Star Force. Tom 5. Stacja bojowa. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Star Force. Tom 5. Stacja bojowa - B.V. Larson страница 17
Pozwoliliśmy im się rozładować i kilka minut pochodzić po lodzie, zanim wezwaliśmy ponownie na pokład. To także należało do testu. Czy po przetrwaniu lotu można będzie przekonać Centaury do powtórnego załadunku i lotu powrotnego?
Odpowiedź brzmiała: tak. Obcy przepychali się, by wejść na pokład. Uśmiechnąłem się, widząc, że ich boki drżą, a z nosów unoszą się kłęby pary.
– Musi być tam zimno – powiedziałem. – Spójrzcie, jak się spieszą z powrotem. A teraz proszę nas stąd zabrać, Miklos. Makrosy na pewno nas zauważyły. Wkrótce będą tu rakiety.
Porucznik nie potrzebował dalszych zachęt. Wkrótce znów wzbijaliśmy się w górę. Powierzchnia planety zniknęła we mgle.
Gdy wróciliśmy na orbitę, wszyscy byli we wspaniałych humorach.
– Wiedziałem, że pan coś wykombinuje, pułkowniku – powiedział Kwon.
Kiwnąłem głową, zastanawiając się, czy rzeczywiście był tego taki pewien. Wiadomo, że takie rzeczy zawsze mówi się w podobnych wypadkach, a ja czułem w całej grupie duże powątpiewanie na początku testu. Teraz, gdy wszystko się udało, łatwo było powiedzieć, że cały czas się we mnie wierzyło.
Podejrzewałem, że po pierwszej porażce większość zwątpiła. Być może to właśnie czyniło mnie dowódcą. Ktoś taki podczas desperackiej wojny musi mieć odwagę podejmowania ryzyka, które może kosztować kogoś życie. Ten rodzaj decyzyjności i odpowiedzialności łączył się z posiadaniem własnego skrawka ziemi, której trzeba było bronić.
Po zakończeniu testu skupiłem się na logistyce. Desperacko potrzebowaliśmy materiałów rozszczepialnych, niezbędnych do produkcji zestawów piechoty, oraz polimerów na przezroczyste dna lądowników. Zużyliśmy już wszystko, co tylko można, na satelitach Centaurów. Potrzebowaliśmy nowych dostaw.
Patrząc na raporty z systemu, znaleźliśmy tylko jedno źródło zaopatrzenia, które nie leżało na żadnym ze światów stanowiących cel działań. Znajdowało się w okolicach gazowego olbrzyma, przy księżycach okrążających wielką planetę. Był to naturalny pierścień pyłu i odłamków. Prawdopodobnie powstał w wyniku zderzeń naturalnych satelitów dawno temu. Takie odłamki idealnie nadawały się do nanofabryki, która wolała małe kawałki. Wysłałem dwa okręty, czyli wszystkie siły, na jakie było mnie teraz stać, aby zebrały jak najwięcej fragmentów. Same pierścienie wyglądały bardzo efektownie i miałem nadzieję, że nie zepsujemy tego widoku. Chwilę później sam z siebie się śmiałem. Potrzebowałem materiałów, a piękny widok nie przedstawiał wartości porównywalnej z życiem.
Źródło okazało się bardzo obfite. Wkrótce otrzymałem meldunki o ściągnięciu wielu ton surowców. Nie zmieniało to faktu, że mieliśmy opóźnienie. Początkowo żywiłem nadzieję na przeprowadzenie ataku w ciągu tygodnia, a ten czas już wydłużył się do miesiąca.
– Dobre wieści, pułkowniku – oznajmił Marvin, wdrapując się za pomocą metalowych macek do mojego biura.
– Chętnie posłucham dobrych wiadomości – powiedziałem, prostując się w fotelu.
– Mam wideo z uderzenia rakiet. Czy mogę przerzucić je na pana system?
