Dobra córka. Karin Slaughter
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dobra córka - Karin Slaughter страница 13
– Piechota morska – ciągnęła Charlie. – Byłeś w Navy SEALS?
– Żołnierz piechoty morskiej może być komandosem, ale nie każdy komandos służy w piechocie morskiej.
Charlie już miała zwrócić mu uwagę, że nie odpowiedział na jej pytanie, ale Huck ją uprzedził:
– Twój telefon dzwonił w nocy.
Serce podeszło jej do gardła.
– Nie odebrałeś?
– Nie. Bardziej mnie bawi rozszyfrowywanie cię po identyfikatorach dzwoniącego. – Oparł się całym ciężarem o biurko. – B2 zadzwonił około piątej rano. Przypuszczam, że to twój diler ze sklepiku z suplementami.
Serce Charlie znowu załomotało.
– To Ryboflawina, mój instruktor spinningu.
Huck zmrużył oczy, ale nie drążył dalej.
– Piętnaście po piątej dzwonił niejaki Tatko. Brak czułego słówka przed tą ksywką każe przypuszczać, że to naprawdę twój ojciec.
Skinęła głową, chociaż w głowie słyszała głos mamy obruszającej się na dźwięk słowa „ksywka”.
– Inne wskazówki?
Huck udał, że gładzi długą brodę.
– Od mniej więcej wpół do szóstej zaczęły się telefony z więzienia okręgowego. Co najmniej sześć, w pięciominutowych odstępach.
– Rozszyfrowałaś mnie, Nancy Drew. – Charlie uniosła ręce w geście poddania. – Jestem dilerką. Paru moich kurierów wpadło w weekend z towarem.
– Jeszcze trochę, a ci uwierzę – zaśmiał się.
– Jestem adwokatką – przyznała w końcu. – Zwykle ludzie lepiej reagują na dilerkę.
Huck przestał się śmiać. Znowu zmrużył oczy, ale rozbawienie uleciało.
– Jak się nazywasz?
– Charlie Quinn. – Była gotowa przysiąc, że drgnął na brzmienie jej nazwiska. – To dla ciebie jakiś problem? – zapytała zaczepnie.
Zacisnął szczęki tak mocno, że grdyka stała się bardziej widoczna.
– Na karcie kredytowej jest inne nazwisko.
Charlie milczała przez chwilę. W tym stwierdzeniu było wiele nieścisłości.
– To moje nazwisko po mężu. Dlaczego oglądałeś moją kartę?
– Nie oglądałem. Rzuciłem na nią okiem, kiedy położyłaś ją na barze. – Wstał zza biurka. – Muszę przygotować się do lekcji.
– Chodzi o to, co powiedziałam? – Charlie próbowała obrócić to w żart, ponieważ oczywiście poszło o jej słowa. – Wszyscy nienawidzą prawników, póki sami ich nie potrzebują.
– Dorastałem w Pikeville.
– To nie jest wyjaśnienie.
Huck otwierał i zamykał szuflady biurka.
– Zaraz będzie dzwonek. Muszę się przygotować.
Charlie skrzyżowała ramiona. Nie pierwszy raz odbywała tego typu rozmowę z długoletnimi mieszkańcami Pikeville.
– Są dwa powody, dla których tak się zachowujesz.
Huck zignorował tę uwagę. Otworzył i zamknął kolejną szufladę.
Charlie podniosła jeden palec.
– Albo nienawidzisz mojego ojca, co mnie nie dziwi, bo wielu ludzi go nienawidzi, albo… – Podniosła drugi palec, żeby wymienić bardziej prawdopodobny powód, przez który dwadzieścia osiem lat temu jej życie po powrocie do szkoły stało się nie do zniesienia, a w mieście nadal ścigały ją nienawistne spojrzenia ludzi wspierających endogamiczny klan Culpepperów. – Albo uważasz mnie za zepsutą sukę, która pomogła wrobić Zachariaha Culpeppera i jego niewinnego młodszego braciszka, żeby mój tata położył łapę na polisie ubezpieczeniowej tych gości i ich zasranej przyczepie. Czego, nawiasem mówiąc, nigdy nie zrobił. Mógł podać ich do sądu za dwadzieścia kawałków, jakie mu wisieli, ale tego nie zrobił. Nie mówiąc już o tym, że mogłam wskazać te ścierwa z zamkniętymi oczami.
Huck kręcił głową, zanim skończyła.
– Nie chodzi o to.
– Naprawdę? – Kiedy powiedział, że dorastał w Pikeville, Charlie od razu przypięła mu łatkę zwolennika Culpepperów.
Z drugiej strony widziała służących w marynarce ludzi, którzy nienawidzili takich jak Rusty, dopóki nie wpadli za nadmiar oksykodonu albo dziwek. Jak mawiał Rusty, demokrata to republikanin, który przeszedł przez tryby systemu wymiaru sprawiedliwości.
– Kocham tatę, ale nie zajmuję się tego typu prawem jak on. Połowa moich klientów to nieletni, druga połowa to narkomani. Pracuję z głupimi ludźmi, którzy robią głupie rzeczy i potrzebują adwokata, żeby powstrzymał prokuratora przed stawianiem im zbyt poważnych zarzutów. – Charlie wzruszyła ramionami i uniosła lekko ręce. – Po prostu wyrównuję szanse.
Huck spiorunował ją wzrokiem. W jednej chwili jego złość przeszła we wściekłość.
– Wyjdź stąd. Natychmiast.
Twardy ton jego głosu sprawił, że cofnęła się o krok. Nikt nie wiedział, gdzie ona jest, a pan Huckleberry mógł skręcić jej kark jedną ręką.
– Dobrze. – Porwała telefon z biurka i ruszyła ku drzwiom. Wbrew rozsądkowi, który mówił jej, żeby ugryzła się w język i wyszła, okręciła się na pięcie i zapytała: – Co mój ojciec ci zrobił?
Huck nie odpowiedział. Siedział za biurkiem z głową nad stosem papierów, z czerwonym długopisem w dłoni.
Charlie czekała.
Huck bębnił długopisem w blat, co było jawnym, choć niewerbalnym nakazem wyjścia.
Charlie już miała mu powiedzieć, gdzie może sobie wsadzić ten długopis, gdy nagle usłyszała z korytarza donośny trzask.
Po nim nastąpiły jeszcze trzy, jeden po drugim.
To nie był dźwięk strzelającego gaźnika samochodu.
To nie były fajerwerki.
Ktoś, kto był naocznym świadkiem strzelania do człowieka z broni palnej, nigdy nie pomyli odgłosu wystrzału z niczym innym.
Nagle znalazła się na podłodze. Huck rzucił ją za szafę na dokumenty i nakrył swoim