Przedsmak zła. Alex Kava

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przedsmak zła - Alex Kava страница 6

Автор:
Серия:
Издательство:
Przedsmak zła - Alex  Kava

Скачать книгу

Zanim otworzył drzwi samochodu, kątem oka dostrzegł jakiś ruch. W dole na głównej drodze. To był policyjny radiowóz.

      Sukinsyn!

      Stucky pochylił się, ledwie widział cokolwiek nad kierownicą. Jego samochód stał jakieś trzydzieści metrów od głównej drogi. Czy drzewa wystarczająco go zasłaniają? Bo ten drań kierował się z powrotem w tę stronę.

      Walenie się nasiliło.

      Przysiągłby, że cały samochód kołysał się od tych stukotów. Przyłapał się na tym, że wstrzymuje oddech, jakby to robiło jakąś różnicę, i patrzył, jak radiowóz coraz bardziej się zbliża. Siedział nieruchomo, w jednej ręce ściskając strzykawkę, w drugiej nóż myśliwski, gotowy użyć jednego i drugiego.

      Po plecach strużką spływał mu pot. Tak mocno zacisnął zęby, aż poczuł przeszywający ból. Teraz jego serce waliło w rytm stukotów w bagażniku. Potem nagle zobaczył, że radiowóz przyśpieszył, a po paru sekundach przemknął obok wjazdu na gruntową drogę. Stucky widział jeszcze sylwetkę za kółkiem, kapelusz policjanta wciąż nasunięty nisko na czoło. Okulary, zza których patrzył prosto przed siebie. Dupek nawet nie zerknął w stronę dziwnie zaparkowanego samochodu.

      Tylne czerwone światła mignęły jeszcze przez sekundę, po czym zniknęły za zakrętem. I po radiowozie.

      Stucky wciąż tkwił w miejscu, jakby się spodziewał, że dupek zawróci. Sprawdził godzinę na zegarku i wytrzymał tak pięć minut. Przywykł do czekania i obserwowania. Przyzwyczaił się do wtapiania się w otoczenie i stawania się niewidzialnym. Chociaż musiał przyznać, że Susan R. Fuller nadwyrężała resztki jego cierpliwości.

      Minęło kolejne pięć minut. Radiowóz nie wrócił.

      Stucky cisnął strzykawkę z powrotem do worka, wsunął nóż myśliwski do kieszeni kurtki i włączył bieg.

      – Okej, przekonajmy się, co ty, do diabła, zmajstrowałeś.

      ROZDZIAŁ SZÓSTY

      Hrabstwo Warren, Wirginia

      Deszcz zaczął się od lekkiej mżawki, ale kiedy zajechali do Ollie’s Bar and Grill, Maggie żałowała, że nie wzięła ze sobą firmowej kurtki. Kto by przypuszczał, że w środku lata zrobi się tak przenikliwie zimno?

      Turner namówił ją, żeby poszła z nim i Delaneyem na drinka. Uparcie twierdził, że potrzebuje jej pomocy i chce przegadać szczegóły autopsji.

      – Nigdy nie przedstawię mu tego tak, jak trzeba – powiedział.

      Wyjście z Turnerem i Delaneyem na drinka po pracy to było coś więcej, niż zaproszenie Maggie do męskiego stolika w bufecie. Co prawda chodziła już z kolegami na drinka, ale zwykle większą grupą, na przykład żeby uczcić czyjeś urodziny. Tym razem było inaczej. Teraz mieli rozmawiać o sprawie, po godzinach, jak koledzy z pracy.

      Nagrała Gregowi wiadomość na sekretarce, chociaż nie musiała tego robić. Odkąd Greg został partnerem w firmie prawniczej, pracował do wieczora i w większość weekendów. Nie pamiętała, kiedy ostatnio usiedli razem do kolacji. Żyli jak współlokatorzy, ich ścieżki czasem się krzyżowały, ale coraz częściej po prostu zostawiali sobie wiadomości. Maggie zazwyczaj naprędce połykała coś kupionego na wynos i po sprawie. Tak naprawdę nieobecność Grega wcale jej nie przeszkadzała.

