Przedsmak zła. Alex Kava
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Przedsmak zła - Alex Kava страница 5
– Powiedziałem: porzucona, a nie zabłąkana.
– Jaka to różnica? – spytał Turner.
– Zabłąkana sugeruje, że była tam sama i zgubiła drogę. Porzucona zaś, że ktoś ją zostawił na tym pustkowiu. – Wenhoff odstawił miskę na blat i wrócił do ciała. – Sama sobie tego nie zrobiła.
Pociągnął w dół płótno, które zasłaniało dolną połowę ciała. Maggie od razu wiedziała, co koroner miał na myśli. Lewa łydka została przestrzelona strzałą, jej część wciąż tkwiła w ciele.
Turner cicho gwizdnął.
– Wiedziałem, że powinienem był przeczytać cały raport szeryfa.
– Ktoś ją postrzelił strzałą z łuku? – Maggie nachyliła się, by przyjrzeć się z bliska.
– Bełtem z kuszy – sprecyzował Wenhoff. – To tylko moje spekulacje, ale uważam, że do tego potrzebna była broń o dużej prędkości i sile działania. W tamtych okolicach poluje sporo myśliwych z kuszą, ale te strzały z włókna węglowego? Trudno je złamać, mogą poranić człowiekowi ręce. – Wskazał dłonie denatki pokryte drobnymi skaleczeniami.
– Przynajmniej wiedziała, żeby jej nie wyciągać – zauważył Turner.
– Wygląda na to, że rana wokół strzały zaczęła się goić – powiedziała Maggie, uważnie się przyglądając. – Dlatego sądzi pan, że porzucona w lesie spędziła tam kilka dni.
– Zgadza się.
– Skoro wielu myśliwych używa kuszy, skąd pewność, że to nie był wypadek? – spytał Turner.
Wenhoff pokręcił głową i nieco sfrustrowany spojrzał na agentów.
– Bo wypadek tego nie tłumaczy. – Chwycił płótno załamane na wysokości stopy ofiary i ściągnął je do końca.
W lewej stopie brakowało dużego palca. Został odcięty.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Hrabstwo Warren, Wirginia
Ze swojej kryjówki na gruntowej drodze Stucky widział, jak czarna furgonetka wjechała na długi kręty podjazd po drugiej stronie zakrętu. Policjant najwyraźniej znał jej cel, bo się nie śpieszył. Prawdę mówiąc, od chwili, gdy Stucky zaparkował, minęło dobre dziesięć minut, nim pojawił się radiowóz, który zatrzymał się tuż obok podjazdu.
Przez drzewa Stucky widział podwójnej szerokości przyczepę mieszkalną i budynki gospodarcze. Odsunął na bok małą przenośną lodówkę i wziął worek leżący na podłodze po stronie pasażera. Nie zdejmując wzroku z radiowozu ani przyczepy, sięgnął w głąb worka w poszukiwaniu lornetki. Furgonetka stała obok brudnego jasnobrązowego suva na podwórzu od frontu. Na sznurku niczym jasne żagle na wietrze trzepotała pościel. Okna przyczepy były zasłonięte, więc nic przez nie nie widział.
Dupek parkował na poboczu asfaltowej drogi jakieś pięć, sześć metrów od początku podjazdu. Stucky zastanawiał się, co takiego nabroili właściciele czarnego pikapu, że ściągnęli tu gliniarza. I dlaczego aż tak go zirytowali.
Zerknął na zegarek. Susan R. Fuller nigdzie się nie wybierała, nawet jeśli się obudziła. Uruchomił silnik i powoli cofał się polną drogą, starając się jechać po śladach kół. Nie chciał utknąć w błocie na tym pustkowiu. Z jednej strony drogi rósł rząd drzew, z drugiej gęsty las, gdzie mógł się ukryć razem z samochodem.
Przekręcił kierownicę i przednie koła w prawo, potem zaciągnął hamulec ręczny, żeby samochód nie zjechał tyłem ze wzgórza. Pomyślał, że z góry będzie lepiej widział, a kiedy wziął lornetkę i wysiadł, zobaczył, że radiowóz jedzie krętym podjazdem.
Co ty, do diabła, kombinujesz?
Szybko skrył się w gęstwinie drzew, szukając miejsca, skąd będzie lepiej widział podwórze od frontu i przyczepę. Dojrzał jakiś ruch, odsunął rosnące przed nim gałęzie. Policjant wysiadł z radiowozu i skierował się do drzwi przyczepy.
Niech to szlag!
Stucky nie widział głównych drzwi przyczepy, bo drzewa rosły zbyt gęsto, ciągnęły się w dół aż do samego podwórza. Dostrzegł tylko jakieś fragmenty, jakieś drobiazgi.
Może powinien wejść jeszcze wyżej.
Podekscytowany, ciężko oddychając, w pośpiechu zaczął się wspinać. Gałęzie smagały twarz, pnącza czepiały się nogawek spodni, sosnowe igły chrzęściły pod stopami. Musi zobaczyć, co planuje ten dupek.
Czemu tak się wściekł?
Pokonał zbyt długą drogę, by tylko wlepić komuś mandat.
Wreszcie Stucky znalazł dogodny prześwit i przystawił do oczu lornetkę. Zmarszczył nos i ustawiał ostrość, zirytowany, że trwa to zbyt długo. Kiedy zobaczył powiększony i rozmyty obraz, zakręciło mu się w głowie. Oparł się o pień drzewa. Chwilę potem widział już przyczepę idealnie ostro, wciąż jednak nie mógł zajrzeć do środka przez zasłonięte okna. W pewnym momencie zdawało mu się, że zobaczył poruszający się cień, lecz nic więcej. Znajdował się zbyt daleko, żeby cokolwiek dobrze widzieć albo słyszeć.
Stucky spojrzał na zegarek. Minęło piętnaście minut i nikt nie wyszedł głównymi drzwiami przyczepy, ale dostrzegł jakiś ruch na jej tyłach. Może to tylko trzepoczące na sznurze pranie? Patrząc przez lornetkę, widział w powiększeniu różne fragmenty przyczepy i podwórka. Kiedy w końcu odsunął ją od oczu, był pewien, że coś albo ktoś jest za przyczepą.
Niech to szlag!
Cokolwiek się tam działo, nie mógł tego dojrzeć.
Rozejrzał się wokół po lesie. Nieco dalej w dole zobaczył kolejną gruntową drogę. Znajdowała się bliżej przyczepy. Było tam też wystarczająco dużo drzew, by się ukryć. Musi się przekonać, co zamierza ten dupek.
Pobiegł przed siebie, patrząc uważnie pod nogi, kiedy przemykał między drzewami i przeskakiwał leżące na ziemi gałęzie. Gdy dotarł do samochodu, serce mu waliło, tętno szalało. Wsiadł i natychmiast usłyszał stukanie w bagażniku.
– No już, Susan, wykop mi drugie tylne czerwone światło! – krzyknął przez ramię. – Nikt cię tu nie słyszy.
Gdy zapalił silnik, stukanie ustało. Pomyślał o drugim zastrzyku. Zerknął na worek na podłodze, a potem na zegarek. Jeśli chciał się przekonać, co działo się za przyczepą, nie miał czasu za zastrzyk.
Był tak podniecony, że docisnął gaz. Błoto zassało opony, samochód gwałtownie skręcił.
Powoli, powiedział sobie, zdejmując nogę