Klub niewiernych. Agnieszka Lingas-Łoniewska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Klub niewiernych - Agnieszka Lingas-Łoniewska страница 23

Klub niewiernych - Agnieszka Lingas-Łoniewska

Скачать книгу

      Beata miała dyżur do dziewiętnastej, ale planowała zostać jeszcze dłużej. Niespodziewanie, tuż przed zamknięciem biblioteki, do środka weszła Justyna.

      – Stało się coś? Wszystko w porządku z Piotrem? – Beata aż zadrżała na jej widok.

      – Nie, nie – odpowiedziała Justyna. – Chciałam tylko z tobą pogadać. Jesteś już wolna?

      – Właściwie to tak. Skończę rano, niewiele mi już zostało.

      Beata dojeżdżała do pracy komunikacją miejską, Justyna zaproponowała, że ją odprowadzi. Kobiety wyszły i wolno ruszyły w stronę przystanku.

      – No to o co chodzi? – rzuciła zniecierpliwiona Beata.

      – Mam już dość waszego wtrącania się w nasze sprawy. I organizowania nam życia. W sumie głównie o to… – Justyna nie zamierzała owijać w bawełnę. Złość, frustracja i niechęć wylały się z niej jednym silnym strumieniem. Ale teraz, jakby nagle wystraszona własną odwagą, urwała.

      – Co? – Beata zmierzyła ją nieprzyjemnym wzrokiem i to, paradoksalnie, dodało na nowo animuszu Justynie.

      – To, co słyszysz. Piotrek ma swoje życie, swoją rodzinę, a ty i twoja matka nie dajecie mu odciąć tej cholernej pępowiny.

      Odpowiedziało jej pogardliwe prychnięcie siostry Piotra.

      – Ty i on to żadna rodzina. Jak będziecie mieć dziecko, to pogadamy.

      – Posłuchaj mnie! – Justyna złapała kobietę za ramię. – To, że jesteś sfrustrowaną starą panną i kochasz Piotra jakąś chorą miłością, gówno mnie obchodzi! To mój mąż, a dopiero w drugiej kolejności twój brat. I przez was jest cholernie nieszczęśliwy. A ja zrobię wszystko, aby chronić mojego faceta przed dwiema złośliwymi i nieszczęśliwymi babami. Tak! Jesteście samotne i nieszczęśliwe! Nie macie własnego życia, tylko żyjecie cudzym, naszym. Ale ja nie mam zamiaru tego dłużej tolerować. Miarka się przebrała.

      – Wiesz co? – wysyczała przez zęby Beata. – Piotrek popełnił błąd. Wkrótce się o tym przekona. A ty jesteś sierotą z pojebanej patologicznej rodziny. Nie wiem, czym zawróciłaś mu w głowie, ale jeśli tym, co myślę, to go to wkrótce znudzi. Jest facetem, a oni zawsze się nudzą. Szukają nowych podniet…

      – Ty akurat nic o tym nie wiesz – rzuciła jej w twarz Justyna.

      – Pierdol się.

      – Brawo. Cóż za odwaga, jakie piękne słownictwo. Pamiętaj, co ci powiedziałam. Ja nie odpuszczę!

      Justyna ruszyła w przeciwnym kierunku, tam gdzie stał zaparkowany jej samochód. Musiała odejść od tej pieprzonej wariatki, bo miała ochotę złapać ją za koński ogon i zamieść jej twarzą chodnik nieopodal przystanku. Była tak nabuzowana, nakręcona złością i adrenaliną, że z pewnością poradziłaby sobie z tą frustratką, gdyby doszło do fizycznej konfrontacji. Ale nie chciała robić przedstawienia i ściągać na siebie kłopotów. Wiedziała, że jeszcze dzisiaj jej mąż będzie o wszystkim wiedział i w sumie była ciekawa jego reakcji. To, jak do tego podejdzie, będzie wyznacznikiem, w jakim kierunku idzie ich małżeństwo i czy w tej walce jest zdana tylko na siebie.

