Klub niewiernych. Agnieszka Lingas-Łoniewska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Klub niewiernych - Agnieszka Lingas-Łoniewska страница 16
Pomyślał, że może powinien jednak zmienić plany, tym bardziej, że pozostała niecała godzina urzędowania, ale on nie lubił poczucia niezałatwionych spraw, zwłaszcza kiedy założył sobie, że coś w danym dniu zrobi.
Kiedy wreszcie znalazł się na miejscu i zaparkował samochód, usłyszał dźwięk przychodzącego SMS-a. Miał go zignorować, żeby nie rozpraszać uwagi, ale z ciekawości spojrzał na telefon.
Dominika. Z drugiego numeru – tego, którego jeszcze nie zablokował.
Przepraszam. Poniosło mnie. Wróćmy do starego układu. Tylko seks. D.
– Ja pierdolę! – zaklął odruchowo, gorsząc jakąś nobliwą kobietę, która przechodziła obok.
Co ona sobie myśli? Takie nieostrożne, lekkomyślne postępowanie! Co, gdyby zapomniał tę wiadomość skasować, a potem Justyna buszowałaby w skrzynce odbiorczej jego telefonu, podejrzewając go o coś? Wpadłby przez taką głupotę…
Poza tym nie wierzył Dominice. Jeszcze chwilę temu histeryzowała, a teraz nagle nabrała do wszystkiego dystansu. To nie trzymało się kupy, a było jedynie sprytną zagrywką wynikającą z desperacji.
Jednego był pewien. Miał już Dominiki serdecznie dość i nie chciał o niej więcej słyszeć. Mógł mieć tylko nadzieję, że znudzi się jej to napraszanie się albo że pogodzi się z prawdą i jej przykrymi dla siebie konsekwencjami, po czym ostatecznie da mu spokój. A może w końcu znajdzie sobie inny obiekt westchnień, który skutecznie odciągnie jej uwagę od niego?
Zastanawiał się jednak, czy może nie powinien z nią na spokojnie porozmawiać? Spróbować jej wytłumaczyć?
Ale szybko doszedł do przekonania, że niczego by w ten sposób nie wskórał, a jeszcze mógłby pogorszyć sytuację. Mniejsza o kolejną dramatyczną scenę, którą by mu zgotowała, żeby podkreślić swoje przywiązanie. Może odebrałaby to jako ustępstwo, dochodząc do przekonania, że presja z jej strony jest w stanie przynieść wymierne skutki, że kropla drąży skałę.
Postanowił zablokować i ten numer. I tak będzie blokował kolejne próby kontaktu, unikał jej, a jeśli jeszcze kiedyś ją zobaczy – użyje w końcu ostrzejszych słów, które pozbawią ją resztek szkodliwych złudzeń.
***
Wizyta w ZUS-ie poprawiła mu nieco humor, bo wbrew obawom urzędniczka okazała się miła i pomocna, a problem okazał się mniej skomplikowany, niż zakładał.
Justyna czekała na niego z obiadem. Na talerzach pojawiło się spaghetti carbonara, a kieliszki wypełniło czerwone wino.
– Może pojechalibyśmy na koncert Coldplaya? – rzuciła nagle pomysł.
Spojrzał na nią nieco rozczulony. Przypomniało mu się, jak na ślubie tańczyli wtuleni w siebie do Fix You.
Kiedyś nawet lubił Coldplaya, ale ostatnie albumy tej formacji pozbawiły go skutecznie resztek zainteresowania. Wiedział jednak, że jego żona wciąż była wpatrzona w Chrisa Martina jak w najświętszy obrazek. Widziała ich na żywo raz, kiedy przyjechali do Polski na Open’er Festival, i od tego czasu obiecała sobie, że musi powtórzyć to niezwykłe przeżycie.
– Przyjeżdżają do Polski? – spytał.
– Myślałam o koncercie w Londynie.
– Londyn?
– Znalazłam tanie bilety. Taki parodniowy wypadzik, łącznie z weekendem. Nie byliśmy tam… chyba od trzech lat.
– To prawda – przyznał po namyśle.
– Pamiętasz, jak było fajnie? Ile rzeczy zobaczyliśmy, a ilu nie zobaczyliśmy, obiecując sobie szybko wrócić? – przypomniała.
Rany, co ją napadło? – myślał, przypatrując się jej z zaciekawieniem.
Ale w duchu musiał przyznać, że cały ten pomysł z wyjazdem jest niegłupi i dobrze by im taka krótka eskapada zrobiła.
Uświadomił sobie, że nie odpowiedział, a ona wpatruje się w niego wyczekująco, z uniesionym w połowie drogi do ust widelcem, wokół którego owinięte było spaghetti.
– Co myślisz? – spytała w końcu zniecierpliwiona.
– Myślę, że w twojej główce rodzą się czasem fantastyczne pomysły – odrzekł, uśmiechając się do niej czule. – Jak zjemy, spojrzymy do kalendarza i będziemy kombinować. Ale jestem na tak!
Zobaczył dziecięcą radość w jej oczach.
A potem, mimo zmęczenia, nabrał na nią nagle ochoty.
Kiedy zmywała naczynia, nucąc z entuzjazmem Viva La Vida i kręcąc przy tym tyłeczkiem, podszedł do niej niepostrzeżenie i objął ją w pasie. Potem pochylił się nad nią i pocałował ją czule w szyję.
Odwróciła się w jego kierunku i ich usta spotkały się na dłużej. Jego dłonie zaczęły tymczasem łapczywie zaznaczać swoją obecność na jej udach, pośladkach i piersiach.
– Piotrek, przestań! Daj mi skończyć! – chichotała. – Naczynia nie pozmywają się same.
– Zostaw je!
– Nie mogę! Co by na to powiedziała twoja mama? – Mrugnęła do niego.
15. Dominika, Urszula
Pani Urszula wychodziła z mszy lekko poirytowana, między innymi kazaniem proboszcza. Miała wrażenie, że patrzył właśnie na nią, kiedy prawił z ambony, że powinno się unikać oceniania i sądzenia innych, a skupiać na czynieniu wokół siebie dobra i pomnażaniu go. Poza tym nie spodobało jej się, że w ogłoszeniach duszpasterskich ogłosił zbiórkę żywności i innych darów na paczki przeznaczone dla biedniejszych parafian.
Już ona znała tych „biedniejszych parafian”. Patologia. Rodzice – najczęściej alkoholicy odejmujący własnym dzieciom od ust jedzenie, żeby kupować sobie wypasione plazmowe telewizory w Media Marktach czy innych Saturnach, a potem przychodzą skarżyć się „księdzu dobrodziejowi” na uciążliwości życia i wyciągają łapę po datki parafian. Podły szantaż emocjonalny.
Nagle poczuła czyjeś dotknięcie w ramię.
– Dzień dobry.
Obróciła się i zobaczyła kobietę około trzydziestki, która wpatrywała się w nią z uśmiechem.
– Dzień dobry – odpowiedziała skonsternowana, zastanawiając się, z kim ma do czynienia, ale w tej chwili nic nie przychodziło jej do głowy.
– Przepraszam, że zaczepiam, pewnie się mylę, ale nie mogę nie zapytać… Pani nie jest może mamą Piotra?
– Jestem – przytaknęła zdziwiona pani Urszula.
– A jednak