Odyssey One. Tom 5. Król wojowników. Evan Currie
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Odyssey One. Tom 5. Król wojowników - Evan Currie страница 12
– Myślałam zawsze, że szalę przeważyły działania takich grup jak eskadra Archaniołów. – LaFontaine zamyśliła się, wspominając historie o wojnie, które słyszała.
– Zmieniliśmy wynik paru bitew – przyznał Eric. – Japonia była tu kluczowa, ale byliśmy bardziej zabiegiem propagandowym niż rzeczywiście miażdżąco skutecznym oddziałem bojowym. Wojnę prowadziło się przede wszystkim na ziemi, w błocie i krwi. Wygrywaliśmy bitwy, ale naszym największym sukcesem było to, że inspirowaliśmy ludzi, którzy wygrali wojnę, patrząc w niebo zamiast w błoto.
LaFontaine odchyliła się nieco w fotelu, zaskoczona tym stwierdzeniem. Nigdy nie słyszała, aby ktoś w taki sposób mówił o słynnej eskadrze myśliwców. Ale chociaż widziała wywiady z nimi, to nigdy wcześniej nie pomyślała, żeby osobiście spytać Erica Westona, co sprawiło, że Konfederacja wygrała tę wojnę.
„Dziwne” – pomyślała LaFontaine. Odpowiedź Erica była sprzeczna z powszechnym poglądem, że Konfederacja pokonała Blok dzięki innowacyjności i bardziej zaawansowanemu uzbrojeniu.
– To bardzo ciekawe i chętnie porozmawiałabym na ten temat dłużej. Pański punkt widzenia jest fascynujący, ale niestety, musimy wrócić do tu i teraz – powiedziała z żalem. – Spędził pan nieco czasu z admirałem Tannerem. Czy robił jakieś… podchody?
Eric uśmiechnął się.
– Rada nie jest zbyt subtelna, co?
– Zdecydowanie nie – odparła LaFontaine z wyczuwalnym zmęczeniem w głosie. – Myślą, że coś przed nimi ukrywam, ale sama nie do końca wiem, co to miałoby być.
– Sami coś ukrywają. Może to nawet coś, czego i tak nie uznalibyśmy za ważne. Ale coś ukrywają.
– Zgoda. Choć jestem skłonna uznać, że to może być coś ważnego. Tajemnicą pozostaje tylko kwestia, jak ważnego.
– Niełatwo ich rozszyfrować – przyznał Weston. – Miałem do czynienia z kulturami z różnych stron Ziemi, niektóre szanowałem o wiele mniej niż Priminae, ale żadnej nie było mi tak trudno zrozumieć.
– Mam podobne doświadczenia. A ponieważ wiemy, że coś ukrywają, mam nadzieję, że użyje pan swojej tutejszej reputacji i kontaktów, aby dowiedzieć się, co to może być.
Eric skinął głową.
– Tak zrobię. Cokolwiek to jest, może mieć wpływ na moją misję i bezpieczeństwo Ziemi, więc uczynię, co w mojej mocy.
– Dziękuję. Ambasada w większości kwestii działa bardzo dobrze – powiedziała LaFontaine. – Niestety, nasze wydziały wywiadu i analizy informacji niemal dosłownie rwą sobie włosy z głowy.
Eric odparł z uśmiechem:
– Szczerze mówiąc, pani ambasador, nawet mnie to bawi.
– Może dla pana to zabawne, ale to nie żart – odparła sztywno dyplomatka. – Od ich pracy zależeć może życie wielu ludzi.
Weston uniósł dłonie na znak kapitulacji.
– Przyjąłem i zrozumiałem. Zobaczę, czego uda mi się dowiedzieć.
Na chwilę przyszpiliła go wzrokiem, po czym nieco się rozluźniła.
– Dobrze. Załatwiliśmy już większość papierkowej roboty związanej z pańską wizytą, więc nie mamy wiele do zrobienia.
Eric potrafił poznać, kiedy się go wygania, więc wstał.
– W takim razie do zobaczenia. Dam znać, gdy czegoś się dowiem.
– Powodzenia, kapitanie.
***
Eric wiedział, że istniało tylko jedno źródło informacji, od którego mógłby dowiedzieć się, co właściwie ukrywają Priminae. Niestety, szanse na rozmowę z tym źródłem wynosiły co najwyżej pięćdziesiąt procent. Mimo wszystko postanowił spróbować.
„Gdyby tylko Centrala miała numer telefonu…”
Ta nieznośnie tajemnicza istota, czasami zwana „komputerem”, zarządzająca codziennymi sprawami Ranquil, była szansą, by Weston się czegoś dowiedział. Prawdopodobnie czegoś zagadkowego i nie do końca jasnego, ale to zawsze byłoby coś.
Niestety, w grę nie wchodziło poproszenie Priminae o dostęp do pomieszczenia, w którym korzystali z Centrali. Po pierwsze, uznaliby wtedy, że coś kombinuje, czego wolał uniknąć, bo… rzeczywiście coś kombinował. A co więcej, sama Centrala nie była szczególnie zainteresowana informowaniem innych o tym, skąd się właściwie wzięła.
Eric wrócił do wahadłowca, mijając po drodze dwóch stojących na warcie marines. Sprawdził, czy obecnie nie ma tam pilota, po czym zamknął drzwi przed wszystkimi niższymi od niego stopniem.
Centrala była, a raczej wydawało się, że jest czymś więcej niż tylko komputerem. Weston nie uważał się za eksperta w tej kwestii, ale to, jak istota sama się opisywała, oraz jego spotkanie z bardzo podobnym zjawiskiem na Ziemi mówiły mu, że ma do czynienia z czymś więcej niż maszyną.
– Owszem.
Świat wokół niego zakręcił się w znany mu już sposób. Eric rozejrzał się po wnętrzu wahadłowca z dziwnym poczuciem, że coś uległo zmianie, choć nie był w stanie stwierdzić co.
– To cholernie irytujące – mruknął, skupiając się na humanoidalnej postaci, która pojawiła się przed nim.
Centrala wydawała się normalną istotą ludzką, tyle że, gdy tylko Eric odwracał od niej wzrok, przestawał pamiętać cokolwiek z rysów jej twarzy. Mimo wszystko wiedział, że jakieś musiała posiadać, bo inaczej byłoby to jeszcze dziwniejsze. Cóż, miał już trochę dość użerania się z tymi dziwacznymi stworami.
– Stworami, naprawdę? – Centrala wydawała się lekko urażona. – To niezbyt grzeczne.
– Podobnie jak czytanie w myślach – odbił piłeczkę Weston.
– Mówiłem ci już, że to nie jest coś, przed czym mogę się powstrzymać. – Centrala machnęła ręką. – Twoje myśli są moimi myślami, zupełnie jakbym sam je pomyślał. Swoją drogą, zdecydowanie MUSISZ przekazać moje pozdrowienia swojej Gai.
Eric przewrócił oczami, wiedząc, że dosłownie musiał. Gdy tylko wróci na Ziemię, nie będzie miał innego wyboru. Jego myśli zostaną od razu odczytane przez Gaję.
– Nie odczytane – poprawiła Centrala. – Doświadczone.
– To wcale nie lepiej – odparł oschle Eric. – Słuchaj,