Dałem mu pozwolenie i podczas gdy marszczyłem brwi, on pokazał mi widok z różnych satelitów na lodowy region, gdzie lądowaliśmy po raz pierwszy. Rakiety znikały w kłębach pary i zostawiały na lodzie kratery.
– Nie wiem, co w tych uderzeniach pozytywnego? Mnie wydają się dość celne. Pokryły cały obszar. Widzę, że uderzenie poszło snopem, tak więc nawet gdybyśmy próbowali uciekać, nie wydostalibyśmy się ze strefy śmierci.
– Dokładnie! – powiedział podekscytowany Marvin. – Coś panu pokażę.
Przybliżył jeden z kraterów. Dla mnie wyglądał tak samo jak inne.
– Nawet z przestrzeni jesteśmy w stanie uzyskać bardzo wysoką rozdzielczość. To zapis wykonany dziesięć minut po uderzeniu. Proszę zwrócić uwagę, że dzięki wiatrowi nie widać na nim dymu.
– Tak, tak, Marvin. Ale o co ci chodzi?
– Tutaj, widzi pan krawędź krateru? Przybliżmy ją jeszcze bardziej.
Marvin dotknął ekranu swoją macką i rozszerzył obraz. Przyglądałem się przez kilka sekund, aż w końcu to zauważyłem. Kępki futra na wietrze i coś jeszcze.
– Czy to spalone kopyto, Marvin?
– Tak, jestem tego pewien.
Otworzyłem usta i ponownie je zamknąłem.
– To musi być ten, którego zostawiliśmy. Musiał biec w linii prostej, ale nie wymknął się z pola ostrzału.
– Szczęśliwy traf, na pewno – powiedział Marvin. – Makrosy nie musiały użyć tak wielu rakiet przeciw jednemu okrętowi. Czy przewidywał pan taki rezultat, sir? Czy brał pan to pod uwagę w czasie planowania?
Patrzyłem na niego spod przymrużonych powiek. Marvin nie najlepiej odczytywał ludzkie emocje, nie byłem więc pewien, czy zdawał sobie sprawę z mojego osłupienia.
– Powiedzmy wprost, cieszysz się, że to biedne stworzenie zostało rozerwane na strzępy?
– Naturalnie, pułkowniku Riggs. Kiedy pierwszy raz zdecydował się pan złamać pakt pomiędzy Centaurami i makrosami, byłem pewien, że popełnił pan błąd w obliczeniu czasu. Teraz widzę, że przemyślał to pan w każdym szczególe. Jak makrosy mają się zorientować, że ich układ z tabunem został zerwany, jeśli nie ma żadnych dowodów?
Podczas gdy mówił, poczułem, jak robi mi się gorąco. Zapomniałem o pakcie między makrosami i Centaurami. Każdy kopytny na powierzchni planety stanowiłby jego naruszenie, pozwalające makrosom zniszczyć satelity. Na szczęście nie było realnego powodu, by tak przypuszczać. My wprawdzie znajdowaliśmy się w stanie wojny z makrosami, ale to nie znaczyło, że Centaury stały się już buntownikami.
– Jestem pod wrażeniem pańskiej pewności takiego wyniku – kontynuował Marvin.
– Dlaczego uważasz, że byłem go pewien?
– Ponieważ nie założył pan żadnych systemów obronnych na samych satelitach. Makrosy w każdej chwili mogły użyć swoich rakiet, by je zniszczyć, a mimo to pan się tego nie obawiał. Czy chodziło o to, by wprowadzić je w błąd co do pana prawdziwych zamiarów?
Przez chwilę patrzyłem na niego, zanim wolno kiwnąłem głową. Teraz rozumiałem. Jeśli makrosy zorientowałyby się, że Centaury postawiły kopyta na planecie, cały układ był nieważny. Mogły bez problemu w każdej chwili zniszczyć satelity.
– Oczywiście – powiedziałem lekko drżącym głosem. – Dokładnie tego oczekiwałem. Po co dawać im wskazówki?
– Dobrze rozegrane, pułkowniku Riggs.