Wesele. Stanisław Wyspiański
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wesele - Stanisław Wyspiański страница 2
DZIENNIKARZ
A to czytaj, kto ciekawy; —
wiecie choć, gdzie Chiny leżą
CZEPIEC
No daleko, kajsi gdzieś daleko;
a panowie to nijak nie wiedzą,
że chłop chłopskim rozumem trafi,
choćby było i daleko.
A i my tu cytomy gazety
i syćko wiemy
DZIENNIKARZ
A po co – ?
CZEPIEC
Sami się do światu garniemy
DZIENNIKARZ
Ja myślę, że na waszej parafii
świat dla was aż dosyć szeroki
CZEPIEC
A tu ano i u nas bywają,
co byli aże dwa roki
w Japonii; jak była wojna
DZIENNIKARZ
ale tu wieś spokojna, —
niech na całym świecie wojna,
byle polska wieś zaciszna,
byle polska wieś spokojna
CZEPIEC
Pon się boją we wsi ruchu,
Pon nos obśmiwajom w duchu. —
A jak my, to my się rwiemy
ino do jakiej bijacki.
Z takich jak my był Głowacki.
A jak myślę, że panowie
duza by już mogli mieć,
ino oni nie chcom chcieć!
SCENA 2. DZIENNIKARZ, ZOSIA
DZIENNIKARZ
Pani to taki kozaczek:
jak zesiądzie z konika, jest smutny,
ZOSIA
A pan zawsze bałamutny
DZIENNIKARZ
to nie komplement, to czuję
i tego bynajmniej nie tłumię
ZOSIA
Dobrze, że przynajmniej pan umie
zmiarkować kiedy uczucie
a kiedy salonowa zabawka, —
ale w tym razie
DZIENNIKARZ
to sprawka
pani wdzięku, pani jest bardzo miła,
pani tak główkę schyliła
ZOSIA
Prawda? tak jakbym się dziwiła,
że mnie tyle honoru spotyka,
pan redaktor dużego dziennika
przypatruje się i oczy przymyka
na mnie, jako na obrazek
DZIENNIKARZ
A obrazek malowny, bez skazek,
farby świeże, naturalne,
rysunek ogromnie prawdziwy,
wszystko aż do ram idealne
ZOSIA
widzę, znawca osobliwy
DZIENNIKARZ
I czemuż pani się gniewa
ZOSIA
że pan jak Lohengrin śpiewa
nademną, jak nad łabędziem,
że my dla siebie nie będziem
i pocóż tyle śpiewności?
DZIENNIKARZ
oto tak, tak z rozlewności
towarzyskiej.
SCENA 3. RADCZYNI, HANECZKA, ZOSIA
HANECZKA
ach cioteczko, ciotusieńko!
RADCZYNI
co serdeńko?
HANECZKA
tamci tańczą, my stoimy;
chcemy tańczyć także i my
RADCZYNI
Może który z panów zechce
ZOSIA
z nikim z panów tańczyć nie chce
RADCZYNI
potańcujcie trochę same
ZOSIA
mybyśmy chciały z drużbami,
z tymi, co pawiemi piórami
zamiatają pułap izby
RADCZYNI
poszłybyście tam do ciżby
HANECZKA
to tak miło, miło w ścisku
RADCZYNI
Oni się tam gniotą, tłoczą
i ni ztąd, ni zowąd naraz
trzask, prask, biją się po pysku
to nie dla was
ZOSIA
My wrócimy zaraz
RADCZYNI
Cóżeś ty tak dziś wesoła
odgarnij se włosy z czoła.
ZOSIA
Raz dokoła, raz dokoła
HANECZKA
Ciotusieńka zła okropnie,
zła okrótnie, – a przelotnie, —
zaraz buzie pocałuję
RADCZYNI
Hanka zawsze swego dopnie, —
niech się panna wytańcuje
SCENA 4. RADCZYNI, KLIMINA
KLIMINA
Pochwalony, dobry wieczór państwu
RADCZYNI
Pochwalony, – gospodyni
KLIMINA
tu wsiosko od maleńkości, Klimina,
po wójcie wdowa
RADCZYNI
Radczyni
jestem