Klub niewiernych. Agnieszka Lingas-Łoniewska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Klub niewiernych - Agnieszka Lingas-Łoniewska страница 21
A może to on był niesprawiedliwy, próbując przerzucić odpowiedzialność na matkę za swoje własne słabości?
Naszła go ochota, żeby zwierzyć się Kai. I może, choć nie była ona odpowiednią osobą do tego rodzaju wynurzeń, stanęła jednak na wysokości zadania, wysłuchując go z taktem i zrozumieniem.
Przydałby się psychoterapeuta, pomyślał.
Potem rozmawiali jeszcze o wcześniejszym kochanku Kai, który najwyraźniej ją nagrał i wsypał przed mężem. Cała sprawa była zastanawiająca, ale Kaja nie mogła odnowić kontaktu z tym człowiekiem i próbować wyjaśnić sprawy. Pozostały jej domysły i frustrujący żal.
– Chyba będę wracał – oznajmił w pewnym momencie Piotr.
Nie próbowała go zatrzymać, ale w jej spojrzeniu odnalazł smutek. Pewnie wolała, żeby został dłużej, nie chcąc być sama. Zrobiło mu się jej żal, ale nie mógł przecież brać za nią odpowiedzialności.
Zastanawiał się, czy zdąży przed Justyną. Wziąłby prysznic, żeby nie nabrała podejrzeń. Zmyłby z siebie zdradę.
Nie chciał już wracać do Kai. Ale nie chciał jej też mówić, że to zapewne ich ostatnie spotkanie.
19. Edyta
Aspirant sztabowy Edyta Makowska rozmawiała z komisarzem Jarosławem Bieleckim, który wydawał się mocno zniecierpliwiony i poirytowany.
– Słuchaj, Jarek, nie chcę jej cisnąć. Ona jest kłębkiem nerwów i znajduje się pod opieką psychiatry i psychologa. Nie zdziwiłabym się, gdyby wylądowała w wariatkowie.
– Dlatego ważne jest, żebyś wydobyła z niej jak najwięcej teraz, bo potem, jak będzie nafaszerowana lekami, nie będzie wiedziała, jak się nazywa – stwierdził bez ogródek.
– Rozmawiałam z tą psycholog. Ona się boi, że jak będziemy naciskać, to biedaczka się zamknie i nikogo już do siebie nie dopuści.
– Świadkowie też niemrawi… Właściwie to nic nie wnieśli do sprawy – przypomniał rozgoryczony Bielecki.
Zastanawiał się, dlaczego starczyło im odwagi, żeby dobiec do ofiary i spłoszyć napastnika, ale nie mieli jej, żeby spróbować go dopaść. Z drugiej strony, zdawał sobie sprawę, że zbyt łatwo oceniał zachowania innych, przykładając do nich własną miarę.
– Ładne mi nic. Gdyby nie oni, zajmowalibyśmy się kolejnym morderstwem – zdobyła się na krytyczny komentarz.
– Naprawdę sądzisz, że te sprawy są powiązane? – zapytał lekceważącym tonem.
Nie wiedziała, czemu miałaby go na nowo przekonywać do tego poglądu, więc po prostu nie odpowiedziała.
Zawsze wydawał jej się w pewnym stopniu leniwy i co gorsza, nieco ociężały intelektualnie, ale w ostatnim czasie cechy te nabierały jaskrawości. Zważywszy, że stały przed nimi poważne wyzwania, nie była to szczególnie budująca konstatacja.
Edyta dokonała pewnych podsumowań.
Przesłuchiwana twierdziła, że została sterroryzowana i wywieziona do lasu, tam zaś sprawca próbował ją zgwałcić, a potem zabić. Te zeznania nie trzymały się jednak kupy. Oczywiście mogło być prawdą, że kiedy nie udało mu się zmusić jej do seksu i kiedy próbowała uciekać, próbował ją dopaść i rozsierdzony, chciał ją pozbawić życia, ale wewnętrzny głos podpowiadał policjantce, że kobieta znalazła się tam dobrowolnie.