      Wsiadła do samochodu, uruchomiła silnik i poczuła, że musi z kimś pogadać. Do głowy przyszła jej tylko jedna osoba. Nie wiedziała, czy to w ogóle możliwe, teraz, o tej porze, dlatego wysłała ostrożnego SMS-a:

      Potrzebuję się wygadać. Masz chwilkę?

      Po minucie zadzwonił telefon, na wyświetlaczu pojawiło się imię „Dawid”.

      – Halo? – Zdawała sobie sprawę, że jej głos brzmi co najmniej żałośnie.

      – Co się dzieje? Masz zamiar kogoś zamordować? Mam ci w tym pomóc?

      – Przydałoby się. Ale poważnie… – westchnęła. – Muszę z kimś porozmawiać, zanim wrócę do domu. Sorry, że zawracam ci głowę.

      – Nie zawracasz. Właśnie wracam z treningu. Podjechać gdzieś po ciebie?

      – Nie, mam auto. A… – Zawahała się. – Masz może z godzinkę?

      – Jasne. Moje panie pojechały na basen. Dam im tylko znać, że wyskoczę z tobą na kawkę, żeby potem nie było, że gdzieś się włóczę bez autoryzacji, he, he.

      – Dawid, ale naprawdę twoja żona nie będzie miała nic przeciwko?

      – Spokojnie. Mamy do siebie zaufanie, zresztą opowiadałem jej o tobie, musicie się w końcu poznać. Może wtedy zacznie mieć coś przeciwko.

      – Super. – Justyna poczuła ulgę. Żartobliwy ton Dawida rozbroił jej obawy. – To gdzie się zobaczymy?

      – Spotkajmy się na placu Zbawiciela. Dojadę w dwadzieścia minut. Zaparkujemy gdzieś i się znajdziemy, okej?

      – Okej, to do zobaczenia. I dzięki.

      – Nie ma sprawy. Od czego ma się kumpla?

      Justyna jechała do centrum już bardziej spokojna. Rozmowa z Dawidem zawsze ją wyciszała i pozwalała spojrzeć na swoje problemy z tak potrzebnego dystansu. Zastanawiała się nad tym, co ich tak naprawdę łączy, co mogłoby ich połączyć, i doszła do wniosku, że zdecydowanie woli mieć w nim przyjaciela niż kochanka. Zresztą chyba nie byłaby w stanie zdradzić Piotrka. Kochała go, chociaż doprowadzał ją czasami do szału, a jeszcze częściej po prostu rozczarowywał. Ale, do cholery, wciąż był jej mężem, kimś bliskim. Nie mogłaby, ot tak, skoczyć w bok. Jeśli kiedykolwiek pójdzie do łóżka z innym mężczyzną, to tylko wtedy, kiedy już nic nie będzie jej łączyło z Piotrem. W końcu ślubowała mu miłość i wierność. A Dawid? Był zabawny, miło było na niego patrzeć, a jeszcze milej z nim rozmawiać i żartować. I to wielka wartość mieć w kimś takim powiernika. Mimo incydentu w klubie, on chyba także doszedł do podobnych wniosków i pasował mu taki układ. Tamten epizod uznali za alkoholowy wybryk i postanowili do niego nie wracać.

      Na placu Zbawiciela, jak zwykle o tej porze, większość knajpek była zajęta. Jednak udało się znaleźć miniaturowy dwuosobowy stolik, gdzie przycupnęli i zamówili: Justyna koktajl owocowy, a Dawid herbatę miętową.

      – Dziki tłum. A podobno ludzie o tej porze siedzą w domach – stwierdziła Justyna.

      – Albo w pracy.

      – I nie mają pieniędzy.

      – Taaak, i w ogóle wszystko jest w ruinie – dodał złośliwie.

      – Wiesz, w ruinie to chyba będzie moje małżeństwo – westchnęła Justyna. – Niedługo nie będzie po nim śladu, jak po Tęczy.

      – Aż tak źle? – Dawid uniósł brew i uśmiechnął się dziwnie.

      – Zrobiłam coś, co chyba uruchomi lawinę pod tytułem: twoja żona to suka. – Justyna w skrócie opowiedziała Dawidowi rozmowę z Beatą, jej reakcję i słowa,

Скачать книгу