Odyssey One. Tom 5. Król wojowników. Evan Currie

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odyssey One. Tom 5. Król wojowników - Evan Currie страница 13

Odyssey One. Tom 5. Król wojowników - Evan Currie

Скачать книгу

Owszem, robię to. – Centrala w jakiś sposób krzywo się uśmiechnęła. Eric nie był pewien jak, zważywszy na brak szczególnych rysów twarzy.

      Po chwili jednak istota spoważniała.

      – Nie wiem, co ci powiedzieć. Czy moi ludzie ukrywają przed tobą informacje? Oczywiście nie celowo w twoim rozumieniu.

      – Co?! To absurd! Jak można coś ukryć niecelowo?

      – Na wiele sposobów – odparła istota. – Można zapomnieć, uznać coś za nieistotne lub uznać, że druga osoba o czymś już wie.

      Eric skupił się na ostatniej możliwości.

      – Że co wiemy?

      – Już słyszał pan tę odpowiedź, capitaine. – Centrala roześmiała się, równocześnie zmieniając akcent z całkowicie neutralnego na znajomy.

      – Muszę dowiedzieć się więcej… – powiedział Weston, ale poczuł, że świat wokół niego znów wiruje. Nagle dziwne poczucie ulotniło się, a ściany wahadłowca znowu były tylko ścianami wahadłowca.

      Odwrócił się nagle, usłyszawszy trzykrotne pukanie w pokrywę włazu.

      – Kapitanie, wszystko w porządku?

      – Tak, zaraz wychodzę – odpowiedział.

      Naprawdę nie wiedział, co myśleć o dwóch istotach, Centrali i Gai. Były czymś więcej niż ludzie, ale nie wydawało się, żeby korzystały szczególnie ze swojej potęgi. Oczywiście, równie dobrze mogły bez jego wiedzy pociągać za sznurki, ale miał poczucie, że tego nie robią.

      Centrala była analityczna, logiczna, chłodna i zdystansowana. Eric rozumiał, dlaczego Priminae mogli uznać tę istotę za komputer. Gaja była jednak dzika i gwałtowna. Bardziej przypominała siłę natury niż maszynę. Eric nie wiedział, czy Gaja przybrała sobie imię bogini Ziemi, czy sama ją zainspirowała. Obie te możliwości wydawały się równie prawdopodobne.

      Największy problem z nimi obiema był oczywisty i bardzo frustrujący.

      „Jak mam zachować jakikolwiek rodzaj bezpieczeństwa operacyjnego, gdy po wszechświecie krążą obce, czytające w myślach istoty?”

      Nie mógł też nikomu o tym powiedzieć. Choć wszechświat był pełen dziwów, mówienie o wszechobecnych istotach, które czytają w myślach i kształtują rzeczywistość, oznaczałoby zapewne zwolnienie ze służby z powodów medycznych. A dokładniej psychiatrycznych.

      „Kiedyś napiszę książkę. Ale musiałaby to być książka fantasy. Amatorzy science fiction nie kupią takich bzdur”.

      Eric westchnął, po czym otworzył właz i wyszedł z wahadłowca. Skinął głową na czekającego obok wartownika.

      – Wezwać wszystkich z powrotem – rozkazał. – Wyruszamy wcześniej.

      – Tak jest, sir!

      Okręt Sojuszu Ziemskiego „Odyseusz”

      Kroki nie niosły się echem po „Odyseuszu” w takim stopniu, jak niegdyś po „Odysei”. Ceramiczne pokłady i ściany dużo lepiej tłumiły dźwięk. Nadal jednak dobrze je było słychać w długich korytarzach, przynajmniej do czasu, gdy pogłos trafił na zakręt.

      Steph przystanął, usłyszawszy, że dźwięk przyspiesza. Odwrócił się i ujrzał podbiegającą ku niemu Millę.

      – Dobry wieczór. – Uśmiechnął się. – Myślałem, że zejdziesz na ląd.

      – Ranquil to nie mój dom – przypomniała z nutą smutku w głosie, która ostrzegła go przed wygłaszaniem dalszych uwag.

      Milla nie lubiła rozmawiać o swoim pochodzeniu, a Steph domyślał się dlaczego. Zbyt wielu straciło więcej niż tylko ziemię, wodę i powietrze podczas inwazji Drasinów, ale w utracie domu było zawsze coś przejmującego.

      – Ach – powiedział po chwili. – W takim razie co pochłania dziś twoją uwagę?

      – Chciałabym uzyskać… – Milla zmarszczyła brwi, szukając słów. – Licencję pilota, tak?

      – Tak… Myślałem, że zajmujesz się promami Priminae.

      – Nie mamy ich wielu na pokładzie – przypomniała mu.

      – Racja. Szukasz trenera czy egzaminatora?

      Praktycznie rzecz biorąc, mógł służyć pomocą w każdym z przypadków, ale zgodnie z przepisami nie wolno mu było występować jednocześnie w obu rolach.

      – Egzaminatora – odparła. – Od jakiegoś czasu się szkolę.

      – Naprawdę? – Steph był zaskoczony. Powinien był usłyszeć jakieś plotki na ten temat. – Zakładam, że dobrze ci idzie?

      – Wasze wahadłowce mają dość prymitywne układy sterowania – stwierdziła. – Ale w lataniu nimi jest coś… ekscytującego.

      Steph skinął głową. Kilkakrotnie latał z Priminae na ich promach, więc rozumiał, co Milla ma na myśli. Ich jednostki polegały w dużym stopniu na układach sterowanych przez komputery, dużo bardziej niż nawet najbardziej zautomatyzowane ziemskie wahadłowce. Ich technologia pozwalała na bardzo precyzyjne loty, ale nie dawała tego dreszczyku emocji, który zapewniała ręka zaciśnięta na wolancie.

      Sterowanie komputerowe było bardziej niż imponujące w przypadku wielu rodzajów manewrów, ale nie równało się z intuicją najlepszych pilotów. Tego typu systemy były też dość przewidywalne dla przeciwnika, jeśli miał dość danych, aby rozpoznać wzorzec.

      – Kiedy będziesz gotowa na test? – spytał.

      – Już niedługo. Potrzebuję jeszcze kilku godzin w kokpicie.

      – Dobra, daj mi znać, a znajdę trochę czasu i dostaniesz swoją licencję.

      – Dziękuję, Stephane – odparła z wdzięcznością. – Nie mogę się doczekać.

      – Ja również.

      ***

      Miriam Heath przejrzała telemetrię orbitalną ze swojego stanowiska na pokładzie dowodzenia „Odyseusza” i pozwoliła sobie skinąć głową z zadowoleniem.

      Przed inwazją Drasinów jej specjalizacją była analiza astrometryczna, zwłaszcza anomalii w głębokiej przestrzeni kosmicznej. Po dekadzie badań nad największymi tajemnicami kosmosu, od czarnych dziur po wybuchy promieni gamma, nawigowanie okrętem kosmicznym było czymś niemal nudnym.

      Niemal.

      Jak większość ludzi zajmujących się nauką o kosmosie, dorastała, marząc o pozaziemskich przestworzach. W szkole desperacko pragnęła dostać się

Скачать книгу