Dobra córka. Karin Slaughter

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dobra córka - Karin Slaughter страница 12

Dobra córka - Karin  Slaughter

Скачать книгу

nowym dźwiękiem atmosfera gęstniała, jakby szkoła szykowała się na poranny szturm. Charlie rzuciła okiem na wielki zegar na ścianie. Jeśli nic się nie zmieniło w harmonogramie zajęć, pierwszy dzwonek miał rozbrzmieć niedługo. Uczniowie, którzy wcześnie zostali przywiezieni do szkoły i czekają na lekcje w stołówce, za chwilę wypełnią korytarze.

      Charlie należała do tej grupy uczniów. Przez długi czas, gdy tylko pomyślała o tacie, widziała go z łokciem wystającym z okna chevroleta chevette i zapalonym papierosem w palcach, gdy wyjeżdżał ze szkolnego parkingu.

      Przystanęła.

      Numery sal w końcu przykuły jej uwagę. Natychmiast zorientowała się, gdzie jest. Dotknęła czubkami palców zamkniętych drewnianych drzwi. Sala numer trzy. Jej bezpieczna przystań. Pani Beavers odeszła na emeryturę dawno temu, ale w uszach Charlie nadal brzmiały jej słowa:

      – Zabiorą ci kozę tylko wtedy, kiedy pokażesz im, gdzie trzymasz siano.

      Charlie nadal nie była pewna ich sensu. Domyślała się, że mają związek z klanem Culpepperów, którego przedstawiciele niestrudzenie ją prześladowali, kiedy w końcu wróciła do szkoły.

      A może Etta Beavers, nauczycielka, która trenowała dziewczęcą drużynę koszykówki, dobrze wiedziała, jak to jest być obiektem szyderstw i drwin.

      Nie było nikogo, kto mógłby poradzić Charlie, jak zachować się w obecnej chwili. Pierwszy raz od czasów nauki w college’u pozwoliła sobie na jednorazową przygodę. Nie należała do kobiet, które lubią wdawać się w takie historie. Nie chodziła do barów. Nie nadużywała alkoholu. Nie popełniała niewybaczalnych pomyłek. Przynajmniej do niedawna.

      Jej życie zaczęło się sypać w sierpniu zeszłego roku. Spędzała wtedy całe dnie, popełniając błąd za błędem, i jak widać, w maju tego roku nic się nie zmieniło. Błędy popełniała jeszcze przed wstaniem z łóżka. Tego ranka leżała wpatrzona w sufit i wmawiała sobie, że to, co zaszło w nocy, wcale się nie wydarzyło, gdy z torebki dobiegł ją dźwięk telefonu. Nieznany dźwięk.

      Odebrała, ponieważ zawinięcie aparatu w folię aluminiową, wyrzucenie go do śmietnika za biurem i kupienie nowego telefonu, do którego przerzuciłaby zawartość kopii zapasowej, nie przyszło jej do głowy aż do chwili, w której rzuciła „halo” do słuchawki.

      Krótka rozmowa przebiegła tak, jak można się tego było spodziewać po dwojgu obcych sobie ludziach:

      – Dzień dobry, nieznajoma. Na pewno zapytałem cię o imię, ale go nie pamiętam. Chyba mam twój telefon.

      Charlie zaproponowała spotkanie w miejscu pracy nieznajomego. Nie chciała, żeby dowiedział się, gdzie mieszka, gdzie pracuje ani jakim autem jeździ. Patrząc na jego furgonetkę i pięknie wyrzeźbione ciało, przypuszczała, że ma do czynienia z mechanikiem albo farmerem. Kiedy powiedział, że jest nauczycielem, natychmiast pomyślała o Stowarzyszeniu Umarłych Poetów. A kiedy uściślił, że uczy w gimnazjum, natychmiast zrodziło się w niej podejrzenie, że ma do czynienia z pedofilem.

      – Tutaj. – Mężczyzna stał w otwartych drzwiach na drugim końcu długiego korytarza.