      Kogo ona oszukuje? Wolała być sama. To lepsze niż wysłuchiwanie krytykanckich tyrad męża, strofowania i wykładów na temat jej pracy. Ostatnio wyjawił, jak bardzo mu się nie podoba, że jego żona jest agentką FBI, i nie zamierza zatrzymywać tej opinii dla siebie.

      Delaney wyglądał na wykończonego, krótkie włosy miał zmierzwione i wilgotne od deszczu. Mimo to uśmiechnął się i pomachał, przywołując ich do jakże pożądanego narożnego boksu, który udało mu się sprytnie zająć. Naprawdę miał szczęście, bo lokal był zatłoczony.

      – Wszystko gra? – spytał go Turner.

      W tym momencie Maggie sobie przypomniała, że Turner wspominał o pilnej rodzinnej sprawie, którą musi załatwić Delaney. Nie, nie pilnej sprawie. O rodzinnym problemie. Przyjrzawszy się bliżej, dostrzegła, że Delaney ma przekrwione oczy. Kilka razy potarł brodę wnętrzem dłoni, więc kiedy odpowiedział Turnerowi:

      – Taa, wszystko dobrze… – to Maggie wiedziała, że nie mówił prawdy.

      Szybko zajęła miejsce naprzeciw Delaneya, a Turner wśliznął się obok niej, wzrokiem szukając kelnerki. Maggie nadal przyglądała się Delaneyowi, choć udawała, że jest zainteresowana menu restauracji.

      – Nie pożałujesz, jak weźmiesz burgera – poradził jej Delaney.

      – A ty go zamówisz?

      – Dla mnie tylko piwo. Spotykam się później z Karen.

      Karen była jego żoną. Maggie bezskutecznie próbowała wywnioskować, czy „rodzinny problem” został rozwiązany. A może Delaney przerwał coś ważnego tylko po to, żeby się z nimi spotkać w sprawie autopsji.

      Przestań, skarciła się w duchu.

      Ostatnio ciągle to robiła. Przyglądała się wszystkiemu i wszystkim i wszystko analizowała, jakby jej umysł nie mógł się wyłączyć. Jakby każdy fragment informacji stanowił podstawę do stworzenia profilu psychologicznego. Jakby wciąż musiała ćwiczyć swój umysł. Poprzedniego dnia przyłapała się na tym, że stworzyła pełny profil sprzedawczyni ze sklepu spożywczego. Na swoją obronę mogła tylko powiedzieć, że stała w długiej kolejce, a sprzedawczyni wyjątkowo się guzdrała, no i na domiar złego kiepsko zakamuflowała siniak nad lewym okiem.

      Turnerowi udało się przywołać kelnerkę.

      – Kochanie, życie nam pani ratuje. – Nagrodził młodą kobietę szerokim uśmiechem.

      Maggie już widziała, jak to robił. Może wyglądał na bejsbolistę twardziela, ale potrafił być czarujący. Teraz czarował też Maggie, zwracając się do kelnerki:

      – Wygląda na to, że mamy ochotę na kolację. Co wybierasz, Maggie?

      Był tak uprzejmy, że pozwolił jej zamówić pierwszej. Zazwyczaj jeżyła się, kiedy agenci traktowali ją zbyt grzecznie, ale zdusiła złość. W końcu Turner ją zaprosił, ponieważ szanował jej wiedzę i umiejętności.

      Przypomniała sobie, że na lunch zjadła tylko tłuste frytki i popiła dietetyczną pepsi w drodze do koronera. Zamówiła burgera i sałatkę, a do tego butelkę Sama Adamsa. Kiedy przyniesiono jedzenie, musiała się pilnować, by nie połknąć wszystkiego naraz. Jadła nieśpiesznie małymi kęsami, a między nimi opisywała rany ofiary morderstwa, ignorując przy tym postękiwania Turnera.

      – To była naprawdę masakra, człowieku – stwierdził Turner, patrząc na Delaneya. – Jaki wariat strzela w nogę kobiety, a potem odcina jej palec, żeby go zabrać jako łup?

      – Czy palec jest łupem? – spytał Delaney.

      Kiedy

Скачать книгу