      Odwrócił się do mnie i odpiął mi kajdanki. Popatrzyłam na niego i znów zawróciło mi się w głowie z wrażenia. Stał bardzo blisko i spoglądał na mnie uważnie, a mnie miękły nogi z emocji.

      – Mam nadzieję, że nie będziesz sprawiać kłopotów? – spytał mnie z groźną miną.

      – Nie będę. Obiecuję… – ledwo wydukałam.

      – Jeśli chcesz, możesz wybrać sobie jakąś książkę, a później Wojownik ZEN zaprowadzi cię do celi – dodał troszeczkę łagodniej.

      Odwrócił się w kierunku jednego z Wojowników. To musiał być ZEN.

      – Umieścisz ją w górnej celi – uściślił.

      – Tak, Mistrzu – odparł ZEN.

      Mistrz powiódł wzrokiem po wszystkich.

      – Spotykamy się tu za kwadrans – oznajmił. – Mamy sporo spraw do omówienia.

      Nie spojrzawszy na mnie, wyszedł razem z MIKONEM. Z żalem patrzyłam na zamykające się za nim drzwi. Wiedziałam, że aż do jutrzejszej nocy nie będę go widziała.

      Poczułam, jak Wojownik ZEN kładzie mi rękę na ramieniu.

      – Chodź, wybierzesz sobie książkę. Nie mam za dużo czasu. Muszę cię zaprowadzić i zaraz tu wrócić.

      Skinęłam głową. Podprowadził mnie do regału po prawej stronie. Sięgnęłam szybko po pierwszą lepszą książkę. I tak dzisiaj nie miałam głowy do czytania.

      W bibliotece panowała kompletna cisza. Czułam, że wzrok wszystkich skierowany jest na mnie. Po odwróceniu się z radością stwierdziłam, że patrzą na mnie przyjaźnie. Mimo ostrych słów Mistrza nie traktowali mnie jak wroga. Uśmiechnęłam się do tych wspaniałych olbrzymów i podeszłam do Wojownika ZEN. Teraz nie miałam czasu, by przyjrzeć się im dokładnie. Zostawiłam to na jutrzejszy wieczór. ZEN odebrał ode mnie plecak i przerzucił go sobie przez ramię. Gestem nakazał mi, abym szła przed nim. Otwierając drzwi, odwróciłam się na chwilę i powiedziałam:

      – Do zobaczenia.

      – Do zobaczenia – odpowiedziało mi kilka głosów. – Do jutra.

      Wyszliśmy na ten olbrzymi, długi korytarz i ruszyliśmy w prawą stronę. Cały z kamienia, sprawiał wrażenie surowego. Tylko kilkanaście drewnianych drzwi w złoto-brązowym kolorze ocieplało jego ascetyczny wygląd. Wszystkie jednak były pozamykane, więc nie miałam pojęcia, co się za nimi kryje. Mijaliśmy je wszystkie w pośpiechu, by wreszcie na końcu korytarza znów skręcić w prawo. Doszliśmy do masywnych, metalowych drzwi, przypominających wejście do bankowego skarbca. Od zewnątrz zamykała je olbrzymia sztaba. Gdy ZEN je otwierał, zauważyłam, jakie były grube. Za nimi znajdował się mały przedpokój, a w nim na wprost następne metalowe drzwi i na prawo schody prowadzące w dół.

      – Wszystko tutaj wyłożone jest metalem blokującym każdą moc – odezwał się ZEN. – Będziesz w tym miejscu całkowicie bezbronna.

      Otworzył drugie drzwi i kazał mi wejść do środka. Znalazłam się w małym pokoiku, w którym stało łóżko, stół z jednym krzesłem i mała szafa. Po prawej stronie dostrzegłam maleńką łazienkę.

      Jak na celę, panowały tu rzeczywiście dobre warunki. Jednak nie zmieniało to faktu, że było tu szaro i przygnębiająco.

      Westchnęłam ciężko.

      – Niestety, to nie komnaty królewskie – uświadomił mi ZEN. – Będziesz się musiała przyzwyczaić do tej celi. Tutaj i tak masz super warunki. Nie chciałabyś znaleźć się w celach na dole.

      – Pewnie nie – zgodziłam się, przypominając sobie wygląd cel w rezydencji Króla.

      – Nie martw się. Jutro rozerwiesz się trochę na ćwiczeniach. W dzień i tak jesteś w letargu, więc czas minie ci szybko – pocieszył mnie.

      – Mam nadzieję – powiedziałam bez przekonania.

      – Dasz sobie radę. – Popatrzył pobłażliwie na moją kwaśną minę. – No nic, muszę już iść. Zaraz zacznie się spotkanie. Głowa do góry

Скачать книгу