Koma. Aleksander Sowa

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Koma - Aleksander Sowa страница 12

Koma - Aleksander Sowa

Скачать книгу

Czyli twierdzi pan, że pana książka to literatura, a nie zapis zbrodni?

      – Oczywiście.

      – Czysta fikcja?

      – Panie redaktorze, Mario Vargas Llosa powiedział kiedyś, że fikcja jest kłamstwem skrywającym głęboką prawdę.

      – Nie pomaga mi pan – komentuje dziennikarz z niepewnym uśmiechem.

      – Autor nie wybiera tematów. One wybierają autora.

      – Tak pan uważa?

      – Morderstwo jest tylko jednym z wątków tej książki. Przeczytam panu fragmenty, które mnie pogrążyły.

      – Proszę.

      – „Wyciągnąłem spod łóżka sznur, jak wyciąga się obraz-kową historyjkę dla dzieci, by uśpić je bredniami o tym, co za lasem i za górami. Zacząłem rozwijać fabułę sznura i dla uczynienia jej bardziej interesującą wiązałem pętlę. Zajęło mi to dwa miliony lat, w ciągu których dane mi było przemyśleć sześćdziesiąt tysięcy scenariuszy zbrodni. Papieros poparzył mi usta. Wtedy zarzuciłem pętlę na jej szyję”. I dalej: „Zacisnąłem z całej siły pętlę. Przytrzymując wierzgającą Mary jedną ręką, drugą wbiłem jej nóż powyżej lewej piersi” – Laba przerywa na chwilę, by nabrać powietrza w płuca.

      – Dlaczego to mi pan czyta?

      Laba jest opanowany, a na jego twarzy nie drga ani nawet jeden mięsień. Zupełnie jak w filmowych relacjach z procesu, które przyczyniły się do tego, że opisywano go jako szczególnie okrutnego mordercę – myśli dziennikarz.

      – Proszę zwrócić uwagę, ofiara mojego fikcyjnego boha-tera to nie mężczyzna, ale kobieta. Motywem nie jest zazdrość, ale narzędzie zbrodni. Owszem, zostaje sprzedane na aukcji, ale proszę posłuchać dokładnie – mówi, znów odwracając kartki feralnej książki. „Za siedmioma lasami, za siedmioma górami porzucam sznur odcięty od szyi Mary. Japoński nóż sprzedaję na internetowej aukcji”.

      – Sznur.

      – Tak, sznur – potwierdza Laba. – W realnym świecie to telefon ofiary trafia na aukcję.

      – Podobno śledczy znaleźli również dowody, że planował pan zabicie Jankowskiego. – Dziennikarz nie daje się wciągnąć w grę pisarza.

      – Ładnie to pan ujął. Już panu wyjaśniam. Chodzi o jedną linijkę. Jedno zdanie. Zresztą przeczytam raz jeszcze: „dane mi było przemyśleć sześćdziesiąt tysięcy scenariuszy zbrodni”. Już pan pojmuje?

      – To o to ma chodzić?

      – A o co? Jest mowa o planowaniu?

      – Raczej o myśleniu.

      – Racja – przyznaje pisarz. – Ale w czasie przeszukiwania mojego pokoju u rodziców policjanci znaleźli… Jak oni to ujęli? – zastanawia się chwilę, po czym dodaje: – Znaleźli informacje na temat ofiary. Potem dodali to zdanie i już mieli poszlakę wskazującą, że planowałem zbrodnię. A ziarno do ziarna… Rozumiem pan?

      – No a ciało?

      – Owszem, zostaje wrzucone do rzeki, ale tylko w rzeczywistości. W książce narrator zastanawia się jedynie, co z nim zrobić. Nie będę gołosłowny. Już panu czytam: „Co ja teraz zrobię? Jak mam wyprosić cię z mojego domu? Porąbać cię i schować w pustej zamrażalce? Wynosić na raty? Fragmentami dokarmiać bezdomne psy, spalić, wrzucić do rzeki, zakopać, zjeść…”.

      – Chce pan powiedzieć, że pana bohater tylko zastanawia się nad możliwością wrzucenia zwłok do rzeki?

      – A dla pana jest inaczej?

      – Proszę mówić dalej.

      – Nie zastanawia pana, że nikt – dodaje pisarz – nie zwrócił na to uwagi? Nikt też, nikt – podkreśla – nie zarzucił mi plagiatów Wittgensteina, Defoe, Rotha albo Millera? Przecież moja powieść jest pełna odniesień do ich utworów i poglądów. A nikt nie zarzucił mi tego ani nawet inspirowania się nimi. Tylko morderstwo.

      – Dlaczego to pominęli?

      – Bo policjanci, którzy tę sprawę powadzili, to banda nie-uków, niemająca najmniejszego pojęcia o literaturze. Żaden z nich nie wie nawet, czym jest powieść postmodernistyczna. Nazywają to, co robią, systemem, ale dla mnie to shitstem.

      – Tak pan uważa?

      – Tak. Uznali, że skoro utwór jest napisany w narracji pierwszoosobowej, to istnieje związek między autorem powieści a jej bohaterem. Że prowadzę z nimi grę. Co za prostactwo! Humbert Humbert w Lolicie też łapał motyle, a jakoś Nabokov nie poszedł siedzieć za związek z nimfetką.

      – Ale był o pedofilię oskarżany.

      – Literacko, owszem, ale nie w życiu. Bo nie było dowodów. Tak samo jak nie ma żadnych dowodów, że zabiłem Jankowskiego.

      – Biegli orzekli, że istnieje związek pana osobowości z charakterystyką postaci Dereka.

      – A czy to coś złego, że autor portretuje w swojej powieści część siebie? Dlaczego nie powołano biegłych, historyków literatury chociażby, którzy wypowiedzieliby się, w ilu utworach literackich pojawia się alter ego autorów.

      – Dlaczego więc?

      – Nikt tego nie zrobił, bo to nie pasowało do układanki. Łatwiej było uznać sądowi, że pisarz opisał zbrodnię, a policji, że sprawcą będzie właśnie ten pisarz, skoro nic nie wskazuje na kogoś innego. Mało twórców pisze o zbrodniach? Dlaczego nie idą za to siedzieć? Taka jest prawda o mojej książce w tej sprawie. Wsadzili mnie, bo tego chcieli, bo mieli w tym interes. A ja im pasowałem.

      12.

      – Z tego, co wiem, aresztowaliście Labę dwukrotnie?

      – Tak było – odpowiada policjant. – Pierwszy raz chwilę po tym, jak odkryliśmy, że sprzedał telefon ofiary. Dokładnie we wrześniu dwa tysiące piątego roku.

      – To prawda, że złożył doniesienie do prokuratury, kiedy go wypuściliście?

      – Owszem, ale prokurator nie dopatrzył się uchybień w naszej pracy. Niestety sąd odmówił tymczasowego aresztowania Laby.

      – Dlaczego?

      – Laba nie przyznał się do zamordowania Jankowskiego. Twierdził nawet, że nie zna tego człowieka.

      – Przecież ustaliliście, że miał telefon należący do ofiary zabójstwa?

      – Dla sądu to było za mało. Co najwyżej można go było oskarżyć o kradzież, ewentualnie paserstwo.

      – To rzeczywiście chyba za mało.

      – Nie do końca. Panie redaktorze, każdy morderca, który zabija z premedytacją, zostawia

Скачать книгу