      W tej samej chwili rozjarzyły się wiszące pod sufitem świetlówki, zalewając Charlie snopem najbardziej niekorzystnego światła. Natychmiast pożałowała wyboru stroju: złachanych dżinsów i spłowiałej bawełnianej koszulki z długim rękawem z logo kobiecej drużyny koszykówki Duke Blue Devils.

      – Boże – mruknęła pod nosem. Mężczyzna na drugim końcu korytarza nie miał tego problemu.

      Pan Nie-Pamiętam-Twojego-Imienia wyglądał jeszcze lepiej, niż go zapamiętała. Rozpinana koszula i spodnie khaki nie były w stanie ukryć faktu, że ma prawdziwe mięśnie tam, gdzie zwykle u mężczyzn po czterdziestce znajduje się mięsień piwny. Jego broda była czymś więcej niż popołudniowym zarostem. Siwizna na skroniach dodawała tajemniczości. Nawet z końca korytarza Charlie wyraźnie widziała dołek w brodzie.

      Z takimi facetami się nie umawiała. Wręcz przeciwnie, mężczyzn tego typu programowo unikała. Wydawał się zbyt nieprzystępny, zbyt silny, zbyt trudny do rozszyfrowania. Obcowanie z kimś takim przypominało zabawę naładowaną bronią.

      – To ja. – Wskazał tablicę ogłoszeniową pod swoją salą.

      Na białym pergaminie widniały małe odciski dłoni. Wycięte z papieru litery układały się w napis PAN HUCKLEBERRY.

      – Huckleberry? – zapytała Charlie.

      – Tak naprawdę to Huckabee. – Wyciągnął do niej rękę. – Huck.

      Charlie uścisnęła mu dłoń. Za późno zorientowała się, że Huck wyciągnął rękę po iPhone’a.

      – Przepraszam. – Podała mu telefon.

      Posłał jej krzywy uśmiech, który pewnie przyprawiał jego uczennice o szybsze bicie serca.

      – Twój jest tutaj.

      Charlie weszła za nim do klasy. Na ścianach wisiały mapy, co miało sens, ponieważ wyglądało na to, że Huck jest nauczycielem historii. O ile wierzyć w napis głoszący, że PAN HUCKLEBERRY UWIELBIA HISTORIĘ ŚWIATA.

      – Może nie pamiętam wszystkiego z ostatniej nocy, ale mówiłeś chyba, że służysz w piechocie morskiej?

      – Już nie, ale to brzmi lepiej niż nauczyciel w gimnazjum – skwitował autoironicznie. – Zaciągnąłem się jako siedemnastolatek, przeszedłem na emeryturę sześć lat temu. – Oparł się o biurko. – Szukałem sposobu, żeby służyć dalej, skorzystałem z możliwości darmowej edukacji dla byłych żołnierzy i tak wylądowałem tutaj.

      – Założę się, że na walentynki dostajesz furę kartek ze śladami łez. – Charlie oblewałaby historię codziennie, gdyby jej nauczyciel wyglądał jak pan Huckleberry.

      – Masz dzieci? – zapytał.

      – Nic mi o tym nie wiadomo – odparła, ale nie zadała tego samego pytania. Zakładała, że mężczyzna mający dzieci nie używałby zdjęcia psa jako wygaszacza ekranu. – Jesteś żonaty?

      – Nie pasował mi ten stan – odparł, potrząsając głową.

      – Mnie tak. Od dziewięciu miesięcy jestem w oficjalnej separacji – wyjaśniła Charlie.

      – Zdradziłaś go?

      – Można by tak sądzić, ale nie. – Przesunęła palcem po książkach stojących na półce przy biurku. Homer. Eurypides. Wolter. Brontë. – Nie wyglądasz na wielbiciela Wichrowych wzgórz – zauważyła.

      – W furgonetce nie pogadaliśmy sobie za wiele – odparł z uśmieszkiem.

      Charlie chciała odwzajemnić ten uśmiech, ale żal wygrał. Kąciki ust jej opadły. Pod pewnymi względami te flirciarskie przekomarzanki były większym grzechem niż fizyczny akt seksualny. Przekomarzała się ze swoim mężem. Mężowi zadawała niedorzeczne pytania.

      A wczoraj

Скачать книгу