Zasłaniała się szokiem, strachem i niepamięcią, nie potrafiła odtworzyć zbyt wielu szczegółów i odpowiadała zdawkowo.
Po drugie – Edyta zrobiła wywiad środowiskowy i usłyszała od kilku „życzliwych” osób, że pani Grabowska ma nie najlepszą opinię i że regularnie przyprawia rogi mężowi, który często wyjeżdża zagranicę.
Sam Grabowski, kiedy dowiedział się po powrocie z Niemiec, co przydarzyło się jego małżonce, popadł niemal w obłęd. Nie zadawał zbyt wielu pytań, ale zależało mu przede wszystkim na zdrowiu i bezpieczeństwie żony. Zachował się po prostu godnie i odpowiedzialnie, jak na kochającego męża przystało. Edyta nie wiedziała, czy jest frajerem, czy odłożył na późniejszy czas wątpliwości i pretensje.
Tak czy inaczej – sprawa okazała się rozwojowa, ale podstawą było zdobycie zaufania Grabowskiej i skłonienie jej do zwierzeń, a to proces rozłożony w czasie. Należało też zapewnić jej bezpieczeństwo, szczególnie w ciągu najbliższych dni, bo przecież napastnik mógł wyjść z założenia, że opłaca mu się podjąć ryzyko i pozbyć niewygodnego dla siebie świadka, mógł też działać w amoku.
Edyta uważała, że sprawy, w których pokrzywdzonymi są kobiety, dają policjantkom szerokie pole do popisu, bo wymagają od prowadzących znajomości niuansów kobiecej psychiki, którymi raczej nie są w stanie wykazać się mężczyźni.
Obcy był jej strach. Chciała udowodnić swoją wartość i wypłynąć na tej sprawie, budując swoją zawodową wiarygodność i pozycję wśród facetów patrzących na nią i jej działania protekcjonalnie.
Póki co, wróciła do papierkowej roboty. Zapowiadał się długi i nudny dzień, ale wszelkie niedogodności słodziła perspektywa jutrzejszego wieczoru, podczas którego miała zjeść kolację z Mariuszem, kolegą z pracy.
Chociaż powiedziała o jego zaproszeniu tylko dwóm koleżankom z „firmy”, miała wrażenie, że na komisariacie już huczało od plotek o ich rzekomym romansie. Nie była pewna, czy to dobry pomysł, żeby mieszać w ten sposób pracę i życie prywatne, ale po ukończeniu trzydziestki zwykła nie lekceważyć szans na rozwijanie ciekawych znajomości czy osobistych perspektyw. A Mariusz, który do załogi dołączył niedawno, bo ledwie dwa miesiące temu (wcześniej mieszkał i pracował w Łodzi), od początku zwrócił jej uwagę i przypadł do gustu. Jak się okazało z wzajemnością, dlatego wiele sobie obiecywała po tym spotkaniu.
Pomyślała, że może wreszcie życie zaczęło się do niej uśmiechać, ale postanowiła sobie pomóc, wykorzystując nadarzające się okazje.
20. Beata, Mateusz, Justyna, Dawid
Beata siedziała z nosem w katalogach, wprowadzając nowe tytuły. Na uszach miała słuchawki, z których rozbrzmiewała muzyka Hansa Zimmera. Kiedyś Piotrek kupił jej płytę z muzyką filmo0wą tego kompozytora, a ona od razu ją pokochała. Muzyka wyciszała ją, odprężała, ale też cudownie wstrząsała emocjami – w każdym razie pozwalała zapomnieć o tym, jak bezpłciowe było jej życie. Takie zwykłe życie Beaty bibliotekarki, kochającej swoją pracę, książki, seriale, matkę i brata. Nikogo i niczego więcej niepotrzebującej do życia.
– Beata… – Aneta, koleżanka z działu, szturchnęła ją lekko.
– Tak? – Kobieta wyjęła jedną